Strata, śmierć, cierpienie, ból i łzy. Taka też jest cena, którą trzeba zapłacić za dobro. Zrobiłam dobry uczynek, za który tak szybko dostałam od losu bolesny rachunek. I choć dzisiaj znowu płaczę, jednak nie żałuję tamtej decyzji.
Półtora
roku temu przygarnęłam ze Schroniska na Paluchu dwa psiaki – parę przyjaciół po
zmarłym właścicielu, Twixa i Tito. Nikt nie chciał ich wziąć w parze, więc postanowiono
je rozdzielić. Wtedy moje i męża serce ścisnęło się na myśl o cierpieniu, jakie
przyniosłaby tym psom rozłąka na zawsze. I tak we wrześniu 2017 roku trafiły
oba pod nasz dach. Ich pojawienie się odmieniło nasze życie, bardzo posmutniałe
po śmierci naszej ukochanej Dingusi.
Po
raz pierwszy w życiu miałam dwa psy. Po raz pierwszy mogłam obserwować tak
niezwykłe relacje dwóch psów, białego znerwicowanego Titka z lękiem separacyjnym
i czarnego, zrównoważonego, spokojnego i cierpliwego Twixia. Ich zabawy,
zwyczaje, wzajemne subtelne stosunki, życie w mini stadzie pozwoliło mi poznać
stworzenie, jakim jest pies z nieznanej mi dotąd strony. Jestem wdzięczna, że
było mi to dane prawie przez półtora roku. Było, bo już od miesiąca nie jest. Nasz
prawdziwie słodki Twix nie żyje, a ja znowu płaczę po stracie psa, który stał
się członkiem naszej rodziny.
Twixio
umarł, bo zjadł coś, co zawierało truciznę na szczury. Może był to kawałek mięsa
martwego, otrutego szczura, może kawałeczek, który ktoś naszpikował trutką, a
może samą trutkę. Zjadł to, bo moim psom kupiłam złe kagańce – niby
ekologiczne, ze skóry, przewiewne, ale jak się okazuje przez zbyt rzadko
rozstawione paski umożliwiające złapanie „smakowitego” kąska z trawnika. Trucizna
na szczury zabija po 6-7 dniach od spożycia trutki. To jak odbezpieczony granat,
bomba z opóźnionym zapłonem tykająca w ciele zwierzęcia. Próbowałam go ratować,
ale się nie udało. Mojego słodkiego Twixia dopadła straszna, koszmarna śmierć. Śmierć,
którą na całym świecie codziennie my ludzie fundujemy milionom bezbronnych
szczurów.
Bardzo,
bardzo nam go brakuje. Wciąż mam przed oczami jego miły pyszczek, ufne oczy i
te straszne dni, które przyszło mi razem z nim przeżyć, będąc bezsilną wobec
jego cierpienia. Wszystkim nam jest okropnie przykro, smutno i źle. Bardzo tęskni
za nim Titek. To jakby podwójna starta, bo Twixio i Titek to był niepowtarzalny
duet. Oni razem stanowili jedno. Titek bez Twixia nie jest takim samym psem. Teraz
musimy opiekować się psią sierotą Titkiem, którego dotychczasowe lęki spotęgowała
śmierć przyjaciela, który był jego opoką, pozwalając jednocześnie na to, żeby
czuł się (mizernym) przywódcą.
Kochany
Twixiu, Puchaczu, Przytulaku mój słodki cieszę się, że Cię poznałam... i do zobaczenia na rajskiej łące.