poniedziałek, 26 stycznia 2015

KL Auschwitz – nie wolno zapomnieć


... w przeddzień 70-tej rocznicy wyzwolenia




Auschwitz to pierwsze zagraniczne słowo jakie poznałam jako dziecko. Przewijało się w rozmowach, wspomnieniach moich dziadków Rychłowskich. W szafie między ubraniami ciągle wisiał wyprany obozowy pasiak dziadka Jaśka. Ten szorstki, zgrzebny, pasiasty, wynędzniały płaszcz z czerwonym trójkątem i literą P mam do dziś. Słuchałam opowieści o życiu w obozie. Tak, o życiu, bo nawet tam ludzie żyli – mimo wszystko i na przekór wszystkiemu. I o śmierci wielu, wielu, wielu...
I o przyjaźni, która zostaje na całe życie.

Oglądałam kartki pocztowe z Oświęcimia i zdjęcia z oświęcimskich biuletynów, które po wojnie prenumerował dziadek. 

Mój dziadek Jan Rychłowski - więzień KL Auschwitz
 niemieckiego obozu zagłady

Ogromne wrażenie robiło na mnie obozowe zdjęcie dziadka – to z gwoździem i z numerem. Ale najprawdziwszym, namacalnym dowodem, że to nie była zmyślona historia był wytatuowany na przedramieniu niebiesko-granatowy numer 66777. 
Auschwitz – Oświęcim, niemiecki obóz zagłady w Polsce istniał naprawdę. Dziadek mi o tym opowiedział. 

Nigdy o tym nie zapomnę. 
Nie wolno nam zapomnieć!












.
.

sobota, 24 stycznia 2015

Zawsze będę płakać




Widocznie ten płacz nie jest głęboko zakopany. Niby jestem pogodzona, niby wszystko przerobione. Niby jestem już dużą dziewczynką. A jednak...

Czasem wystarczy jakiś przypadkowy obraz, a czasem sama wychodzę na spotkanie wspomnieniom.      I czasem płaczę.

Dziś przeczytałam wiersz, który jest o mnie i o nim i o tym co się nam przytrafiło. Piękny wiersz. Kompletny obraz uczuć, które noszę w sercu. Dziś płaczę, bo łzy są momentami tuż pod skórą. 

Daję sobie prawo do tych łez. Mój ojciec był częścią mego życia. Puste miejsce po nim jest częścią mego życia. Na zawsze pozostaniemy sobie bliscy.
Ja i mój Tata – Rafał. 

„ A imię przybiera wklęsły kształt liter.
Gubi się w bezkolizyjnych koleinach.”

Wiersz Małgorzaty Południak "Pozostaniemy sobie bliscy"

O miłości do Ojca pisałam też tu:
.Miłość na Dzień Ojca
.Pożegnanie z Ojcem





sobota, 17 stycznia 2015

Folkowa tunika i włóczkowa biżuteria

... czyli trochę słońca w szarym dniu.



Wystarczy dołożyć trochę żółtego i szary zupełnie traci ponury wyraz. Lubię ten zestaw barw – różne szarości i różne żółcienie. I lubię folkowe inspiracje. W dzianinach nie są często spotykane, choć etno klimaty są coraz bardziej popularne. Szkoda, że przeważnie w postaci kolorowych, łowickich komputerowo wykonanych haftów na filcowych torebkach.  
Nigdy nie robię niczego z gotowych wzorów. Odtwarzanie i liczenie oczek na drucie mnie nudzi.  Wełnianą tunikę swego pomysłu zrobiłam na drutach trzy lata temu. W zeszłym roku znalazła swoją właścicielkę i poszła sobie z mojej szafy.

Zestaw składa się z czterech części. Tunikę można nosić samodzielnie lub wydłużyć ją do długości sukienki wpinając pod spód cienką wełnianą „spódniczkę”. Na jej brzegu doszyłam koła, łamiąc tym samym jego jednostajną linię.  Można przepasać się wąskim paskiem i dopiąć, tu albo tam, dość dużą okrągłą, szydełkową broszkę. Pasek może też posłużyć jako naszyjnik. Zastosowanie włóczki o różnej grubości i kilku odmiennych splotów pozwoliło mi uzyskać niepowtarzalną fakturę tej dzianiny. Było to możliwe jedynie dzięki wykorzystaniu resztek różnych włóczek.
 
Moje nieudolne zdjęcia nie oddają prawdziwej urody folkowej tuniki.




















Tył tuniki



























W tej samej tonacji barw zrobiłam na szydełku zestaw wełnianej biżuterii. Trzy broszki różnej wielkości i gruby włóczkowy sznur pozwalają na upinanie ich w fantazyjnych kombinacjach. Może posłużyć też do spinania obszernego sweterka. I właśnie tylko od naszej inwencji zależy jak ich się użyje i jaki efekt wywoła. Wierzę, że będzie to efekt piorunujący :) Wełniana biżuteria ciągle do wzięcia, czeka na swoją właścicielkę.

































.













 Zapraszam do lektury :
.Unikatowa kolekcja

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Znalazłam cudzego dziadka


... czyli oddam Ignacego Rychłowskiego.



Dwa miesiące temu napisałam do Muzeum Wojska Polskiego z prośbą o pomoc w rozszyfrowaniu wojskowych zdjęć mego dziadka Jana Rychłowskiego. To te fotografie, które umieściłam w notkach Kruchy dar oraz Trudny krok w dorosłość. Co prawda nie dostałam informacji, które w znaczący sposób poszerzyłyby moją dotychczasową wiedzę o nich, ale otrzymałam za to ... portret cudzego dziadka. 
Sympatyczna pani kurator z muzeum widocznie chciała się zrewanżować za wysłane zdjęcia i dlatego napisała do mnie „W zbiorach rysunku MWP znajduje się portret Ignacego Rychłowskiego z 1920 roku, w którym doszukać się można podobieństwa do Pani dziadka”.

I tak oto trafiła do mnie podobizna żołnierza Ignacego Rychłowskiego, który jak sprawdziłam w necie był plutonowym 11 PP (Pułku Piechoty?) i został odznaczony krzyżem Virtuti Militari V kl, za udział w wojnie polsko-bolszewickiej w latach 1918-1920.

Na portrecie widnieje krótka notka napisane ręką rysownika: „Ignacy Rychłowski Plutonowy 201 .p. Ochotniczego Baterii I-ej przedstawiony do orderu „Virtuti Militari” wojna 1920 r w okolicy Radzymina, rys. E (C?) Tański”

Nie wydaje mi się podobny do mego dziadka. Kiedy po raz pierwszy otwierałam plik w komputerze odczułam zawód, że to nie jest pomyłka w imieniu i że nie znalazłam nieznanego portretu mego dziadka Jana. Jednak w  twarzy Ignacego jest coś, co powoduje, że  wracam do tego portretu. Jest młody, ale taki bardzo poważny. Zamyślony jakiś, jakby nieobecny. A może po prostu był zmęczony. Jego oczy widziały tyle okrutnych rzeczy...


Czy Ignacy Rychłowski miał dzieci? I czy te dzieci miały swoje dzieci, ciekawe wojennego męstwa dziadka? Gdzie jest teraz order Ignacego, dzielnego polskiego żołnierza? 

Żal mi było nie wpuścić do sieci tego wizerunku i tej informacji. A nóż ktoś szuka swego przodka?

sobota, 10 stycznia 2015

Tajemnica mojej Królowej

... czyli przebieranki nie tylko karnawałowe







Alis sprowokowałaś mnie :) 
Chciałaś obejrzeć stroje karnawałowe, a ja dołożę do nich jeszcze tajemnicę mojej Królowej :) Zatem odsłońmy rąbek ... balowej sukienki i nie tylko.













Działo się to dawno temu na odległej planecie...
W tamtych czasach, w starym ciasnym zamku młoda Królowa miała nadzieję, że kiedyś będzie miała Królewnę, ale urodził się Królewicz. Jak bańka mydlana prysły marzenia o szyciu sukieneczek z falbankami, z kolorowymi lamówkami, z kokardkami i aplikacjami. I kapelusików z otokiem z kwiatów. I zwiewnych balowych kreacji.

Na szczęście mały Królewicz czasem chciał się przebierać, zwłaszcza w karnawale. W ruch szła maszyna do szycia, ale przede wszystkim pomysłowa głowa Królowej. Nie zdejmowała korony, bo i tak by jej z głowy nie spadła. Lubiła czary - zrobić coś z niczego.
Zamiast kupować pasmanterię z cekinami wycinała paski z materiału z ponaklejanymi błyskotkami. Hełm rycerza wycięła z tektury i okleiła złota folią, podobnie jak miecz z patyka. Pióropusz na hełmie to okręcone łańcuchem na choinkę druty. Herbową tarczę na zbroi rycerza wyszyła białymi i czerwonymi cekinami – kółeczko po kółeczku. Do tego jeszcze złoty wyszywany pas z uchwytem na miecz. I Królewicz stał się najszczęśliwszym na świcie rycerzem.


Królewicz w odświętnej zbroi

Tu w zbroi codziennego użytku

 Młoda wówczas Królowa miała wciąż swoją dziecinną tajemnicę. To taka mała, niewinna słabostka, ale czy przystoi Królowej?  Monarchini  lubiła stroić się na błyszcząco. Nade wszystko jednak uwielbiała gdy wirująca w tańcu sukienka unosiła się i falowała, płynęła w powietrzu wokół niej. Kątem oka patrzyła na rąbek tkaniny, poza którym cały świat tracił ostrość i zamieniał się w barwne migające kręgi kolorowych plam. Kręciła się i kręciła, aż po zawrót głowy.

Co innego Król.
Król na przebieranie dał się namówić tylko raz. Królowa była wtedy przemieniona w Wiosnę, a Król przebrany za męską pszczołę, czyli za ... trutnia :)


Królowa Wiosna. Dlaczego Królewicz chciał być
chińskim wieśniakiem nie pamiętam.

Królowa najbardziej lubiła czarne balowe sukienki i koniecznie żeby się błyszczało i się kręciło, bo wciąż – jak już się rzekło,  lubiła wirować. Ornamenty wyszywała sama złotą nitką i cekinami. A ileż to razy do krwi pokłuła swoje królewskie paluszki. Kręciła też główką, i kombinowała, bo w królewskim skarbcu nie było zbyt dużo złota.   Zamiast tiulu, użyła czarnej firanki. Nie miała też czarnej podszewki – tylko granatową. Trudno się mówi i bawi się dalej :) Góra przerobiona z jakiegoś starego aksamitnego żakietu – oczywiście tyłem do przodu uszyła. A z rękawów dało się jeszcze wykroić długaśne rękawiczki bez palców.





Żeby się błyszczało i żeby się kręciło. I żeby coś we włosach było :)



Dla Królewicza inspiracją były bajki. Był więc też czas Asterixa, starożytnych Gallów i Rzymian.



Czasem bywało, że Królewicz marzył o podróży na wielbłądzie przez pustynię.





To była władczyni uczynna i pomocna. Ciągle pamiętała, co mówiła babcia, o tym że korona jej z głowy nie spadnie. Razu pewnego uszyła stroje z epoki stanisławowskiej dla pocztu sztandarowego w swojej szkole. Stroju dla chłopca nie sfotografowano, a szkoda.
Królowa nieuczesana i bez makijażu
przyłapana na przymiarce przez
nieodłącznych paparazzich


Mijały lata, Królewicz rósł i rósł, a Królowa i Król starzeli się oboje. Nastoletni Królewicz lubił przebywać w zaprzyjaźnionej Krainie Gotyku i słuchać gotyckiej muzyki. Królowa szyła wtedy Królewiątku stroje gotyckie :)


Płaszcz i spodnie ze skóry oszczędna Królowa nabyła w SH
a resztę uszyła sama samiusieńka.












Szkoda, że te malownicze czasy minęły...
wraz z długimi włosami Królewicza :)


Czas leciał nieubłaganie, a Królowa ciągle lubiła się przebierać na królewskie domowe bale. Gdy nadszedł czas 50-tych Jubileuszowych Urodzin Królowej, sama urządziła sobie Wielkie Karnawałowe Przebieranie. Tamtej zimy może cztery lata temu, a może sto, Królowa bawiła się i bawiła, tańczyła i śpiewała, wirowała i dzwoniła, przebierała się i stroiła, a Król i Królewicz robili jej zdjęcia.



Królowa jako wschodnia tancerka






Królowa Zimowa







Tajemnicza Królowa z Łasiczką








Ach, ta Różowa Królowa








Królowa Fuksjowa








A może Amarantowa?







Królowa czarno-biała dostojna...







I biało czarna spokojna.








Królowa Wesoła z Królewską Pieską







Królowa Wieczorowa







I Królowa Zdrowa - z dodatkiem zieleniny :)


Królowej nie wystarczają same przebieranki. Królowa potrzebuje muzyki, tańca i śpiewu. Dlatego Król i Królowa czasami zabierają się na koncert. Z okazji Jubileuszowych Urodzin Królowej do Warszawy zjechały jej trzy ulubione zespoły, żeby wspólnie zagrać dla niej. Ona przecież tak lubi Smokie, Sweet i Slade. Dali taki czaderski koncert po raz pierwszy w Polsce, a Królowa zapełniła gośćmi cały Torwar. Królewska Para w pierwszym rzędzie w loży honorowej tańczyła, śpiewała i klaskała w dłonie i cieszyła się z tej fantastycznej  zabawy.

Królowa miała wirującą spódnicę i cekinowy gorsecik, który uszyła z szalika. Ach ta błyszcząca Królowa. A siwy, stary Król nie chciał się przebrać, ech ten Król. 




We Love Rock - 2011



A teraz coś specjalnie dla Alis :) Tam w pierwszym rzędzie widać klaszczące ręce Króla. A Królowa też tam była, tylko malutka taka i jej rąk nie widać.



.For You, Alis


A to nagranie, gdzie widać w pierwszym rzędzie Króla białą głowę i ciągle podskakującego i klaszczącego głośno. Obok Króla tańczy rozbawiona Królowa w błyszczącym topie i widać jej białe królewskie ręce tańczące również :) Operator kamery specjalnie filmuje Królewską Parę.


 .Dla Królowej i Króla

Kochani Poddani i Mili Goście, udanych zabaw karnawałowych, przebierajcie się, tańczcie i śmiejcie jak najwięcej – życzy Królowa Kaczka 

P.S.

Zwróćcie uwagę na pieska - angielska Królowa chyba papuguje po mojej Królowej

Zapraszam do lektury :)
.Odnajduję siebie