środa, 13 kwietnia 2016

Pożegnanie

Muszę się z Wami pożegnać. Na tym blogu nie powstanie już żaden wpis. Pesymista jednak wygrał. Optymista nie istnieje, to była tylko podpucha tych, którzy myślą, że świat jest piękny, a ludzie są dobrzy.

Przepraszam...

sobota, 2 kwietnia 2016

Janka i serbski król w Kijowie.


Wracam po przerwie wielkopostnej. Wiele się wydarzyło przez ten czas, ale o tym potem. Na razie wracam do Kijowa i do mojej Janki Rybówny. U niej dopiero oczekiwanie na Święta Wielkanocne.
"Wtorek, 16 marca.
Dzisiaj od samego rana tyle i było rozmowy, co o przyjeździe serbskiego króla Piotra I.  O godzinie miała jechać ze stacyi, a więc wyszłyśmy z mamą, wracając z gimnastyki na której dziś pierwszy raz byłam i po chwili zaczęli jechać. Ach, ten jeden czarniutki ministrzyk, taki śliczny w czerwonej czapeczce, z ogonkiem na czapce. Z nim jechał jakiś poważny z całym ogonem kogucim na głowie. Tak przejechało z 7 powozów z różnemi innymi i nareszcie jechał sam król, stary nie bardzo sympatyczny. Lokaj jego w orderach. Za nim wieźli z jego świty massę bukietów (...) Po ulicach ubranych chorągwiami przewrócenemi sunął tłum jak dzika Loreta. Wieczorem król ma być na „Życie za cesarza” i „Sewilski cyrulik” w teatrze miejskim całym ubranym żywemi girlandami kwiatów. Ach, ten ministrzyk !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!”

Środa 17 marca.
Dziś również odprowadzałam króla, wracając z gimnastyki. Po drodze spotkałam TK
(Tadeusza Kruszeskiego) i Heńka, a ten jak mnie zobaczył (TK) a ten jak mnie zobaczył to kłania się, pewno miał zamiar mnie odprowadzić, ale ja puściłam się tak szybko, że napewno musiałby pozostać na zamiarze.”



Kochana Janko,
Długo już nie zaglądałam do Twojego pamiętnika. Ostatnio smutne, rodzinne sprawy bardzo mnie pochłonęły. Z tym większą radością powracam do Twojego pisania. Jak widzę czarny ministrzyk wpadł Ci w oko ;-)

U mnie już minęły Święta Wielkanocne, ale te Twoje, kijowskie, ciągle przed nami. Więc do zobaczenia wkrótce.
BB   

sobota, 26 marca 2016

Nie puszczę Cię !




Znowu budzę się z nadzieją. I wołam, nie puszczę Cię, Panie, dopóki mi nie pomożesz dojść tam, gdzie to, co niemożliwe bez Ciebie, z Tobą jest możliwe.

Drodzy moi Czytelnicy, blogowi Przyjaciele,
Z okazji nadchodzących Świąt Wielkanocnych ślę do Was moc serdecznych myśli i życzę, aby ten Wielki Czas przyniósł Wam dary, których najbardziej pragniecie. Spokoju i radości, wiary i miłości, wesołego Alleluja !




Beata, nawet trochę Kaczka :)

czwartek, 11 lutego 2016

Potrzebuję ...




Chcę zostawić taką wiadomość, żeby nikt się nie niepokoił, że zaginęłam bez wieści. Otóż zniknę z blogosfery na najbliższy czas. Potrzebuję wyciszenia głowy, serca, zanurzenia się błogosferze :)

Wrócę z życzeniami na Święta Wielkanocne. A po świętach z przyjemnością będę znowu spotykać się z Wami u Was i tutaj też. No i oczywiście podzielę się informacjami, jak Wielkanoc w 1910 roku spędziła Janka Rybówna.

Tymczasem najserdeczniej Was pozdrawiam. Mam nadzieję, że nie poczujecie się tą przerwą urażeni, porzuceni, ani opuszczeni. A jeśli tak, proszę, wybaczcie. 

I już zaczynam tęsknić :*

Kwa, kwa ...


sobota, 6 lutego 2016

Wyjątki z życia Janki (J.R. cz. VI)



W lutym 1910 roku w Kijowie, w świecie Janki Rybówny karnawał też zbliżał się do końca.

„Niedziela 28 lutego [1910r.].
Ostatni wieczorek w Ogniwie, ale tak wesoły i urozmaicony: kotylion z wieńcami, z hryzantemą, różne czapeczki ordery etc. (...) Tańczyłam moc. Od Danielskiego dostałam śliczny wierszyk dla mnie poświęcony. (...)  Raptem rozeszła się wieść, że koniec wieczorku bo gubernator z powodu postu zaprotestował. No ale dali łapówkę nadzirabielowi i ten pozwolił tańczyć do 2giej ale o trzeciej był koniec. (...)

Poniedziałek 1 marca.
Gdym wstała, naturalnie nie wcześniej niż o dwunastej: raptem dzwonek ! kto ? przełożona ! ja prędzej do pokoju, białe pantofle, rękawiczki, wszytko pod stół i momentalnie porządek. Przyszła ona z celem oglądania mieszkania gdzie mieszkają uczniowie. Ale to tylko było mówione. Ona zaś pogawędziła z mamą o 8ej klassie, poradziła mi wziąć za specyalność niemiecki i francuski (...). Chyba rozsądek trzeba stracić żeby wziąć za specyalność niemiecki u Rammata.

Wtorek 2 marca
(...) W Ogniwie był „Śledź” ale pomimo projektów młodzież nie bywa na nim więc siedziałam w domu. (...)

Środa 3 marca
Zrana byłam w kościele. Zapomniałam że to Popielec i najadłam się szynki. Po szkole i po skończeniu zajęć byłam na Rekolekcyach i następnie z mamą i Stasiem poszliśmy na górkę Włodzimierza.

Czwartek 4 marca
Byłam w kiepskim chumorze bo mnie zdenerwowało wybieranie kapelusza, bardzo drażliwa kwestya. O godzinie 4tej zerwała się silna burza z piorunami ! Czy to słyszane o tej porze.

Piątek 5 marca
Po lekcyach poszłam do kościoła i szłam z Zołotko. Rozmawialiśmy o szkolnym wieczorku, który według naszego zdania zawsze pachnie niemczyzną, ich skąpstwem. Wybieraliśmy się po kościele na kontrakty. (...) Michałoskim spuskiem dostaliśmy się na kontrakty, tam mama kupiła drobnostki między innymi ładnego pajączka dla mnie. (...)

Sobota 6 marca
(...) Nareszcie kupiłam dziś kapelusz i jestem już spokojną.

Niedziela 7 marca
Wczoraj prosił powiedzieć kiedy ja idę do kościoła, ale życzyłam sobie sama iść, bo spowiedź to nie żart! Wyspowiadałam się u maleńkiego księdza, zdaje się Szyszko no i komunikowałam się. Tak mi teraz miło i lekko na duszy! (...)” 
 

Janka lubiła kapelusze :)


Droga Janko, miła moja,
Karnawał i u mnie się kończy. Dopiero, co minął tłusty czwartek, a dziś ostatnia sobota karnawału. Dopadła mnie wredna, wirusowa infekcja, więc siedzę w łóżku i znowu zaczytuję się w Twoim pamiętniku. I wiesz, co sobie tak dobitnie teraz uświadomiłam? A to, że kolejne pokolenia mogą zachować łączność z poprzednimi dzięki swojej wierze. Wiem, że to oczywistość, banał, ale to mi się zmaterializowało właśnie dzięki nałożeniu się tego czasu końca karnawału i wejścia w czas postu w Twoim życiu, w Twoim świecie i w moim obecnym. To jest dla mnie niesamowite, że w tej przestrzeni wiary wciąż się możemy spotykać. 



Kiedy chodzę do swojego dawnego kościoła, z lat dziecinnych i młodości, do kościoła Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, to doznaję tam nie tylko łączności z Bogiem, ale też z tymi moimi przodkami, którzy już odeszli z tego świata. To w tym kościele w październiku 1933 roku brali ślub moi ojczyści dziadkowie, Hanka Zajdlerówna i Zygmunt Sokołowski, Twój cioteczny brat, którego na pewno znałaś. W tym samym kościele ja brałam ślub z moim mężem, 50 lat później, w październiku 1983 roku. W tym kościele oni ochrzcili swoje pierwsze dziecko i my również tu ochrzciliśmy swojego synka. 



Choć mijają lata, mijają wieki, wierzymy... 



P.S.
Już wiem Janko, do którego kościoła chodziłaś w Kijowie, dzięki temu, że w którymś wpisie zapisałaś, że wracałaś ulicą Kościelną. To był kościół św. Aleksandra.


Sławiński Oleksandr 
ofort, 30 x 40, Kijów, 2005

niedziela, 31 stycznia 2016

Drugi blog - Talent w Rękach.



Prawie po dwóch latach blogowania na Wystarczająco.PL doszłam do przekonania, że blog typu „mydło i powidło” nie jest dobrym rozwiązaniem. Tu na Wystarczająco.PL piszę o tym, co mi wystarcza do szczęścia, o korzeniach, o miłości ... do samolotów.


Ponieważ mam też zakładkę „Talenty”, czasem wstawiałam wpisy o moim rękodzielnictwie. Czułam się jednak w pewien sposób skrepowana myślą, że pewnie nie wszystkich Czytelników takie robótkowe wstawki mogą ciekawić. Skąpiłam więc sobie we wstawianiu zdjęć, albo w ogóle nie „chwaliłam się” tym, co aktualnie udziergałam.

Dlatego właśnie odkurzyłam blog, który założyłam trzy lata temu, a na którym wówczas uczyniłam jeden wpis. Ubrałam go w nowe ubranko i coś już tam powkładałam, żeby nie był taki pusty. Bardzo się z niego cieszę. Nowy-stary blog nazywa się Talent w Rękach.

Najserdeczniej zapraszam:  Talent w Rękach 

środa, 27 stycznia 2016

Bal w I-szym Gimnazjum w Kijowie w 1910. (J.R. cz. V)


Na każdej kolejnej stroniczce pamiętnika Janki Rybówny szukam śladów moich Sokołowskich. Znalazłam już Władka, ale wciąż mi mało. Tymczasem Janka chętniej opisuje swoje życie towarzyskie, niźli rodzinne. Do tego wpisuje tylko imiona krewnych, bez nazwisk, albo wstawia co najwyżej pierwszą literę nazwiska. Szkoda. To pewnie dlatego, że kiedy ten pamiętnik pisała, nawet jej przez myśl nie przeszło, że ja go będę czytać.

Ha, ha, ktoś się dopominał o większe fragmenty, więc dziś krótko nie będzie.

„22 lutego [1910r.] poniedziałek
Z powodu zmęczenia świętowałyśmy z Mamą dziś. Cały czas był poświęcony na obranie mego kostyumu. Mama obrała mi kostyum „Lato” delikatny i ładny, a ja sobie tak nim zapszątnełam
głowę że ani kijem do książek a to VII klassa. Byłyśmy po południu u wujka Wiktora w hotelu. (...)
Wruciwszy do domu zastałam p. Michalinę, a wkrótce przyszedł Danielski M z pierwszą wizytą z Kaziem Mezer. Wszystośmy obmówili co do wieczorku u p. Fredro no i ogromnie zostaliśmy zadowoleni. Kazio i Michałek grali na fortepianie.”

Nie mogę spisać całego pamiętnika. Miałam ograniczyć się tylko do tych fragmentów, które pokazują związki Janki Rybówny i jej mamy Amelii (z Borewiczów Rybowej) z rodziną jej ciotki, a mojej prababki, Stanisławy (z Borewiczów Sokołowskiej). Oto odnalazłam, chce w to wierzyć, w wujku Wiktorze odwiedzonym w hotelu, Wiktora Sokołowskiego, brata mojego pradziadka Arkadiusza Sokołowskiego. Skoro Arkadiusz był wujkiem Janki, to i jego brat zapewne też był nazywany wujkiem. Mam bowiem przekonanie, że Janka tytułowała mianem wujków i cioć wszystkich swoich krewnych i dalszych członków rodziny.

Obiecałam sobie prezentować tylko wątki rodzinnych koligacji, ale nie mogę się jednak powstrzymać od pokazania Wam opisu tego pięknego balu w I-szym Gimnazjum w Kijowie.

„25 lutego czwartek
Zaczęło się od czyszczenia mundurka etc. Aż wystrojona z Lubą Natenson poszłyśmy do szkoły. Naturalnie jak przewidywałam zaczęła się rewizja ubrania itd. No fr. Meyer była dziś w świetnym chumorze więc usadowiła się na stół i oznajmiła o siurpryzie jaki nam użądził Rammal. Jak zwykle na wieczorku nie miało być chłopców ale on zezwolił na to i zaprosił całych trzydziestu a uczennic aż cztery starsze klassy, ale i to dobrze.

Nareszcie zebrałyśmy się wszystkie no i na czele z Krauze i Richmann pojechałyśmy do Iego gimnazjum. My z Asią i Lubą jechałyśmy zwyczajnym kogucikiem, a żydzi tylko i kszyczeli „.... .... .....”. Szczęśliwliwieśmy dojechały no i wchodzimy: szwajcarzy w paradnych formach i czapkach Napoleona. Rozebrałyśmy sie a Iwanow już czekał, aby nas przedstawić dyrektorowi. Po drodze każda dostała po ślicznym bukiecie i karneciku. Na dyrektorze zrobiłyśmy dobre wrażenie. Wkrótce zaczęły się tańce. Sala był udekorowana serpentin i nacjonalnemi chorągwiami bardzo elegancko.

Podleciał do mnie jakiś uczeń i zaprosił zacząć polonez. Nie spostrzegłam się ,że to był dyrygujący, no ale odważnie zaczęłam. Po tańcach była kolacya bardzo wystawna: jesiotr, kawior itd i massa rużnych słodyczy z najlepszych cukierni. Następnie znowu tańce. Rozdawali ordery panom i paniom. Dostałam bardzo ładniutki i gdy podeszłam do madamoczki to ona mówi mojej koleżance mającej wielką chęć jej przyczepić swój order, że u mnie taki ładny, ona tak jego chce a ja jej nie daję, więc ja natychmiast chciałam jej przyczepić swój, ale ona się nie zgodziła, więc wzięłam konfeti i całą obsypałam.

Wtem podleciał jeden z uczni, których poznałam tak dużo, że nie wiedziałam kogo znam kogo nie, i ofiarował mi makochon z różami i wstęgami. Dyrygujący znów ze mną tańczył no i przypiął mi wstążki jako dama dyrygującego. Wtem podchodzi do mnie jeden z nauczycieli i prosi iść fotografować się, gdyż formują gruppę. Tak jakoś było mi oryginalnie, ale poszłam i na czele popieczytiela Ziłowa fotografowali, ale gdy wybuchnął magnij ja tak sie przestraszyłam, że głowę schowałam.


Nareszcie kotylion huzarski. Dostałam dwie śliczne czapeczki podobne do cygańskich, pelerynkę, no i chorągiew i jazda mazura. Ciągle strzelali we mnie bąlami (? leglami ?) tak że gdy wróciłam to wszędzie było pełno i za kołnierzem, i we włosach i nawet w ustach, cały pokój, jednym słowem jak śniegiem posypana, no ale i ja sypałam pożądnie, jak kto ze znajomych uczni ziewnął, to ja trach jemu pełne usta. Ale że miałam trzy karneciki to moi kawalerowie na gwałt tańczyć i w drugiej odmianie kotyliona, ja stanowczo odmawiałam, ale musiałam przetańczyć, aż wreszcie poczułam jak strasznie nogi bolą. Myślałam że już dosyć, ale jak była trzecia odmiana kotyliona w chińskich strojach, to na prośby tańczyć nie odmówiłam i w stroju japonki dalej do mazura, ale już potem nie mogłam.

Poszłam spacerować do zimowej sali, całej w jodłach niby śniegiem posypanych. Po tańcach były jeszcze smaczne bardzo lody i lemoniada, a że moi kawalerowie dbali o mnie, to wszystkiego było aż nadto. No ale władza nasza chciała już wracać a więc na zakończenie jakeś my wychodziły zagrali „Boże caria chroń” i masse baloników wypuścili, poleciały do góry,  w gorącej atmosferze natychmiast pękając z hukiem i krzykiem ura. Jakeśmy wyszły dziękując dyrektorowi, madamoczka mnie tak okutała, że nie miałam czem oddychać, a pożegnawszy się z uczniami wyjechałyśmy na dorożkach do domu.

 „Czegoś” był bardzo oryginalny z początku, a pod koniec to tak sypał na mnie konfeti że aż szczypać zaczęły za kołnierzem. Bardzo miły był najnowszy znajomy Jasiński, który mi ofiarował order. Z Załotko tańczyłam solo oberka no i cały czas obwijali mnie serpentin. Koleżanki mi mówiły des complementi. Teraz ani rusz nie mogę się nacieszyć, że tak wesoło aż do wariadztwa było, i tak się wytańczyłam, że ciągle jeszcze w łóżku już, i to jeszcze tańczę.”

Kochana Janko,

Cieszę się Twoją radością, Twoją młodością i beztroską. Tyle w Tobie energii i zapału do zabawy. Wiem, że niedługo karnawał się skończy i trzeba będzie przysiąść fałdów ślęcząc nad książkami, ale na razie tańcz i baw się.

Nie mogę rozszyfrować wtrąceń czynionych po rosyjsku, jakieś "baryszki, wy ... coś tam ... o prakincyje" ??? A, i nie rozumiem, co to jest makochon z różami. Podobnie nie wiem, czym w Ciebie strzelali przy huzarskim mazurze, bąlami, czy leglami, tak czy siak to dziwne. 
Rozczuliły mnie te poprzyklejane kolorowe kółeczka konfetti. To takie słodki, dziewczyński zwyczaj, przyklejać kwiatuszki, papierki, coś na pamiątkę. Ale jest to też namacalny dowód, że ten bal naprawdę się odbył, wtedy 25 lutego (starego stylu) w 1910 roku w Kijowie.
I nieomal do łez rozśmieszyłaś mnie tym wyznaniem, że tak się roztańczyłaś, że nawet w łóżku tańczysz. 


P.s. Wybaczam błędy ortograficzne, a może pisownia wtedy była inna?

Wiktor Sokołowski, brat mojego pradziadka
Arkadiusza Sokołowskiego






Poprzednie wpisy o Jance Rybównie pod tagiem Janina z Rybów Henneberg