Urodziłam
się w Warszawie na początku 1961 roku. To dobre miejsce na urodzenie się i na
dalsze życie. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie innego. To też dobry rok –
limitowana seria urodzin uświetniona narodzinami 30-to milionowego Polaka. Na
szczęście to nie ja byłam tym jubileuszowym noworodkiem. To rok, który
przeszedł do historii ludzkości za sprawą Jurija Gagarina. Odbył się pierwszy
lot kosmiczny z człowiekiem na pokładzie statku kosmicznego. To jedno okrążenie
wokół ziemi po jej orbicie było wówczas najważniejszym wydarzeniem.
Dla
moich rodziców i dalszej rodziny najważniejsze tego roku było jednak to, że JA
przyszłam na świat. Nie było to takie proste, ani dla mojej Mamy, ani dla mnie.
Z powodu powikłań ciąży musiała leżeć w szpitalu na oddziale patologii, a ja
urodziłam się jako wcześniak ważący
ledwie 1800 gramów. Na szczęście nie pamiętam tego kiedy wsadzili mnie do
inkubatora.
Całe
dzieciństwo i lata młodzieńcze, aż do dnia ślubu, spędziłam w centrum Żoliborza.
To piękna, zielona dzielnica i bardzo mi
tu było dobrze. Tu poznałam mojego męża. Chodziliśmy do tej samej podstawówki i
tego samego liceum, byliśmy w tym samym harcerstwie. Trochę mi było smutno, że wyprowadziliśmy
stamtąd. Tym bardziej, że poznając swoje
ojczyste korzenie odkryłam, że tu pokochali się również moi dziadkowie. Kiedy
tam wracam czuję się po prostu jak u siebie.
Potem
przeprowadzaliśmy się jeszcze dwa razy. Wychowaliśmy syneczka i przez 35 lat
wspólnie pokonujemy życiowe zakręty i proste.
Mam dwa zawody, a każdy właściwie polega na wywieraniu wpływu na innych
ludzi. Od dawna przekonuję się, że najtrudniej jest zmieniać samego siebie. Jednak
to jest możliwe :) Piszę, żeby nie
zapomnieć, jak to się robi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z powodu nieproszonych gości włączyłam moderowanie. Przepraszam, że komentarz będzie trochę czekał na publikację. I miłego dnia Ci życzę :)