wtorek, 13 czerwca 2017

Porzucone życie.




Kiedy następnego dnia po ślubie, a było to prawie trzydzieści cztery lata temu, obudziłam się w nowym miejscu, miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo się cieszyłam z tego, że z moim ukochanym nie będę musiała się co wieczór rozstawać, że będziemy mieli własne, malutkie gniazdko, że właśnie zaczynam zupełnie dorosłe, samodzielne życie, a to było bardzo ekscytujące. Z drugiej strony było mi smutno, bo opuściłam dom rodzinny, mój ukochany Żoliborz i dotychczasowe, w sumie beztroskie życie dziecka. Miałam 22 lata i innego życia, w innym miejscu nie znałam. Na Żoliborzu zostali sąsiedzi, znajomi, koleżanki i koledzy z przedszkola, z podstawówki i z liceum – jak to się mówi „przyjaciele z boiska”. Oczywiście została też najbliższa rodzina.

Zostały wszystkie te ukochane żoliborskie miejsca. Mieszkanie na Mickiewicza, tam gdzie przed wojną mieszkał mój dziadek, a po wojnie mój ojciec, wreszcie moja mama i ja, kiedy się urodziłam. I kamienica „Zimowe Leże” na Słowackiego, do której się przeprowadziliśmy, gdy miałam trzy lata i mieszkałam do dnia ślubu. Nawet nie przypuszczałam, że opuszczenie mojego starego Żoliborza będzie takie smutne i takie trudne. I nie spodziewałam się, że przeprowadzka do nowego mieszkania na Ochocie będzie też porzuceniem dawnego życia. Potem przeprowadzaliśmy się jeszcze dwa razy, ale wówczas nie odbierałam tego w taki sposób

Moje pierwsze w życiu pranie na Mickiewicza
rozwieszone na balkonie. I ta zaduma, ile
jeszcze takich prań przede mną... 

W Parku im. Żeromskiego przy Placu Wilsona,
wówczas Komuny Paryskiej, rok 1962


Karnawałowa zabawa w tzw. DeKu,
czyli Społecznym Domu Kultury WSM,
przy Teatrze Komedia, 1969 rok 

Żoliborskie zimy :) Z lewej Plac Lelewela.



Porzucenie życia znowu mi się przytrafiło, tylko w drugą stronę. Dwa miesiące temu wróciłam z mężem na Żoliborz. A na Ursynowie zostało nasze dotychczasowe życie, razem z dorosłym już synem i z suczką Dingą, która umarła w listopadzie ubiegłego roku. Życie bez nich, bez dziecka i psa jest bardzo dziwne. Mam znacznie mniej domowych obowiązków i tak jakoś zrobiło się pusto i cicho. Za to mamy więcej czasu, więc włóczymy się po naszym Żoliborzu, zglądając po starych kątach. Mamy to szczęście, że mieszkamy w tej części Żoliborza, która wpisana jest w całości do rejestru zabytków, pod nazwa Żoliborz Historyczny, ponadto tutejsze przedwojenne kamienice są też wpisane do rejestru zabytków, również ten nasz kompleks budynków Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Dzięki temu tutaj życie się zatrzymało, bo nic nie wolno burzyć, ani dobudowywać. Za to dba się i remontuje.

Mieszkamy tuż przy Parku Zgrupowania „Żywiciel” koło teatru Komedia i przez park chodzimy do metra, aby pojechać do pracy. Jest tu dużo zieleni, starych drzew, również na podwórkach. W maju kwitły bzy i kasztany, teraz jaśminy, i wiele innych roślin, których nazw nie znam. Są też piękne rozłożyste platany uznane za pomniki przyrody. Tu żyje się wolniej, jakoś tak bardziej refleksyjnie, sentymentalnie. Po drodze z pracy siadam w parku na ławce i czytam książki. Napawam się faktem, że tu powróciłam. Przypominają się nam z mężem różne zdarzenia z dzieciństwa i z młodości, rzeczy już dawno zapomniane. Tu wszystko jest wzruszające.


Nasze podwórko.


Droga do pracy :)



Droga powrotna z pracy,
Teatr Komedia i DK.


Widok z balkonu Domu Kultury,
moja ścieżka do obecnego domu:)


Dużo spacerujemy po uliczkach z willową zabudową, po okolicznych parkach, wpadamy do knajpek i kawiarni, których jest tu trochę, do kina Wisła. W sobotę było dzielnicowe świętowanie pod nazwą „Otwieramy Żoliborz”.
W niedzielę przeszliśmy się znowu po kilkudziesięcioletniej przerwie na Kępę Potocką nad tzw. kanałek. To bardzo fajne rozległe tereny rekreacyjne nad wodą. Kiedy byłam mała można się tam było kąpać, a dziś już tylko dostępne są kąpiele słoneczne i pływanie łódkami wiosłowymi. Są kaczki i łyski zwyczajne, w kanałku pływają duże ryby. Taki wakacyjny powiew na Żoliborzu.

Próbujemy się tu znowu zadomowić. Ja mam na to swój sposób, kolorowy i szydełkowy. Na naszej IV Kolonii WSM od kiedy pamiętam działała dziecięca pracownia plastyczna. Teraz przy wejściu do pracowni wisi moja szydełkowa robótka :)






.