Chyba większość wypadków, nieszczęśliwych zdarzeń, wydarza się z powodu nieuwagi właściciela nieszczęsnego ciała. Poza tym przeważnie przyczyn jest kilka. Tak też było ostatnio ze mną.
We wtorek przed Wigilią odebrałam telefon od kogoś z rodziny, najpierw były
życzenia, co oczywiste. Pożyczyłyśmy sobie nawzajem, to jest takie miłe. Potem
jednak rozmowa toczyła się dalej i dotyczyła naszych wspólnych spraw, czyli
sądowych zmagań w związku z Wólką Pracką.
Kiedy szykuję święta, każda minuta jest cenna, bo u mnie czasu niewiele, za to
pracy huk. Szczęśliwi emeryci często zapominają jak ma „lud pracujący”. Oni
mają czas i potrzebę kontaktu z ludźmi, choćby przez telefon. Powinnam była
grzecznie przeprosić, umówić się na pogadanie w tej sprawie po świętach, albo
po Nowym Roku i rozmowę zakończyć. Mnie jednak brak jest takiej podstawowej
asertywności, choć tyle szkoleń, kursów, książek na ten temat już zaliczyłam.
Jak przychodzi co do czego, to wyłazi ze mnie ta grzeczna dziewczynka, która
nikomu nie odmawia.
Akurat piekłam ciasto w prodiżu. Poczułam swąd spalenizny i … w prawej ręce
telefon, a lewą, bez rękawicy, złapałam za uchwyt przy prodiżowej przykrywie.
Uniosłam ją niedużo i wtedy kłąb wrzącej pary buchnął wprost na niczym
nieosłoniętą dłoń. Krzyknęłam z bólu i do słuchawki powiedziałam: poparzyłam
się. Wsadziłam rękę pod zimną wodę, a spalonym ciastem i prodiżem zajął się
Jedynak. Rozmowa jeszcze chwilę trwała, zanim z siebie wydusiłam, że muszę
kończyć, bo bardzo mnie boli.
Poparzeniu uległy cztery palce, oprócz kciuka. To dość mocne poparzenie, bo
zrobiły się rozległe pęcherze. Mąż szybko przywiózł mi z apteki bardzo dobre i
skuteczne lekarstwo, które nazywa się „Hydrosil”. Troszkę koi ból, który przez
pierwsze godziny jest silny, ale przede wszystkim reguluje nawilżenie skóry. Z
czystym sumieniem polecam. Taki żel powinien być na wszelki wypadek w każdej apteczce.
Na szczęście to lewa ręka, więc prawą mogłam jakoś upichcić świąteczne potrawy.
Nawet nic im nie brakowało i to już jest jeden plus.
Po drugie miałam okazję doświadczyć pomocy i troski swoich domowników. To też
jest miłe, być zaopiekowaną, wiedzieć, że masz obok siebie osoby, na które
zawsze możesz liczyć, które ci współczują i chcą twego dobra.
Po trzecie zaczęłam odczuwać wdzięczność i radość z tego, że na co dzień jestem
zupełnie sprawną osobą, samodzielną, samowystarczalną. To naprawdę wielkie
szczęście, a zupełnie niedoceniane. Tak jakby sprawność naszego ciała była
oczywistą oczywistością. Nota bene daną nam raz na zawsze. A nie jest łatwo
mieć do dyspozycji tylko jedną rękę, nawet, jeśli to prawa ręka.
Po czwarte zaczęłam doceniać współczesne czasy, w których są takie nowoczesne
leki. I na dodatek stać mnie na ich zakup. Nic się nie „paprze” i powoli,
ładnie się goi.
Po następne miałam bolesną, dokuczliwą nauczkę, więc jest nadzieja, że zapamiętam
na dłużej. I może jednak nauczę się być bardziej asertywna.
A po kolejne, skoro dostałam „karę” od losu, to dla równowagi musi być też
nagroda. O nagrodzie będzie już niebawem J