czwartek, 31 grudnia 2015

Staromodne życzenia...


W maju 1980 roku, na maturze z języka polskiego, analizowałam twórczość Mikołaja Reja i Jana Kochanowskiego. Starałam się wykazać jak współczesne, ba nieomal nowoczesne, spojrzenie na świat, życie i ludzi miał ten drugi w porównaniu z pierwszym z wymienionych.


Minęło 35 lat, a ja wciąż z przyjemnością konstatuję, że lubię czytać Jana Kochanowskiego, i że dla mnie wciąż jest aktualny. Trafny i zwięzły przekaz wprost do serca.


Jan Kochanowski

Na dom w Czarnolesie

Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gnieździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.

Wszystkim Wam, drodzy moi Czytelnicy, ze szczerego serca życzę tego, czego sami dla siebie pragniecie. Niech przyjdzie to, czego Wam braknie, a wiecznie trwa to, co niesie szczęście. Niechaj Wam się darzy!
 
Dla siebie wybieram to, o czym marzył Jan Kochanowski :)

Do siego Anno Domini 2016.




poniedziałek, 28 grudnia 2015

Wypadek na własne życzenie.


Chyba większość wypadków, nieszczęśliwych zdarzeń, wydarza się z powodu nieuwagi właściciela nieszczęsnego ciała. Poza tym przeważnie przyczyn jest kilka. Tak też było ostatnio ze mną.

 We wtorek przed Wigilią odebrałam telefon od kogoś z rodziny, najpierw były życzenia, co oczywiste. Pożyczyłyśmy sobie nawzajem, to jest takie miłe. Potem jednak rozmowa toczyła się dalej i dotyczyła naszych wspólnych spraw, czyli sądowych zmagań w związku z Wólką Pracką. 

Kiedy szykuję święta, każda minuta jest cenna, bo u mnie czasu niewiele, za to pracy huk. Szczęśliwi emeryci często zapominają jak ma „lud pracujący”. Oni mają czas i potrzebę kontaktu z ludźmi, choćby przez telefon. Powinnam była grzecznie przeprosić, umówić się na pogadanie w tej sprawie po świętach, albo po Nowym Roku i rozmowę zakończyć. Mnie jednak brak jest takiej podstawowej asertywności, choć tyle szkoleń, kursów, książek na ten temat już zaliczyłam. Jak przychodzi co do czego, to wyłazi ze mnie ta grzeczna dziewczynka, która nikomu nie odmawia.

Akurat piekłam ciasto w prodiżu. Poczułam swąd spalenizny i … w prawej ręce telefon, a lewą, bez rękawicy, złapałam za uchwyt przy prodiżowej przykrywie. Uniosłam ją niedużo i wtedy kłąb wrzącej pary buchnął wprost na niczym nieosłoniętą dłoń. Krzyknęłam z bólu i do słuchawki powiedziałam: poparzyłam się. Wsadziłam rękę pod zimną wodę, a spalonym ciastem i prodiżem zajął się Jedynak. Rozmowa jeszcze chwilę trwała, zanim z siebie wydusiłam, że muszę kończyć, bo bardzo mnie boli.

Poparzeniu uległy cztery palce, oprócz kciuka. To dość mocne poparzenie, bo zrobiły się rozległe pęcherze. Mąż szybko przywiózł mi z apteki bardzo dobre i skuteczne lekarstwo, które nazywa się „Hydrosil”. Troszkę koi ból, który przez pierwsze godziny jest silny, ale przede wszystkim reguluje nawilżenie skóry. Z czystym sumieniem polecam. Taki żel powinien być na wszelki wypadek w każdej apteczce.

Na szczęście to lewa ręka, więc prawą mogłam jakoś upichcić świąteczne potrawy. Nawet nic im nie brakowało i to już jest jeden plus.

Po drugie miałam okazję doświadczyć pomocy i troski swoich domowników. To też jest miłe, być zaopiekowaną, wiedzieć, że masz obok siebie osoby, na które zawsze możesz liczyć, które ci współczują i chcą twego dobra.

Po trzecie zaczęłam odczuwać wdzięczność i radość z tego, że na co dzień jestem zupełnie sprawną osobą, samodzielną, samowystarczalną. To naprawdę wielkie szczęście, a zupełnie niedoceniane. Tak jakby sprawność naszego ciała była oczywistą oczywistością. Nota bene daną nam raz na zawsze. A nie jest łatwo mieć do dyspozycji tylko jedną rękę, nawet, jeśli to prawa ręka. 

Po czwarte zaczęłam doceniać współczesne czasy, w których są takie nowoczesne leki. I na dodatek stać mnie na ich zakup. Nic się nie „paprze” i powoli, ładnie się goi.

Po następne miałam bolesną, dokuczliwą nauczkę, więc jest nadzieja, że zapamiętam na dłużej. I może jednak nauczę się być bardziej asertywna.

A po kolejne, skoro dostałam „karę” od losu, to dla równowagi musi być też nagroda. O nagrodzie będzie już niebawem J



niedziela, 20 grudnia 2015

Odświętne życzenia


Znowu zbliża się Boże Narodzenie. A przecież dopiero co było poprzednie. Jak to dobrze, że jest taki dzień, taki ciepły, choć grudniowy.

Każdemu, kto tu zagląda, Znajomemu i Nieznajomemu, ale też tym, których kocham i również sobie samej, z tej okazji najgoręcej życzę wielu kochających, dobrych, mądrych, szczerych i prawych ludzi wokół, a w sercu spokoju i ukojenia. Niech ogarnie nas taka dziecięca radość i zachwyt, którego doznawaliśmy w Wigilijny Wieczór kiedy byliśmy mali, ale i ufność, że w naszym życiu wciąż wszystko jest możliwe.

Tym, którzy wierzą, że oto Dobry Bóg znowu daje nam szansę i przypomina, że  kiedyś posyłał nam tu na ziemię Swego Syna, życzę wielu Łask Bożych.

Innym Miłym Czytaczom posyłam wiele serdeczności, z nadzieją, że będą spełniać się Wasze życzenia, marzenia i plany i że będziecie szczęśliwi. 

Niechaj nam się darzy !


Ślę do Was gołąbka pokoju.

A właściwie to kaczkę pokoju :)


Kwa, kwa , kwa ...

niedziela, 13 grudnia 2015

Radość z pomyłki weterynarza.




Powiedzieć, że się bardzo cieszymy, to za mało. Codziennie głaszcząc suńkę, patrząc na nią, podając leki, wychodząc na spacer, dziękujemy za tę pomyłkę weterynarza. Mijają kolejne miesiące, a to podarowany czas. Doceniamy ten bonus od losu, jesteśmy za to wdzięczni. Pieska pozwala nam też każdego dnia uświadamiać sobie to, że warto cieszyć się każdą wspólną chwilą i tym, co się ma. 

We wrześniu ubiegłego roku lekarze weterynarii zdiagnozowali u naszej suczki Dingi raka płuc, guza wielkości 5 centymetrów. Biopsja dawała wyniki jednoznaczne. To złośliwy rak, taki sam jak ludzki. Do tego postępująca niedomykalność zastawki dwudzielnej serca i rozrost lewej komory, uniemożliwiają jakiekolwiek zabiegi chirurgiczne. Odmówiliśmy leczenia raka chemią, licząc na to, że komórki raka, które były wówczas w stanie rozpadu, nie zregenerują się i nie dadzą przerzutów. Lekarz onkolog dawał psinie pięć miesięcy życia. I dał zalecenie: życie ma być przyjemne, dotąd, dokąd się da.

Na szczęście lekarz źle ocenił jej życiowe szanse. Minęło własnie 15 miesięcy. Nasza psica jest wciąż z nami, a jej stan zdrowia nie pogarsza się. Poza tym, że szybciej się męczy, wszystko jest w porządku. Dostaje trzy różne leki na serce, psi geriawit, olej z wiesiołka i tran z rekina. Poza tym jedzonko gotowane, a potem miksowane z wodą: mięso lub ryba, warzywa i ryż. Mając paszczę pozbawioną wszystkich zębów musi się nieźle nawywijać językiem, aby taka porcję wsunąć.  Na deser tarte jabłko z tłuczonym z bananem. Tabletki przyjmuje z odrobiną drożdżowego ciasta.

To prawda, że Dinga się starzeje, a więc chód staje się sztywniejszy, więcej i mocniej śpi, gorzej słyszy i marniej widzi, ale to przecież normalne w jej wieku. Zdarza jej się ustawić przy drzwiach wyjściowych od strony zawiasów, albo pójść w przeciwną stronę. Tak starcza głupawka. Poza tym nadal ma świetny apetyt, a czasem chętkę na zabawę. Wtedy szaleje na kanapie, wywala się na plecy i robi głupie miny. Dogadzamy jej, bo życie ma być przyjemne. Wtedy i nasze życie jest przyjemniejsze. Pieska kocha nas niezmiennie, więc czy można się nie odwzajemniać? Choć Klarka twierdzi, że to za-wzięcie i za-żarcie ;-)

Niechaj tak będzie jak najdłużej! 






A tu wygłupy na kanapie, nie każdy tak potrafi :)


sobota, 5 grudnia 2015

Warszawski zmierzch.



Zmierzcha się już przed godziną szesnastą. Pięknie zachodzi słońce nad Warszawą. Choć, czy to jest Warszawa, czy raczej pokryta betonem wieś Imielin? 

Niezmiennie mnie to zadziwia, jak miasto pożera pola, łąki, sady, wchłania strumienie i stawy. Wszystko to było tu, we wsi Imielin, zanim stała się częścią Warszawy, a dokładniej warszawskiej dzielnicy Ursynów.









Wciąż trudno mi się pogodzić z ekspansją szkła i aluminium, która zmiata z powierzchni miasta stare, zabytkowe budowle. W imię nowoczesności, postępu, rozwoju?
Ten ogołocony plac to tereny po Browarze Haberbuscha i Schiele, założonego w 1846 roku. W czasie Powstania Warszawskiego zboże i cukier z magazynów browaru stały się bardzo ważnym źródłem zaopatrzenia dla powstańców w tej części miasta. Po wojnie browar znacjonalizowano i odbudowano. Ważono tu piwo jeszcze na początku XXI wieku. 

Stare musi odejść, żeby zrobić miejsce dla nowego. Zastanawiam się, czy ten nowy świat mi się podoba?




.