
Wyobraź sobie Kogoś, kto zjawia się w twoim
życiu, bo tak postanowiłaś wspólnie z mężem i ze swoim dzieckiem. Wyobraź
sobie, że z niecierpliwością oczekujesz na pojawienie się w waszym domu tego Kogoś.
Jesteś pełna ciekawości, jak to będzie tym razem, bo to już trzeci Ktoś w twoim
życiu i podekscytowana nie możesz się doczekać tego dnia, gdy wreszcie
będziecie razem.
Tymczasem szykujesz „wyprawkę”: miejsce do spania, naczynia, zabawki i inne
akcesoria, kupujesz i czytasz książki o prawidłowym rozwoju, żywieniu i
wychowywaniu Kogoś. Odliczasz dni i w końcu nadchodzi ten, w którym Ktoś
pojawia się wśród waszej trójki. Pierwsze karmienie, pierwszy spacer, pierwsza
noc. Czujnie nasłuchujesz, czy Ktoś śpi spokojnie. A on wierci się i drepce,
nasłuchuje, bo wszytko jest nowe i na razie obce.
I odtąd już każdy dzień będzie zaczynać od tego, że Ktoś szczęśliwy, że wstałaś
przywita cię radośnie. Zanim sama zjesz śniadanie najpierw nakarmisz swojego
Ktosia i w ogóle dbanie o zaspokojenie jego potrzeb, będzie bardzo ważne.
Będziesz Ktosia uczyć, żeby nie był niesforny i ciszyć się z każdej nowej, a
potrzebnej umiejętności. Wręcz będziesz dumna, jeśli obcy ludzie zauważą jego
mądrość i urodę. Strzyżesz, czeszesz i przytulasz. Kiedy trzeba karcisz i okazujesz
swoje niezadowolenie. Z czasem będziecie rozumieć się bez słów, wystarczy gest,
albo odpowiednia mina. Będziesz martwić się, jeśli Ktoś zdradza objawy choroby
i biegniesz z nim do lekarza. Szukasz dobrego, takiego do którego możesz mieć
zaufanie. Odczuwasz ulgę, gdy Ktoś wyzdrowieje i znów jest radosny i pełen
wigoru. Ktoś towarzyszy ci we wszystkim, co robisz w czasie wolnym od pracy i
dodatkowych zajęć poza domem. Oczywiście spędzacie też razem wakacje. No i
przyznaj się, Ktoś stale leży obok ciebie na kanapie i śpi razem z tobą w
jednym łóżku. Więc jego oczy wpatrzone w ciebie z miłością widzisz zanim
zgaśnie światło i kiedy rano podniesiesz zaspane powieki. I dodaj jeszcze, że
to nie są oczy twojego męża, który nadal śpi i pochrapuje. Ty musisz wstać, bo
Ktoś jest głodny i na pewno chce mu się siusiu.
I tak jest przez kilkanaście lat, dzień w dzień, noc w noc. Niestety Ktoś
choruje coraz częściej i coraz bardziej. Opieka i pielęgnacja kochanego chorego
pochłania cię i angażuje. Martwisz się, bardzo się martwisz, płaczesz i miotasz
w emocjach, ale już nic nie możesz zrobić. Nic sensownego, co odwróciłoby
nieuchronny bieg rzeczy, bieg życia aż po kres. Z dosłownie rozdartym sercem
podejmujesz decyzję o zakończeniu życia Kogoś, do kogo nie tylko się
przywiązałaś, ale naprawdę pokochałaś. I w końcu przeżywacie wspólnie tę ostatnią
trudną noc i ostatni jeszcze trudniejszy dzień, w którym wszystko jest ostatnie.
Patrzysz wciąż na wskazówki zegarka, które przesuwają się nieubłaganie i wciąż
przybliża się ta straszna godzina, kiedy serce twojego kochanego Ktosia
przestanie bić. Walczysz sama ze sobą, aby odwołać dzisiejszą śmierć i jednak
skazać Ktosia na jeszcze trochę cierpienia i bólu, bo przecież nie wiesz, czy
już nie ma siły przeżywać go dłużej. A może jednak poczekać? Może jutro wydarzy
się jakiś cud, może coś się poprawi?
Ostatkiem niezrozumiałego przez samą siebie racjonalizmu nie dzwonisz do
lekarza, żeby nie przychodził wieczorem ze śmiercionośnym zastrzykiem. Czekasz
i trwasz przy Ktosiu w jego ostatnich godzinach i minutach życia. Trzymasz się,
żeby nie wzmagać niepokoju i nie podkręcać wiszącego w powietrzu strasznego
napięcia. Twój Ktoś umiera cichutko, bez cierpienia, z łebkiem złożonym w
Twojej dłoni. I dopiero wtedy gdy już nie oddycha głośno zaszlochasz
przytulając się do jego futerka, do nieruchomego ciała...
 |
Taka była Dinga, piękna, mądra, dzielna. A w jej oczach widziałam wierność i psią miłość. |
Piszę ten post, na pociechę tym, którzy tak jak ja przeżywają żałobę pozbawioną
praw po stracie zwierzęcia towarzyszącego, psa, kota, albo innego stworzenia.
Piszę dlatego, żeby nie myśleli, że są nienormalni, że wciąż płaczą i cierpią
po śmierci swojego Kogoś.
Dziś mijają dwa miesiące od dnia, w którym umarła
nasza Dingusia. Nie ma już z nami kochanej psinki, naszego Słodzika. I nie ma
dnia, abyśmy jej nie wspominali, a ja przez te dwa miesiące może tylko kilka
razy nie płakałam.
Mało jest publikacji o uczuciach osób, które doznały takiej straty. To jak się
okazuje temat wstydliwy, a na pewno marginalizowany. Trafiłam jednak na dobry
tekst pt. „Psychologiczna analiza przeżyć osób po stracie zwierzęcia
towarzyszącego” Urszuli Bieleckiej i Beaty Miruckiej z Uniwersytetu w Białymstoku (klinij, tu jest tekst tego artykułu) .
Wiem, że mój smutek, żal
i łzy po śmierci mojej suczki, to nie jest nic dziwacznego, a jedynie żałoba
pozbawiona praw. Takim terminem obejmuje się również inne przypadki, gdy
„otwarte przeżywanie żałoby, nie jest usankcjonowane przez współczesną kulturę zachodnią”,
np. po śmierci byłego współmałżonka, czy po poronieniu wczesnej ciąży. Od
właścicieli zwierząt oczekuje się, że szybko przezwyciężą żal. A tymczasem
więzi nawiązywane ze swoim zwierzęciem, z uwagi na fakt, iż nieco przypominają
opiekę nad dzieckiem, z którym przechodzi się kolejne etapy rozwoju, a już na
pewno ma się poczucie całkowitej zależności zwierzęcia od nas, są bardzo silne.
Często silniejsze niż w stosunku do rzadziej widywanych krewnych.
Podobno proces żałoby zamyka się w obrębie roku. Mamy za sobą pierwsze przygotowania
do Świąt Bożego Narodzenia bez Pusinki, i nie było komu domagać się o wylizanie
karmelowej pomady. Pierwszy Sylwester, bez obaw z powodu fajerwerków i pierwszy
śnieg, bez radości, że spadł, pomimo łap oblepionych śnieżnymi kulkami. Wczoraj
pierwszy raz ugotowałam zupę. Niby nic, ale dotychczas zupa była gotowana na
wywarze z psiego mięska. I jeszcze wiele takich pierwszych razów „bez” przed
nami.
Obserwuję, jak zmieniają się moje uczucia i przechodzę kolejne etapy żałoby po
stracie najlepszej pieseczki. Z nadzieją patrzę w przyszłość, która przyniesie
ukojenie zasmuconemu sercu, potrzeba tylko czasu...
A teraz zamęczę Was zdjęciami. Jest ich tyle, żebym i ja mogła tu wpadać na
oglądanie-wspominanie.
 |
Taką ją znalazł nasz synek w internecie w grudniu 2003r., za pośrednictwem Fundacji Canis i Pani Ewy Gontarek. |
 |
Jestem tutaj. Czy weźmiesz mnie do swojej rodziny, wydawały się prosić te piękne oczy. |
 |
I wzięliśmy do siebie i nawet uszyliśmy (no dobrze, ja uszyłam) elegancki paltocik. |
 |
I wszyscy hołubili tego chudziaczka. |
 |
Do weta trzeba było od początku biegać:( |
 |
Kaczko, kochasz mnie? Bo ja ciebie bardzo :) |
 |
Pies kanapowy z ulubionym księżycem. |
 |
Zdarzało się czasem spanko na posłanku :0 |
 |
A jednak co łóżko, to łóżko ! |
 |
Kiedyś miała też wszystkie ząbki ! |
 |
Kiedy wszystkie ząbki usunięto, karmili mnie papkami i wszystko wokół było uświnione. To przez ten niesforny jęzorek. |
 |
Leżenie na plecach to ulubiona pozycja nie tylko Welsh Corgi, ale też polish corgi ;) |
 |
Co masz dla mnie? |
 |
Wspólne szydełkowanie :) |
 |
Beze mnie nigdzie nie pojedziecie! |
 |
Na wczasach w Wildze. |
 |
Na wczasach w Wildze :) |
 |
Dama z Łasiczką ? |
 |
Moja "50"tka sześć lat temu :) |
 |
8 marca 2011r. moje imieniny z nieodłączną Dingusią. |
 |
Małe dziewczynki lubią różowy |
 |
Na górze róże, na dole fiołki... |
 |
Luty 2011, królowa może być tylko jedna ! |
 |
Na stare lata robi się dziwne rzeczy ;/ (05.05.2016r.) |
.
 |
Pusieńku, Tunieczko, Myszaczku, Laliku, Dinguniu byłaś najlepszym psem w moim życiu, dlatego tęsknię i płaczę po tobie :* I nie tylko ja... |
Zapraszam też do lektury:
.Odeszła najlepsza suczka
.Radość z pomyłki weterynarza
.Zwariowani właściciele psów
.Nie kupuj kota, weź psa, cz.1
.Nie kupuj kota, weź psa, cz.2