W lutym 1910 roku w Kijowie, w świecie Janki
Rybówny karnawał też zbliżał się do końca.
„Niedziela 28 lutego [1910r.].
Ostatni wieczorek w Ogniwie, ale tak wesoły i urozmaicony: kotylion z wieńcami,
z hryzantemą, różne czapeczki ordery etc. (...) Tańczyłam moc. Od Danielskiego
dostałam śliczny wierszyk dla mnie poświęcony. (...) Raptem rozeszła się wieść, że koniec wieczorku
bo gubernator z powodu postu zaprotestował. No ale dali łapówkę nadzirabielowi
i ten pozwolił tańczyć do 2giej ale o trzeciej był koniec. (...)
Poniedziałek 1 marca.
Gdym wstała, naturalnie nie wcześniej niż o dwunastej: raptem dzwonek ! kto ?
przełożona ! ja prędzej do pokoju, białe pantofle, rękawiczki, wszytko pod stół
i momentalnie porządek. Przyszła ona z celem oglądania mieszkania gdzie
mieszkają uczniowie. Ale to tylko było mówione. Ona zaś pogawędziła z mamą o
8ej klassie, poradziła mi wziąć za specyalność niemiecki i francuski (...).
Chyba rozsądek trzeba stracić żeby wziąć za specyalność niemiecki u Rammata.
Wtorek 2 marca
(...) W Ogniwie był „Śledź” ale pomimo projektów młodzież nie bywa na nim więc
siedziałam w domu. (...)
Środa 3 marca
Zrana byłam w kościele. Zapomniałam że to Popielec i najadłam się szynki. Po
szkole i po skończeniu zajęć byłam na Rekolekcyach i następnie z mamą i Stasiem
poszliśmy na górkę Włodzimierza.
Czwartek 4 marca
Byłam w kiepskim chumorze bo mnie zdenerwowało wybieranie kapelusza, bardzo
drażliwa kwestya. O godzinie 4tej zerwała się silna burza z piorunami ! Czy to
słyszane o tej porze.
Piątek 5 marca
Po lekcyach poszłam do kościoła i szłam z Zołotko. Rozmawialiśmy o szkolnym
wieczorku, który według naszego zdania zawsze pachnie niemczyzną, ich skąpstwem.
Wybieraliśmy się po kościele na kontrakty. (...) Michałoskim spuskiem dostaliśmy
się na kontrakty, tam mama kupiła drobnostki między innymi ładnego pajączka dla
mnie. (...)
Sobota 6 marca
(...) Nareszcie kupiłam dziś kapelusz i jestem już spokojną.
Niedziela 7 marca
Wczoraj prosił powiedzieć kiedy ja idę do kościoła, ale życzyłam sobie sama
iść, bo spowiedź to nie żart! Wyspowiadałam się u maleńkiego księdza, zdaje się
Szyszko no i komunikowałam się. Tak mi teraz miło i lekko na duszy! (...)”
 |
Janka lubiła kapelusze :) |
Droga Janko, miła moja,
Karnawał i u mnie się kończy. Dopiero, co minął tłusty czwartek, a dziś ostatnia
sobota karnawału. Dopadła mnie wredna, wirusowa infekcja, więc siedzę w łóżku i
znowu zaczytuję się w Twoim pamiętniku. I wiesz, co sobie tak dobitnie teraz
uświadomiłam? A to, że kolejne pokolenia mogą zachować łączność z poprzednimi
dzięki swojej wierze. Wiem, że to oczywistość, banał, ale to mi się
zmaterializowało właśnie dzięki nałożeniu się tego czasu końca karnawału i
wejścia w czas postu w Twoim życiu, w Twoim świecie i w moim obecnym. To jest
dla mnie niesamowite, że w tej przestrzeni wiary wciąż się możemy spotykać.
Kiedy chodzę do swojego dawnego kościoła, z lat dziecinnych i młodości, do
kościoła Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, to doznaję tam nie tylko łączności
z Bogiem, ale też z tymi moimi przodkami, którzy już odeszli z tego świata. To
w tym kościele w październiku 1933 roku brali ślub moi ojczyści dziadkowie,
Hanka Zajdlerówna i Zygmunt Sokołowski, Twój cioteczny brat, którego na pewno
znałaś. W tym samym kościele ja brałam ślub z moim mężem, 50 lat później, w
październiku 1983 roku. W tym kościele oni ochrzcili swoje pierwsze dziecko i
my również tu ochrzciliśmy swojego synka.
Choć mijają lata, mijają wieki, wierzymy...
P.S.
Już wiem Janko, do którego kościoła chodziłaś w Kijowie, dzięki temu, że w
którymś wpisie zapisałaś, że wracałaś ulicą Kościelną. To był kościół św.
Aleksandra.