... czyli kocham Amelię.
Kiedyś też byłam małą dziewczynką. Lubiłam wychodzić na dach i patrzeć na
Warszawę z wysokości piątego piętra. Czasem przy tym głośno śpiewałam „Jadą
wozy kolorowe taborami”. Zapatrywałam się na ptaki, na chmury pędzone wiatrem,
mrużyłam oczy, a wtedy okrągłe słońce miało prawdziwe promienie.
Albo przebierałam się za Lady z rodziny Forsyte’ów, wpychając sobie z tyłu w gimnastyczne spodenki rolkę ligniny, żeby długa do kostek mamina spódnica miała ten śmieszny kuperek. Na głowę kapelusz obszyty koronką i jeszcze do ręki parasolka z frędzlami. Wymykałam się z podwórka, aby defilować w tym stroju po ulicy Słowackiego.
Albo przebierałam się za Lady z rodziny Forsyte’ów, wpychając sobie z tyłu w gimnastyczne spodenki rolkę ligniny, żeby długa do kostek mamina spódnica miała ten śmieszny kuperek. Na głowę kapelusz obszyty koronką i jeszcze do ręki parasolka z frędzlami. Wymykałam się z podwórka, aby defilować w tym stroju po ulicy Słowackiego.
Fascynowały mnie piskliwe dźwięki, które wydobywałam ze źdźbła trawy i buczenie
na butelce niczym syrena statku na redzie.
Marszczyłam sobie w talii nylonową firankę, związywałam paskiem i tańczyłam w
dużym pokoju kręcąc się w kółko, a biała spódniczka baletnicy wirowała wokół
mnie.
Najpiękniejszym dziełem sztuki były dla mnie rysunki kwiatów malowane przez
mróz na szybach.
Zawsze wieszałam sobie czereśnie na uszach i zjadałam je jako ostatnie.
Dmuchałam w serpentynę, aż się rozwinęła do końca. I puszczałam kaczki na
wodzie. Bardzo lubiłam głaskać psy i koty, ten ciepły, przyjemny dotyk. Nie
lubiłam smaku surowej wątróbki.
Mojego kotka po roku oddano do domu z ogrodem, bo uciekał na dach i podrapał
całą tapicerkę. Nie dostałam na pociechę aparatu fotograficznego.
Dorastałam, ale tak jakby niezupełnie.
Nie umiałam godzić się z krzywdą, ani niesprawiedliwością. Wtedy bunt
wprowadzałam w czyn. W liceum miałam w klasie koleżankę, która się jąkała. Trzeba
było czasu, aby zdobyła się na odwagę odpowiedzi pod tablicą. Tego czasu nie
dał jej groźny profesor od fizyki i zanim zebrała się do powiedzenia pierwszego
zdania, już miała dwóję w dzienniku. Zanim ona doszła do ławki, ja już
krzyczałam na nauczyciela, że to jest podłość i niegodziwość i żeby dał jej
kartkę to ona wszystko napisze i żeby natychmiast skreślił tę dwóję. A potem
oczywiście zaczęłam ryczeć. Fizyk wrzeszczał na mnie, a na koniec powiedział,
że jestem „mimoza”. Przestałam płakać. Właściwie, co to jest ta mimoza? Wyrzucił
mnie z klasy i kazał przyjść z matką.
Mieli problem, bo ja już w ogóle nie chciałam wrócić do szkoły. Obmyślałam plan
„zemsty” na belfrze, żeby poczuł się tak jak Małgosia. Niestety do zemsty nie
doszło, a mediacje zwaśnionych stron doprowadziły do mojego powrotu do szkolnej
ławki.
Czy ja jestem mimozą?
Dorastałam i marzyłam o
miłości. Takiej romantycznej, takiej ciepłej, przytulaśnej, uskrzydlającej.
Żeby On mnie kochał najmocniej na świecie, żeby był mądry, czuły, dobry, wyrozumiały,
przystojny i oczywiście żeby też kochał psy. Żeby podobało nam się to samo i
żebyśmy mieli o czym rozmawiać. No i żeby rozumiał mnie bez słów i lepiej ode
mnie wiedział, czego mi potrzeba. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to akurat
jest niemożliwe :)
Szukałam wielkiej miłości, jak każda dziewczyna. Nie od razu to się udało, ale los
mi sprzyjał. Dość szybko znalazła mnie miłość na całe życie, która ciągle,
mimo przeciwności, trwa.
A we mnie wciąż mieszka tamta mała dziewczynka lubiąca patrzeć na świat z wysoka, zachwycona barwami zachodzącego słońca, kochająca stworzenia, niegodząca się na krzywdę, ale znacznie mniej zbuntowana. Dlaczego ja nie dorosłam?
Co roku zapraszam się na film „Amelia” Jeunet’a, bo Amelię kocham jak
bliźniaczą siostrę. A ona zaprasza mnie do Paryża i czaruje światłem, muzyką,
obrazem.
Tak bardzo mi się podoba w jej małym wynajętym mieszkaniu na piątym piętrze. Kuchnia z oknem na podwórze, z perkalowymi zasłonkami spiętymi po bokach. Zwykłe, stare sprzęty. Drewno, ceramika, tkaniny. Klatka schodowa ze schodami wytartymi od ludzkich kroków. Słońce na klatce i kwiaty w doniczkach i mieszkająca na parterze pani dozorczyni, która wszystkich zna.
Tak bardzo mi się podoba w jej małym wynajętym mieszkaniu na piątym piętrze. Kuchnia z oknem na podwórze, z perkalowymi zasłonkami spiętymi po bokach. Zwykłe, stare sprzęty. Drewno, ceramika, tkaniny. Klatka schodowa ze schodami wytartymi od ludzkich kroków. Słońce na klatce i kwiaty w doniczkach i mieszkająca na parterze pani dozorczyni, która wszystkich zna.
Uwielbiam Amelię, jej wrażliwość, entuzjazm, świeżość. Dziewczyna marzycielka, która chce zbawić świat i szuka miłości. Lubię jej jasne spojrzenie i figlarny uśmiech. Podziwiam jej pomysłowość i determinację. Uczę się od niej optymizmu. Jest taka piękna i młoda. Tak mi bliska. Jak czerwony mak w zielonym jeszcze zbożu.
Miło przysiąść w niedzielę i sprowokowana postem zastanowić się jaka byłam..........
OdpowiedzUsuńMyślę, że takie wewnętrzne przemyślenia ujęte w opowieść blogową, pozwalają nam lepiej spojrzeć na siebie i się do siebie uśmiechnąć :)
Gdybyśmy nie mieli zaplanowane popołudnia, myślę, że złapałabym miskę orzechów, ładną szklanicę kompotu (opcjonalnie kieliszeczek nalewki) i obejrzałabym Amelię, bo nie pamiętam czy oglądałam.
Styczniowa niedziela sprzyja.......... :)
Alis, Amelia na Ciebie poczeka, ale koniecznie się z nią spotkaj :)
UsuńZawsze funduję sobie Amelię w okolicy świąt, bo jest okazją do wielu dobrych przemyśleń i złapania uśmiechu na dziób kaczy :)
Buziaki i kwa,kwaki przesyłam , B
oh BB, jakie ciepłe te komentarze u Ciebie.
UsuńKilka razy dziwił Cie ten blogowy świat, teraz zyskałaś jeszcze nowe doświadczenie: "Judyta"
Jeśli ktoś polubi blogi, to ciągnie do nich, oj ciągnie.
Jeszcze jedno doświadczenie przed Tobą, hejterzy. Bo w końcu któryś tu trafi. Ale pamietaj, proś o wsparcie wtedy. pozdrawiam serdecznie :)
mam hejtera od roku, można z tym żyć. Najważniejsze nie reagować. Mój poprzedni hejter, który przez dwa lata mnie nękał, już nic nie pisze. Odpuśł/odpuściła. Bo nie wiem, kim była ta osoba. Nie dałam się wykurzyć, chociaż to nie jest łatwe, nie poddać się. Mam nadzieję, że BB nigdy nikt taki nie wlezie do bloga. Kiss kiss
UsuńCiągle się dziwię Alis :) W wojsku mówią młody to zdziwiony, A u mnie odwrotnie :)
UsuńHejterzy, trolle i inne potwory - są na nich jakieś sposoby pewnie i będę krzyczeć o pomoc :)
Z życiowymi "hejterami" zmagam się na co dzień - no 5 dni w tygodniu. W internecie to pewnie co innego.
Pa, pa Alis :)
Małgosiu przyjmuję Twoje życzenia za dobrą wróżbę.
UsuńBuziaki, B
:) tak jest :*
Usuńto niech tak będzie w 100%
Usuń:)
A ja uwielbiam Ciebie... W niezwykły sposób opisałaś drogę wrażliwości...
OdpowiedzUsuńi piosenka, z fragmentem filmu, tam życie dziewczynki zostało ścięte w tragicznych okolicznościach https://www.youtube.com/watch?v=DVKgRYvrVno
nam jest dane przyglądać się tym wszystkim splotom życia, probujemy sobie odpowiedzieć na wiele pytań, wciąż wirujemy i próbujemy... każdego dnia
Idę oglądać Amelię, dziekuję
i posyłam buziaki, piękna jesteś :***
Ach eM, uzupełniasz mnie i radujesz mnie :) Wciąż wirujemy i próbujemy.
UsuńIdę słuchać piosenki, dziękuję :)
Przesyłam uściski, B
:*
UsuńWedług mnie o to właśnie w życiu chodzi, żebyśmy wciąż pielęgnowali w sobie wewnętrzne dziecko. Czego sobie i wszystkim życzę :-)
OdpowiedzUsuńJa dzieciństwo wspominam dosyć ponuro i nudno w koszmarnym blokowisku przez całe lata 80-te, czyli te najbardziej szare i puste. Ale moje wewnętrzne dziecko jest aż nadto kolorowe i nadrabia teraz owo przygnębiające dzieciństwo :-)
Dziękuję Riannon za poparcie dla wagi istnienia wewnętrznego dziecka . Moje dzieciństwo i młodość (lata 60-te i 70-te) upłynęło w przedwojennej kamienicy na Żoliborzu, na ogrodzonym zamkniętym podwórzu, z dzieciakami z dobrych rodzin i z małżeństwem państwa dozorców, do których przybiegaliśmy po szklankę wody umordowani, wyczerpani zabawą. Moje dzieciństwo było niełatwe z innych powodów. Dlatego wciąż żyje we mnie mała dziewczynka - jak w Amelii.
UsuńTeraz za to mieszkamy w blokowisku, dlatego w lotniczą pogodę zwiewamy na lotnisko :)
Serdecznie Cię pozdrawiam i wielu dobrych dni w Ci życzę , B
Beatko, ja nie wiem, jak osoba o tak niezwykłej wrażliwości uchowała się do tej pory, nie ujawniając się, nie pokazując. Bardzo się cieszę, że odezwałaś się do mnie na MSNL i dzięki temu mogłam dotrzeć TU.
OdpowiedzUsuńWiolu, o rumieniec zawstydzenia mnie przyprawiasz ... lecz dziękuję, bo jakże to budujące :)
UsuńPrzyznam się jednak również ze wstydem, że kilka razy zdarzyło mi żałować wrażliwości i zazdrościć innym grubej skóry.
Jak mawiała moja Babiśka : kto ma miękkie serce musi mieć twarda d...
Do pamiętnika wpisała mi zaś : "Miej serce i patrzaj w serce" Tego się trzymam.
Serdeczności podsyłam i miłego wieczoru życzę, B
a jednak - góra z górą a bratnia dusza z bratnią ....
OdpowiedzUsuńczytam o sobie .. prawie o sobie ... tylko mnie nie zaprasza Amelia a rudowłosa Ania ...
ech - mamy w sobie tyle z małych dziewczynek ale czy na prawdę świat należy do dużych i rozsądnych .....?
Malino Bratnia Duszo, Ania rudowłosa też była i jest, choć ostatnie spotkanie dawno temu. Masz rację muszę i z nią się znowu spotkać :)
UsuńCoś mi się zdaje, że takie dziewczynki nie chcą pojąć takiej prawdy o o takim świecie.
Spokojnego, dobrego wieczoru :) B
to chyba ważne,żeby nie zgubić tej małej dziewczynki
OdpowiedzUsuńwiele ze wspomnień mamy podobnych,pewnie jak większość dziewczynek:)
Też tak myślę Basiu, że dzięki niej wciąż może być jak na rysunku, który kiedyś widziałam. Przedstawiał pochylona idącą staruszkę z laską, ale jej cieć na murze to była podskakująca mała dziewczynka :) tez się tak często czuję.
UsuńPewnie jak większość dojrzałych:) pań.
Miłego wieczoru Basiu, B
No tak...też tak mam, że mój cień tańczy i podskakuje...ciało to niemożność a cień wiruje...
OdpowiedzUsuńale na ten rok postanowiłam tańczyć...sama...przy głośnej muzyce...rozruszam to co zastało się przez bezruch...ciekawe czy cień przystanie zdumiony moim tańcem...a może będziemy tańczyć razem...tworze teraz mix dobrych nagrań do tańcą...realizuję jedo z moich postanowień na ten rok...trzymaj kciuki...
Oczywiście Muszko, że cień będzie tańczyć z Tobą, on jest wierny jak cień.
UsuńI oczywiście, że będę trzymać kciuki za Twoje postanowienia :)
Ja nie składam postanowień noworocznych, bo wolę postanawiać sobie coś z dnia na dzień. Łatwiej mi je dotrzymać.
Spokojnej nocy Muszko.
:)) chyba w każdym z nas mieszka dziecko. Kocham bajki i nie daruję sobie jeśli nie obejrzę raz w roku Opowieści Wigilijnej :)
OdpowiedzUsuńI właśnie sobie uświadomiłam, że jako dziecko nie marzyłam o wielkiej miłości, tylko o dzieciach :)))))
fajne wspomnienia
Uściski :*
Niestety na pewno są ludzie, w których wewnętrzne dziecko umarło. Są inni.
UsuńA ja bardzo lubię bajki, które Ty Julio piszesz, np. tę o liściu który ruszył w daleką podróż do lasu. Twoje bajki są niesamowite :)
Fajnie, że jesteśmy różne i podobne. Moje marzenie o dziecku przyszło później, już po ślubie i było jakby dopełnieniem a zarazem konsekwencją miłości. Potem dziecko zawojowało nasz mały świat, zmieniło życie, priorytety. I ta miłość jakby napęczniała.
Ostatnio mój Jedynak przykleił mi kartkę w łazience z napisem "Kocham Cię Mamo Kaczko :)". Napadały go wspomnienia z dzieciństwa i nastoletności. Bardzo się wzruszyłam, bo od kiedy stał się dorosły rzadko składał takie deklaracje.
Słoneczko serdecznie dla Ciebie zamawiam Julio :)
Ale pięknie!!! Masz dobrego syna :)
UsuńSłoneczko nie może się zdecydować, czy wyjść zza chmury, czy zajść za chmurę :)
"Słoneczko nasze rozchmurz buzię,
Usuńbo nie do twarzy ci w tej chmurze" :)))
to moja ulubiona letnia piosenka.....
Usuńnawet nasze dzieciaki w nią uwierzyły, bo kiedyś gdy zaśpiewały wyszło słoneczko,,,
ja już się na tym blogu uśmiecham :)))))
Nie uwierzysz....u mnie też wyszło ;)
UsuńJestem czarodziejką ??? :)))
Usuńmelduję, że u mnie dziś słońce
Usuń:)
ale mrozi też..............
I u nas słońce pełna roześmiana gęba świeci :) A mróz oczywiście jest w pakiecie, choć nie zamawiałam :)
UsuńMiłego, przytulaśnego dnia Alis :)
Beato, cudne są te Twoje przemyślenia i bardzo mi bliskie, choć ja wychowywałam się w małym miasteczku. Udostępniłam twój wpis na moim profilu -tak mi się podobają. Nigdy wcześniej nie wpadłam na to, że ...ja też nie dorosłam. Czasem to jest fajne, ale często źle mi z tym, że nie pasuję do tego świata. Moje marzenia się nie spełniły, a marzyłam o tym samym, co Ty.
OdpowiedzUsuńDziękuję Vilejko. Jestem pewna, że miejsce w którym wzrastamy - czy male, czy duże, to nie ma wpływu. Czytając Twojego bloga i podziwiając Twoje historyczne zacięcie odkrywam podobną wrażliwość, optykę widzenia świata. A do tego zdaje się, że łączy nas wybór zawodu :)
UsuńCzy tak ? Zajrzyj TU:
http://wystarczajacopl.blogspot.com/2014/08/1-wrzesnia-radosc-pomieszana.html
Ależ ja to już czytałam;) ale z przyjemnością zrobiłam to powtórnie. Tak - parę rzeczy nas łączy:)
UsuńA ja się znowu zadziwiam tym blogowym światem, w którym ludzie się jakoś tak przyciągają, trafiają na siebie przypadkiem i odnajdują wspólnotę dusz.
UsuńDobrego, spokojnego czasu Vilejko :)
Podobno nie ma przypadków;) Dziękuję i Tobie też życzę, żeby było pięknie, Beatko:)
Usuń:))))
Usuńzachwoac dziecko w sobie to cenne ja zawsze tak patrzyałam na moją mamę,że takie dziecko ma w sobie, cieszy się byle czego, śmieje bez powodu, skacze z radości jak dostanie prezent , usmiecha na widok kaczek na stawie, gania za motylem aż!!! Az pewnego dnai dokryłam że ja też taka jestem!!! I to było cudne odkrycie!!!:):) Jestm jak mama, mam dziecko w sobie, które pozwala mi się cieszyć z byle zcego. które pozwala umieszczac kaczuszki, obrazki, kwiatki na blogu jak dziewczynka..a przecież kobieta:):)ach piekny tytuła na posta...dziekuje za temat:):) kochana bądź dzieckiem jak njadłużej a bądź sobie nawet tą mimoza, bąź sobą!!! Piękną Kobietą. Przytulam i pozdrawiam i ratuj dalej różne Małgosie:):)
OdpowiedzUsuńale błędów stylistycznych:):) ha, ha ale co tam przecież jestem małą dziewczynką...nawet jesli jest to tylko przez chwilę:):):
UsuńJolu Droga, tym samym dołączasz do naszego nieoficjalnego Klubu Babek z Dziewczynką w środku :)
UsuńUściski i dobrego dnia :)
Super nazwa!!!!!!!!!! A czy klub się spotyka??????
UsuńTrzeba by o tym pomyśleć :)))
UsuńAle to wielki skarb zachować w sobie taką świeżość i szczerość. Niewielu z nas ma taki dar i potrafi go doceniać. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA jednak komentarze tu świadczą, że wiele z nas ma w sobie wewnętrzne dziecko.
UsuńSerdeczności Matko Królów :)
pewnie znasz Piosenkę Starych Kochanków kiedyś to spiewał Młynarski teraz Raz, Dwa, Trzy. Tam jest taki tekst :
OdpowiedzUsuńLecz zawsze żyliśmy nadzieją,
że z pożegnania z pierwszym dniem
oboje dołożymy sił
by starzeć się nie doroślejąc
Nie dorastaj.
Ja też nie dorosłam. I choć czasem wydaję się sobie nieco infantylna w moich zachwytach nad światem, to czy to źle widzieć urodę tego co nas otacza? Pewnie dlatego nigdy nie będę tzw dobrym fotografem, bo brzydota jest ciekawsza a ja jej nie umiem i nie chcę fotografować
Jak to fajnie ujęłaś. A piosenkę przypomniałaś mi w sama porę :)
UsuńZdjęcia Twoje takie ładne, bo ładne rzeczy dostrzegasz.
Uściski, B
Ależ mi się przyjemnie to czytało. I w niektórych Twoich wspomnieniach odnalazłam siebie. A "Amelię" oglądałam raz, daaawno temu, ale w ten siny, szary styczeń mam chęć powtórzyć. Może nawet dziś zaserwuję rodzince dawkę dobrej energii z ekranu podaną z kolorową galaretką. :-)
OdpowiedzUsuńDzień dobry Fibulo :) Już to padło w komentarzach, że niektóre z nas mają podobnie :) To miłe - to poczucie wspólnoty.
UsuńAmelia na styczniowe popołudnie - akurat.
Serdecznie pozdrawiam, B
A robilyscie kiedys "widoczki"? te sekretne, ale pokazywane najlepszym przyjaciolkom? wiele elementow z siebie odnajduje i ja w swoim dziecinstwie... Coz Amelia to piekny film... u mnie w kamienicy tez jest konsjerz, ktory wszystkich zna, wrzuca listy pod drzwiami do mieszkan jak to bywalo kilkadzie
OdpowiedzUsuńsiat lat temu, mowi do mnie po imieniu, ale poprzedzajac je slowem Madame, i ja mam okna na podworko studnie, tyle ze na szostym pietrze... no i ten tak paryski skrzypiacy stary parkiet, ktory zachwyca dopoki ci sasiad o pierwszej w nocy nie chodzi nad glowa :) A do tego wszystko w miniaturce, bo paryskie mieszkanka nie tylko na Montmartrze sa miniaturowe... tak, odnajduje sie w atmosferze tego flmu i ja, powiem nawet ze poniekad te atmosfere kultywuje :) I ciesze sie jak dziecko. Mowie "do zobaczenia domku" i "dzien dobry domku" za kazdym razem gdy gdzies jade lub skads wracam...
o la la , alez sie tu rozkrochmalilam...
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń