Powiedzieć, że się bardzo cieszymy, to za mało. Codziennie głaszcząc suńkę,
patrząc na nią, podając leki, wychodząc na spacer, dziękujemy za tę pomyłkę weterynarza.
Mijają kolejne miesiące, a to podarowany czas. Doceniamy ten bonus od losu,
jesteśmy za to wdzięczni. Pieska pozwala nam też każdego dnia uświadamiać sobie
to, że warto cieszyć się każdą wspólną chwilą i tym, co się ma.
We wrześniu ubiegłego roku lekarze weterynarii zdiagnozowali u naszej suczki
Dingi raka płuc, guza wielkości 5 centymetrów. Biopsja dawała wyniki
jednoznaczne. To złośliwy rak, taki sam jak ludzki. Do tego postępująca
niedomykalność zastawki dwudzielnej serca i rozrost lewej komory,
uniemożliwiają jakiekolwiek zabiegi chirurgiczne. Odmówiliśmy leczenia raka
chemią, licząc na to, że komórki raka, które były wówczas w stanie rozpadu, nie
zregenerują się i nie dadzą przerzutów. Lekarz onkolog dawał psinie pięć
miesięcy życia. I dał zalecenie: życie ma być przyjemne, dotąd, dokąd się da.
Na szczęście lekarz źle ocenił jej życiowe szanse. Minęło własnie 15 miesięcy. Nasza psica jest wciąż z
nami, a jej stan zdrowia nie pogarsza się. Poza tym, że szybciej się męczy, wszystko
jest w porządku. Dostaje trzy różne leki na serce, psi geriawit, olej z
wiesiołka i tran z rekina. Poza tym jedzonko gotowane, a potem miksowane z
wodą: mięso lub ryba, warzywa i ryż. Mając paszczę pozbawioną wszystkich zębów
musi się nieźle nawywijać językiem, aby taka porcję wsunąć. Na deser tarte jabłko z tłuczonym z bananem. Tabletki
przyjmuje z odrobiną drożdżowego ciasta.
To prawda, że Dinga się starzeje, a więc chód staje się sztywniejszy, więcej i
mocniej śpi, gorzej słyszy i marniej widzi, ale to przecież normalne w jej wieku.
Zdarza jej się ustawić przy drzwiach wyjściowych od strony zawiasów, albo pójść
w przeciwną stronę. Tak starcza głupawka. Poza tym nadal ma świetny apetyt, a
czasem chętkę na zabawę. Wtedy szaleje na kanapie, wywala się na plecy i robi
głupie miny. Dogadzamy jej, bo życie ma być przyjemne. Wtedy i nasze życie jest
przyjemniejsze. Pieska kocha nas niezmiennie, więc czy można się nie
odwzajemniać? Choć Klarka twierdzi, że to za-wzięcie i za-żarcie ;-)
Niechaj tak będzie jak najdłużej!
A tu wygłupy na kanapie, nie każdy tak potrafi :)
Zapraszam też do lektury:
.Zwariowani właściciele psów.
.Nie kupuj kota, weź psa, cz.2
.Nie kupuj kota weź psa, cz. 1
świetne zalecenie: "życie ma być przyjemne" - no i niech będzie jak najdłużej! Głaski dla Dingi! :)
OdpowiedzUsuńDzięki Dudi i pogłaski ślemy dla Sasetki :)
UsuńNawet jak śpi wygląda na uśmiechniętą :) śliczna sunia :)
OdpowiedzUsuńI dobrze, że jest dobrze :) apetyczny jadłospis :)
Bo Dinga ma bardzo pogodny charakter i taka jest wewnętrznie uśmiechnięta. Często nas uśmiecha :)
UsuńA jadłospis taki, bo od małego jest uczulona na różne jadła, więc tylko chudy drób i chude ryby się jedzą.
Uściski Małgosiu ślemy z wiatrem:)
Spokój i szczęście potrafią trzymać przy życiu lepiej od lekarstw :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że miłość jest najlepszym lekiem na całe zło ")
UsuńŁadnie jej w niebieskim!
OdpowiedzUsuńAsia S
Asiu, jak każdej blondynce :)))
Usuńcudny post na szaro bury wieczór grudniowy, można się z Wami pouśmiechać...
OdpowiedzUsuńi tu zostawiam, serdeczny grudniowy uśmiech, i prośbe o wygłaskanie suni. :)
Dziękujemy Alis. Zawsze jest miło uśmiechać się w towarzystwie :) Zaraz Dindze powiem, że ma pogłaski od Pani Alis, tej od Reni ;-) Teraz właśnie wcina swoją wieczorną porcję miksowaną.
UsuńMiłego, pomimo tej daty, grudniowego wieczoru, Alis :)
P.S.
A jednak trudno dziś odgonić wspomnienia tamtego 13 grudnia. Mróz i słońce i to podłe uczucie takiej bezsilności, przeczucie, że wszystko mogą z nami zrobić. Ale też ta pewność, że racja jest po naszej stronie i że kiedyś zwyciężymy. A z okien siedziby Solidarności na ulicy Mazowieckiej wyrzucali jakieś papiery, które mieniły się w tym grudniowym słońcu, wirowały w powietrzu. Kordon ZOMO zamykał ulicę, a my naprzeciwko nich, z rękami w górze,ze znakiem V. A już za kilka dni do kożucha przypięty opornik i znaczek z Matką Boską. Potem moja torba zyskała dodatkowe dno, to na bibułę. Takie to były czasy... Pamiętam,jakby było wczoraj...
myślisz o jakimś poście zwiazanym z tymi wydarzeniami?
Usuńprzypiety opornik- skojarzyło mi się z tytułem...
Wiesz Alis, unikam tematów politycznych, teraz niewinne wspomnienia mogą stać się zarzewiem wielkiej awantury. Opornik cóż, wtedy rzeczywiście można było za niego dostać pałą przez łeb. Dziś przypina sobie opornik niejaki Ryszard Kalisz - w PZPR od 1978 roku. Chyba też chce kiedyś opowiadać wnukom - ja też nosiłem opornik. Po prostu niesmaczne :(
UsuńDopiero gdy sama mam psa, zaczynam rozumieć, jak się można przywiązać do zwierzaka. A także dostrzegać, jak bogate prowadzi życie każdego dnia :-). Miło popatrzeć na zadowoloną i bezpieczną Dingę.
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite jak z powodu psa zaczynamy przynależeć do społeczności... pisarzy oczywiście :)
UsuńSerdeczności Tesiu dla Ciebie, a dla Brody łapa, od Dingi :)
Zazdroszczę włascicielom zwierzaków tych Waszych więzi...ja nie mam warunków na zwierzaki na razie, za dużo się ostatnio przemieszczam a kolejna przeprowadzka przede mną..ale nadejdzie czas...nadejdzie:):)
OdpowiedzUsuńSliczności Psiunka Twa:): Kochana.
Do serca przytul psa, weź na kolana kota ... :))) Jak już przejdziesz Jolu na tryb osiadły, to polecam przytulanie do futrzaków :)
Usuńoj wiem jak to jest..u tesciów sa 3 koty i dwa psy co mnie zawsze oblegają ..i co tam, że jestem potem cała w kłakach:): Nic nie odbierze tego powitania jak tam przychodzę:):
UsuńZ kłaków można się oczyścić, a radość w sercu zostaje :)))
Usuńwłąsnie tak:):)
UsuńLepsza pani nie mogła się jej trafić. Jest kochana i rozpieszczana, to co się dziwić, że chce tu zostać jak najdłużej :)
OdpowiedzUsuńNieskromnie powiem, że rzeczywiście dbamy o nią szczególnie, gdyż od początku wymagała specjalnej troski.
UsuńDziękuję Julio :)
w nieszczęściu ma psinka szczęście będąc właśnie z Wami.
OdpowiedzUsuńA za żarcie to koty przychodzą, choć pies sąsiada też przybiega z taką radością jakby był nasz, to trochę dziwne.
Dzięki Klarko :) Nasza suczka też by się sprzedała za żarcie, bo apetyt ma taki, jakby już nic więcej miała nigdy nie dostać :)
UsuńŚciskam słonecznie.
ale śliczna jest, taka w sam raz do przytulasków :) hmmmm zwis z głową w dół, swego czasu moja ulubiona pozycja :)))))
OdpowiedzUsuńAno, właśnie, psy maja w sobie coś z dzieci... spojrzenie na świat do góry nogami, czemu nie :)))
UsuńTakie posty, to miodek na moje serce; cieszcie się sobą jak najdłużej; serdeczności ślę.
OdpowiedzUsuńDziękujemy Mario, wiem, że w Twoim sercu smutek po Miśce gości :***
UsuńWpis o Waszej suni był jednym z pierwszych, jakie przeczytałam na Twoim blogu. Można więc powiedzieć, że znam ją tak długo jak Ciebie. :-) Mam nadzieję, że jeszcze wiele wspólnego czasu przed Wami.
OdpowiedzUsuńCzytając o jabłku z bananem, przypomniałam sobie, że mój Ramusek jadał truskawki.
Dziękuję Fibulo za dobre słowo. Cóż, dogadzamy, bo życie ma być przyjemne.
UsuńNasza na truskawki trochę się krzywi.
Uściski posyłam :)
Chce podziekowac autorce jamnika nabytego na Tymiankowym straganie. Obiecuje, ze bedzie mu dobrze na obczyznie i ze nasz domowy czworonog nie upatrzy go sobie na nowa zabawke.
OdpowiedzUsuńWiele dobrego dla Dingi i jej Pani od Billego z rodzina.
Renata
Z całego serca dziękuję ! To prawdziwa radość móc wiedzieć, że się takie rękodzianie spodobało, ale przede wszystkim radość, że wspólnie pomogłyśmy stworzeniom od Ori.
UsuńNiechaj się jamnik dobrze sprawuje w nowym domu, po to powstał by kogoś ucieszyć :)
Serdeczności odwzajemniam dla Pani i pogłaski dla Billego posyłam.