I znowu zrobiłam coś pierwszy raz. Bardzo się z tego cieszę, bo było ważne i wzruszające. Ten mój pierwszy raz stał się też zwieńczeniem akcji, którą pod nazwą „List do/od ojca”, przez dwa lata prowadził miesięcznik „Charaktery”.
Pierwszy raz w życiu napisałam list do swojego Taty. Kiedy zmarł miałam 5 lat,
więc nie umiałam jeszcze pisać. I dopiero niedawno przyszło mi do głowy, że
mogę taki list napisać teraz i to nie szkodzi, że wyślę go do redakcji
czasopisma, a nie do taty. Ważne, że go napisałam i że to naprawdę jest list do
niego.
W czerwcowym numerze „Charakterów” mój list do ojca został wydrukowany i zatytułowany „Miłość z zielonych listów”. Pewnie
przeczytało go wiele osób. Przez to, że ukazał się drukiem stał się tym
bardziej niezwykły. To trochę tak, jakbym go wypuściła w świat. A może nawet do
nieba? Tym listem z okazji Dnia Ojca, chce się też tutaj podzielić z Wami.
„Kochany Tatku,
Jestem bez Ciebie już 48 lat, a nadal tęsknię za Tobą. Miałam tylko pięć lat kiedy
umarłeś. Wtedy z tęsknoty wchodziłam do szafy, żeby posiedzieć pomiędzy Twoimi
ubraniami i tak z Tobą pobyć.
Kochany Tatku, bardzo dziękuję Ci za zielone listy. Tylko Ty pisałeś zielonym
atramentem, więc są charakterystyczne. Pamiętasz te listy, które pisałeś do
Mamy zimą 1961 roku, kiedy leżała w szpitalu na patologii ciąży? Po Twojej
śmierci zostały schowane na pawlaczu. Kilka lat później je odkryłam. Wyjmowałam
je ukradkiem, głaskałam zielone litery i czytałam „Kocham Cię”.
Kiedy stałam się okropną nastolatką obraziłam się na Ciebie za to, że umarłeś i
mnie zostawiłeś. Porzuciłam wtedy zielone listy, ale nigdy o nich nie
zapomniałam. Młodo wyszłam za mąż i
wyprowadziłam się z naszego mieszkania. Zostawiłam tam Twoje listy, bo nie
należały do mnie.
Tatku Drogi, Twoje zielony listy wróciły do mnie na moje 50-te urodziny. I
chociaż dostałam je od Mamy, to poczułam się tak, jakby to był prezent od
Ciebie. Kartki pożółkły, a zielony atrament stracił dawną, intensywną barwę.
Kilkanaście kartek w kratkę zapisanych Twoim równym pismem w zielonym
kolorze...
Po raz pierwszy od tylu lat, mając już zupełnie inną perspektywę i bagaż własnych doświadczeń, czytam o tym, jak radziłeś sobie w tamtych niełatwych tygodniach, gdy zdrowie Mamy i moje było bardzo zagrożone. To rozczulające jak namawiasz Ją do jedzenia pomarańczy i przekonujesz, by dbała o siebie. W szpitalu zabiegasz o jak najlepszą opiekę dla nas. Nieomal widzę jak biegniesz z kwiatami do lekarki, kiedy wreszcie szczęśliwie przyszłam na świat i gdy z radości po prostu całujesz ją w policzek. Podglądam Cię kiedy sprzątasz szykując się na nasz powrót do domu i jak kupujesz łóżeczko „dla swojej królewny”. Jestem pełna uznania dla Twojej Tatku dojrzałości i zaradności, a przecież miałeś wtedy dopiero 21 lat. Jestem wciąż bardzo wzruszona Twoją troską o nas obie i tym jak bardzo nas kochałeś.
Dziękuję Ci za słowa prawdziwej miłości. Za to, że nazywałeś mnie swoim
maleństwem, skarbkiem i ukochaną córeczką. Dziękuję za kwiaty, które przysłałeś
do szpitala z okazji mojego pierwszego w życiu Dnia Kobiet.
Tatku Mój, płakałam też nad pocztówką, którą wysłałeś do mnie – już
czteroletniego łobuziaka – gdy byłam z Mamą na wakacjach. Po raz kolejny czytam
ze ściśniętym gardłem: „ Kochana Córeczko. Tatuś bardzo tęskni za tobą, chodzi
po domu i płacze po kątach. Mamusia mi pisze, że jesteś niegrzeczna. To bardzo
nieładnie, bo robisz Tatce wstyd. Jak się nie poprawisz, to jak wrócisz do domu
Tatuś postawi cię do kąta. Bądź grzeczna i słuchaj Mamusi. Całuję Cię w nosek.
Twój Tatka.” (12.08.1965r.) Podziwiam Twoją pedagogiczną intuicję i dziękuję za
te pierwsze, tak szczęśliwe pięć lat mojego życia. Dziękuję, że nauczyłeś mnie
jeździć na rowerze i pokonywać strach. Dziękuję, że wyposażyłeś mnie w swoją
miłość na resztę lat już bez Ciebie.
Twoja śmierć Tatku położyła się cieniem na moim życiu. Mam w sobie nie tylko
siłę i odwagę, ale też sporo lęków i smutków. Myślę, że to nie jest takie złe.
Jestem przez to bardziej wrażliwa i współczująca, więcej widzę i rozumiem. Nie
raz brakowało mi Ciebie, Twojego wsparcia i towarzystwa. Jednak pomimo
fizycznej nieobecności, w jakimś sensie jesteś przy mnie stale – noszę w sobie
zielony kolor dobrych słów napisanych przez Ciebie – zielony kolor nadziei.
Kocham Cię...