niedziela, 17 marca 2019

Dobro, które niesie cierpienie...



Strata, śmierć, cierpienie, ból i łzy. Taka też jest cena, którą trzeba zapłacić za dobro. Zrobiłam dobry uczynek, za który tak szybko dostałam od losu bolesny rachunek. I choć dzisiaj znowu płaczę, jednak nie żałuję tamtej decyzji.
Półtora roku temu przygarnęłam ze Schroniska na Paluchu dwa psiaki – parę przyjaciół po zmarłym właścicielu, Twixa i Tito. Nikt nie chciał ich wziąć w parze, więc postanowiono je rozdzielić. Wtedy moje i męża serce ścisnęło się na myśl o cierpieniu, jakie przyniosłaby tym psom rozłąka na zawsze. I tak we wrześniu 2017 roku trafiły oba pod nasz dach. Ich pojawienie się odmieniło nasze życie, bardzo posmutniałe po śmierci naszej ukochanej Dingusi.

Po raz pierwszy w życiu miałam dwa psy. Po raz pierwszy mogłam obserwować tak niezwykłe relacje dwóch psów, białego znerwicowanego Titka z lękiem separacyjnym i czarnego, zrównoważonego, spokojnego i cierpliwego Twixia. Ich zabawy, zwyczaje, wzajemne subtelne stosunki, życie w mini stadzie pozwoliło mi poznać stworzenie, jakim jest pies z nieznanej mi dotąd strony. Jestem wdzięczna, że było mi to dane prawie przez półtora roku. Było, bo już od miesiąca nie jest. Nasz prawdziwie słodki Twix nie żyje, a ja znowu płaczę po stracie psa, który stał się członkiem naszej rodziny.

Twixio umarł, bo zjadł coś, co zawierało truciznę na szczury. Może był to kawałek mięsa martwego, otrutego szczura, może kawałeczek, który ktoś naszpikował trutką, a może samą trutkę. Zjadł to, bo moim psom kupiłam złe kagańce – niby ekologiczne, ze skóry, przewiewne, ale jak się okazuje przez zbyt rzadko rozstawione paski umożliwiające złapanie „smakowitego” kąska z trawnika. Trucizna na szczury zabija po 6-7 dniach od spożycia trutki. To jak odbezpieczony granat, bomba z opóźnionym zapłonem tykająca w ciele zwierzęcia. Próbowałam go ratować, ale się nie udało. Mojego słodkiego Twixia dopadła straszna, koszmarna śmierć. Śmierć, którą na całym świecie codziennie my ludzie fundujemy milionom bezbronnych szczurów.

Bardzo, bardzo nam go brakuje. Wciąż mam przed oczami jego miły pyszczek, ufne oczy i te straszne dni, które przyszło mi razem z nim przeżyć, będąc bezsilną wobec jego cierpienia. Wszystkim nam jest okropnie przykro, smutno i źle. Bardzo tęskni za nim Titek. To jakby podwójna starta, bo Twixio i Titek to był niepowtarzalny duet. Oni razem stanowili jedno. Titek bez Twixia nie jest takim samym psem. Teraz musimy opiekować się psią sierotą Titkiem, którego dotychczasowe lęki spotęgowała śmierć przyjaciela, który był jego opoką, pozwalając jednocześnie na to, żeby czuł się (mizernym) przywódcą.  

Kochany Twixiu, Puchaczu, Przytulaku mój słodki cieszę się, że Cię poznałam...  i do zobaczenia na rajskiej łące.









































                                   





Biegaj tam sobie Twixiu po rajskiej łące
i czekaj na nas kochany :*****