środa, 27 stycznia 2016

Bal w I-szym Gimnazjum w Kijowie w 1910. (J.R. cz. V)


Na każdej kolejnej stroniczce pamiętnika Janki Rybówny szukam śladów moich Sokołowskich. Znalazłam już Władka, ale wciąż mi mało. Tymczasem Janka chętniej opisuje swoje życie towarzyskie, niźli rodzinne. Do tego wpisuje tylko imiona krewnych, bez nazwisk, albo wstawia co najwyżej pierwszą literę nazwiska. Szkoda. To pewnie dlatego, że kiedy ten pamiętnik pisała, nawet jej przez myśl nie przeszło, że ja go będę czytać.

Ha, ha, ktoś się dopominał o większe fragmenty, więc dziś krótko nie będzie.

„22 lutego [1910r.] poniedziałek
Z powodu zmęczenia świętowałyśmy z Mamą dziś. Cały czas był poświęcony na obranie mego kostyumu. Mama obrała mi kostyum „Lato” delikatny i ładny, a ja sobie tak nim zapszątnełam
głowę że ani kijem do książek a to VII klassa. Byłyśmy po południu u wujka Wiktora w hotelu. (...)
Wruciwszy do domu zastałam p. Michalinę, a wkrótce przyszedł Danielski M z pierwszą wizytą z Kaziem Mezer. Wszystośmy obmówili co do wieczorku u p. Fredro no i ogromnie zostaliśmy zadowoleni. Kazio i Michałek grali na fortepianie.”

Nie mogę spisać całego pamiętnika. Miałam ograniczyć się tylko do tych fragmentów, które pokazują związki Janki Rybówny i jej mamy Amelii (z Borewiczów Rybowej) z rodziną jej ciotki, a mojej prababki, Stanisławy (z Borewiczów Sokołowskiej). Oto odnalazłam, chce w to wierzyć, w wujku Wiktorze odwiedzonym w hotelu, Wiktora Sokołowskiego, brata mojego pradziadka Arkadiusza Sokołowskiego. Skoro Arkadiusz był wujkiem Janki, to i jego brat zapewne też był nazywany wujkiem. Mam bowiem przekonanie, że Janka tytułowała mianem wujków i cioć wszystkich swoich krewnych i dalszych członków rodziny.

Obiecałam sobie prezentować tylko wątki rodzinnych koligacji, ale nie mogę się jednak powstrzymać od pokazania Wam opisu tego pięknego balu w I-szym Gimnazjum w Kijowie.

„25 lutego czwartek
Zaczęło się od czyszczenia mundurka etc. Aż wystrojona z Lubą Natenson poszłyśmy do szkoły. Naturalnie jak przewidywałam zaczęła się rewizja ubrania itd. No fr. Meyer była dziś w świetnym chumorze więc usadowiła się na stół i oznajmiła o siurpryzie jaki nam użądził Rammal. Jak zwykle na wieczorku nie miało być chłopców ale on zezwolił na to i zaprosił całych trzydziestu a uczennic aż cztery starsze klassy, ale i to dobrze.

Nareszcie zebrałyśmy się wszystkie no i na czele z Krauze i Richmann pojechałyśmy do Iego gimnazjum. My z Asią i Lubą jechałyśmy zwyczajnym kogucikiem, a żydzi tylko i kszyczeli „.... .... .....”. Szczęśliwliwieśmy dojechały no i wchodzimy: szwajcarzy w paradnych formach i czapkach Napoleona. Rozebrałyśmy sie a Iwanow już czekał, aby nas przedstawić dyrektorowi. Po drodze każda dostała po ślicznym bukiecie i karneciku. Na dyrektorze zrobiłyśmy dobre wrażenie. Wkrótce zaczęły się tańce. Sala był udekorowana serpentin i nacjonalnemi chorągwiami bardzo elegancko.

Podleciał do mnie jakiś uczeń i zaprosił zacząć polonez. Nie spostrzegłam się ,że to był dyrygujący, no ale odważnie zaczęłam. Po tańcach była kolacya bardzo wystawna: jesiotr, kawior itd i massa rużnych słodyczy z najlepszych cukierni. Następnie znowu tańce. Rozdawali ordery panom i paniom. Dostałam bardzo ładniutki i gdy podeszłam do madamoczki to ona mówi mojej koleżance mającej wielką chęć jej przyczepić swój order, że u mnie taki ładny, ona tak jego chce a ja jej nie daję, więc ja natychmiast chciałam jej przyczepić swój, ale ona się nie zgodziła, więc wzięłam konfeti i całą obsypałam.

Wtem podleciał jeden z uczni, których poznałam tak dużo, że nie wiedziałam kogo znam kogo nie, i ofiarował mi makochon z różami i wstęgami. Dyrygujący znów ze mną tańczył no i przypiął mi wstążki jako dama dyrygującego. Wtem podchodzi do mnie jeden z nauczycieli i prosi iść fotografować się, gdyż formują gruppę. Tak jakoś było mi oryginalnie, ale poszłam i na czele popieczytiela Ziłowa fotografowali, ale gdy wybuchnął magnij ja tak sie przestraszyłam, że głowę schowałam.


Nareszcie kotylion huzarski. Dostałam dwie śliczne czapeczki podobne do cygańskich, pelerynkę, no i chorągiew i jazda mazura. Ciągle strzelali we mnie bąlami (? leglami ?) tak że gdy wróciłam to wszędzie było pełno i za kołnierzem, i we włosach i nawet w ustach, cały pokój, jednym słowem jak śniegiem posypana, no ale i ja sypałam pożądnie, jak kto ze znajomych uczni ziewnął, to ja trach jemu pełne usta. Ale że miałam trzy karneciki to moi kawalerowie na gwałt tańczyć i w drugiej odmianie kotyliona, ja stanowczo odmawiałam, ale musiałam przetańczyć, aż wreszcie poczułam jak strasznie nogi bolą. Myślałam że już dosyć, ale jak była trzecia odmiana kotyliona w chińskich strojach, to na prośby tańczyć nie odmówiłam i w stroju japonki dalej do mazura, ale już potem nie mogłam.

Poszłam spacerować do zimowej sali, całej w jodłach niby śniegiem posypanych. Po tańcach były jeszcze smaczne bardzo lody i lemoniada, a że moi kawalerowie dbali o mnie, to wszystkiego było aż nadto. No ale władza nasza chciała już wracać a więc na zakończenie jakeś my wychodziły zagrali „Boże caria chroń” i masse baloników wypuścili, poleciały do góry,  w gorącej atmosferze natychmiast pękając z hukiem i krzykiem ura. Jakeśmy wyszły dziękując dyrektorowi, madamoczka mnie tak okutała, że nie miałam czem oddychać, a pożegnawszy się z uczniami wyjechałyśmy na dorożkach do domu.

 „Czegoś” był bardzo oryginalny z początku, a pod koniec to tak sypał na mnie konfeti że aż szczypać zaczęły za kołnierzem. Bardzo miły był najnowszy znajomy Jasiński, który mi ofiarował order. Z Załotko tańczyłam solo oberka no i cały czas obwijali mnie serpentin. Koleżanki mi mówiły des complementi. Teraz ani rusz nie mogę się nacieszyć, że tak wesoło aż do wariadztwa było, i tak się wytańczyłam, że ciągle jeszcze w łóżku już, i to jeszcze tańczę.”

Kochana Janko,

Cieszę się Twoją radością, Twoją młodością i beztroską. Tyle w Tobie energii i zapału do zabawy. Wiem, że niedługo karnawał się skończy i trzeba będzie przysiąść fałdów ślęcząc nad książkami, ale na razie tańcz i baw się.

Nie mogę rozszyfrować wtrąceń czynionych po rosyjsku, jakieś "baryszki, wy ... coś tam ... o prakincyje" ??? A, i nie rozumiem, co to jest makochon z różami. Podobnie nie wiem, czym w Ciebie strzelali przy huzarskim mazurze, bąlami, czy leglami, tak czy siak to dziwne. 
Rozczuliły mnie te poprzyklejane kolorowe kółeczka konfetti. To takie słodki, dziewczyński zwyczaj, przyklejać kwiatuszki, papierki, coś na pamiątkę. Ale jest to też namacalny dowód, że ten bal naprawdę się odbył, wtedy 25 lutego (starego stylu) w 1910 roku w Kijowie.
I nieomal do łez rozśmieszyłaś mnie tym wyznaniem, że tak się roztańczyłaś, że nawet w łóżku tańczysz. 


P.s. Wybaczam błędy ortograficzne, a może pisownia wtedy była inna?

Wiktor Sokołowski, brat mojego pradziadka
Arkadiusza Sokołowskiego






Poprzednie wpisy o Jance Rybównie pod tagiem Janina z Rybów Henneberg

33 komentarze:

  1. Właśnie przed chwila zadzwoniłam do mojej siostry, u nas w domu używało się słowa "makohon", nie byłam pewna znaczenia, a siostra też nie potrafiła mi powiedzieć, co to takiego; ale, ale ... Słownik gwary kresowej mówi, że "makohon" to drewniany wałek do ucierania maku:-) tak, to było to, rozjaśniło mi się w głowie:-)
    Ach, i jeszcze ten "magnij", wybuch magnezji przy robieniu zdjęć ... nie dziwię się, że Janeczka przestraszyła się:-)
    Baryszki, a może to chodziło o "barysznie" - damy, panie, ale może o obraźliwym wydźwięku, skoro krzyczeli to żydzi, jak napisała Janka, wiemy bowiem że nacja ta nie cieszyła się sympatią od wieków, więc obrażanie było wzajemne.
    Dzięki za te smaczki, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miałam pierwsze skojarzenie dla makochonu z makutrą,ale trudno mi było sobie wyobrazić takie naczynie z różami ;) A barysznie może mogłyby być. Rzeczywiście nie wytłumaczyłam magnezji, jakoś pomyślałam, że to będzie wszystkim znane. Fajnie, że zwróciłaś na to uwagę , Mario.

      Serdeczności odwzajemniam :)

      Usuń
    2. Podejrzewam, że Janka rozumiała makohon nie tyle jako makutrę, co jako naczynie gliniane, a tu już blisko do jakiejś formy wazonika. Próbując odsylabizować zeskanowane fragmenty doszedłem do wniosku, że te bąle to raczej bąki i domyślam się, że chodzi nie tyle o confetti, co raczej o pewnie miejscową nazwę jakiejś drobnej słodyczy, coś w rodzaju dzisiejszych draży, minidropsów czy czegoś w tym rodzaju. Obyczaj obsypywania tańcujących w karnawale słodyczami (ale też ryżem, pomarańczami drobnymi, orzechami itp.) przetrwał do dziś w niektórych rejonach Hiszpanii, dawnych hiszpańskich Niderlandów (choć chyba raczej głównie w Belgii), we Włoszech, a i u nas jako obyczaj już tylko weselny...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Dziękuję Wachmistrzu stokrotnie :) Ja też widziałam w słowie (strzelali) bąlami raczej bąkami, ale wydało mi się to jakieś ... niesmaczne. A tu niespodzianka, bo to rzeczywiście mogły być słodycze!. Tym bardziej że dalej Janka pisze, że właśnie w usta ziewającym je sypała. Napychać znajomych słodyczami to bardziej uchodzi niż papierowymi konfetti ;_)

      Gliniany wazon na róże , pomysł praktyczny, tak żeby nie zwiędły przed doniesieniem do domu.

      Uścisków moc załączam z wdzięcznością za okazaną pomoc w rozszyfrowywaniu Jankowych zagadek :)

      Usuń
    4. No nie wiem, czy to takie praktyczne... Przecie to zima była, ergo noszenie wazonu z wodą i różami nie wydaje mi się roztropne. Jakby się z tem gdziekolwiek zwróciła nadto żwawo, byłaby oblaną, co przy mrozie nie mogłoby się skończyć dobrze. Raczej sądzę, że to na to było, by kwiaty w tem do końca balu przetrwały i, że to coś było w rozumieniu jakby jednorazowe, co mogłoby tłumaczyć, że gliniane (czyli ówcześnie zapewne tanie jak barszcz)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    5. Właśnie to miałam na myśli pisząc, że nie zwiędną przed doniesieniem do domu. A któż by tam wazon taszczył na mrozie. Dziewczyny wracały dorożkami, więc pewnie trzęsło jak licho :)

      Serdeczności posyłam :)

      Usuń
    6. Cóż... Zbyt mało mam, widać, eksperiencyi we wracaniu po balach z kwiatami...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Przypuszczam, że sporo osób z blogosfery, to dawni "pamiętnikarze" :-). Pamiętniki w zeszytach... tego chyba nie zastąpi blog.

    Janka to mała łobuziara :-). Sypała ziewającym do buzi konfetti (czy coś w tym rodzaju)! Przypuszczam, że ten gen nie mógł zniknąć tak całkiem w następnych pokoleniach... Może ujawni się w jakiejś potyczce z Zezatem? ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Tesiu. Pewnie, że papierowy, skrywany na dnie szuflady pamiętniczek, to nie to samo, a wręcz zupełnie co innego, niż publiczny blog. Ale zapędy "pisarsko-pamiętnikarskie" te same.

      Janka ma charakterek, to prawda ;-) A ja z przyjemnością bym Zezatowi nasypała soli na język, ale ... ziewając zakrywa usta ;(

      SMBO :)))

      Usuń
    2. Niby pamiętniczek a jaka w nim tkwi wartość historyczna!

      Czy Zezat nie przesadza przypadkiem z tą kulturą? ;-).

      SMBOX100:-)

      Usuń
    3. Czasem to sobie uświadamiam, że nasze zwykłe życie, uczestnictwo w różnych wydarzeniach, po jakimś czasie też staje się historią.

      Zezat, chyba czegoś z mojej strony świadomy, kultura się zasłania. Inaczej już bym mu napakowała w usta konfetti :)

      SMBO x 1000:)

      Usuń
    4. Właśnie! Często przechodziłam obok niewielkiego a bardzo charakterystycznego pawiloniku, który został uwieczniony w filmie z lat 70-tych. Pozostał przez te wszystkie lata zupełnie niezmieniony. Obiecywałam sobie, że zrobię foto takiego ciekawego obiektu. Obiecanki-cacanki... obiekt został jakiś czas temu podpalony, i teraz można zobaczyć tylko jego nędzny szkielet :-(.

      Pozorant!!! ;-)

      SMBOX1100:-)

      Usuń
    5. Trzeba się spieszyć z uwiecznianiem, rzeczy, miejsc i siebie :)

      Pozorant, to fakt :)))

      SMBO x 2000 :)))

      Usuń
    6. Namyślałam się nad tym uwiecznianiem siebie. Jeszcze nie znalazłam dość dobrych powodów... Może przyjdą z czasem.

      Wciąż mam nadzieję, że jednak nasz wszystkich kiedyś zaskoczy (pozytywnie - ma się rozumieć :-).

      SMBOX2100:-)

      Usuń
    7. Oczywiście, że pozytywnie :)

      SMBO x 3000 :)))

      Usuń
  3. Pamiętam moje szkolne potańcówki, o raju, to były czasu... więc Jance się nie dziwię i te wszystkie smakołyki. Pamiętam oranżadę i pączki :) Jak ten świat się zmienia. Język oczywiście również, wciąż żyje :) Kiss dziewczyny roztańczone :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem, muszę kilka podejść zrobić, jak ogarnę tekst, to jeszcze komentarz napiszę.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alis, najmilsze jest to, że JESTEŚ :)

      Usuń
    2. te konfetti poprzyklejane na stronie pamiętnika?

      masz rację, to nie zmieniło się od tylu lat.
      a nasze dziewczyny mają teraz nawet gotowe naklejki, dziurkacze w różnych kształtach i jeszcze masę innych rózności- tylko idea ta sama od lat.....

      dziękuję z uśmiechem,

      Usuń
    3. Właśnie, idea ta sama i natura dziewczyn chyba też taka sama :)Po prostu lubimy upiększać świat.

      I uśmiechy załączam :)))

      Usuń
  5. o rany, jakie to szalone, rozbrykane dziewczę :))) ogromnie przyjemnie się to czyta, chociaż czasami muszę kilka razy wracać do jakiegoś zdania lub słowa, bo to zuuuupełnie inny styl wymowy. bardzo, bardzo liczę na kolejne fragmenty.
    pozdrawiam cieplutko :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czytam po parę razy, bo trudno wątek śledzić, czasem się zastanawiam nad różnymi słowami. A poza tym dla mnie taka przyjemność, czytanie tego pamiętnika, że wciąż mi mało :)

      Usuń
  6. O mamusiu! Cudnie!!! Aż by się zapiszczało :) Ale nie wypada ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż wypieków dostałam przy czytaniu, jakbym sama te mazury odtańczyła :) Z Janki niezła trzpiotka była!
    A jeśli chodzi o pisownię i gramatykę - ta, którą znamy została wprowadzona po wojnie. W latach 50-tych bodaj ortografia została ujęta w karby i ujednolicona. Jak czytam przedwojenne książki - nawet felietony Kuncewiczowej, czy Moją Przyjaciółkę (Babcia prenumerowała) to w kwestii pisowni i gramatyki wolna amerykanka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to dobrze mieli, z tą ortografią, przynajmniej z punku widzenia dyslektyka :)

      Usuń
  8. Bardzo roztańczona była Janka.
    I jakie to na szkolnych balach przysmaki serwowano.

    PS Niemal identyczne konfetti Córa powkleja w swoim kalendarzu z zapiskami 31 grudnia. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to fajnie, że dziewczyny wciąż takie same... romantyczne. roztańczone :)

      A przysmaki, cóż. chyba już teraz na szkolnych balach króluje pizza.

      Usuń
  9. Właśnie tu dotarłem i mam pytanie, czy wie Pani kim był wujek Wiktor?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisałam w tym wpisie, mogę tylko przypuszczać,a le mogę się też mylić. Chciałabym, żeby wujkiem Wiktorem był brat mojego pradziadka Arkadiusza Sokołowskiego, to znaczy Wiktor Sokołowski. Jego zdjęcie też zamieściłam powyżej.

      A kim jest anonimowy gość zainteresowany wujkiem Wiktorem ?
      Pozdrawiam,
      BB

      Usuń

Z powodu nieproszonych gości włączyłam moderowanie. Przepraszam, że komentarz będzie trochę czekał na publikację. I miłego dnia Ci życzę :)