I
nie opuszcza mnie. Wciąż trwa… Darmowa wiosenna uciecha. Wytęskniona,
upragniona, oczekiwana. Wiosna. Cieszy mnie nie mniej niż zwykle, czyli niezmiennie.
A człowiek, ciut klapnięty i zmiętoszony po zimie, z lubością wystawia pyszczek
do słońca. I raduje oczy tą jeszcze nieśmiało pojawiającą się zielona barwą. I
słucha świergotu tych, co skrzydła mają zawsze, a nie tylko ze specjalnych
powodów. Pozimowy człowiek, taki troszkę zaspany, zasapany i roztargniony,
próbuje sobie przypomnieć: gdzie leżą skrzydła schowane na zimę?
Po
pierwsze za to, że przyszłaś wcześniej niż zwykle.
Po
drugie za to, że rano świt jest blady, a nie czarny.
Po
trzecie za to, że czapkę mogę już zostawiać w domu.
Po
czwarte za to, że ptaszkom chce się śpiewać i gniazdka wić na drzewach.
A
po piąte i dziesiąte za to, że zieleń zwycięża zimowe burasy i że deszcz jest
wiosenny.
I
jeszcze wdzięczna Ci jestem niezmiernie za żółtą forsycję pod oknem, za słońca
dłuższą wędrówkę i za mój lepszy humor.
To
dopiero początek. Dopiero uczę się wdzięczności. Próbuję na sobie, czy
wdzięczność będzie dla mnie najtańszym biletem do szczęścia. Liv Larsson w
książce „Wdzięczność - najtańszy bilet do szczęścia” proponuje nawet ćwiczenia
z wdzięczności. Sięgam po tę książkę, bo niestety opuściłam ten wdzięczny
kawałek na zajęciach w Dojrzewalni Róż. A propos’ Dojrzewalni, to jestem
wdzięczna mojej młodej koleżance A., za to, że dała mi okazję do szczerego
śmiechu i radości, kiedy przekręciła Dojrzewalnię na Rozkwitalnię. Rozkwitalnia
Róż... czyż to nie brzmi optymistycznie? I do tego takie trafne, bo tam się nie
tylko dojrzewa, ale również rozkwita.
No
cóż, wdzięczność nie jest taka łatwa. Nie jest taka oczywista. To nie to samo,
co powiedzenie „dziękuję”. Wdzięczność angażuje w u-czucie i w myślenie. A na
dodatek trochę nas obnaża. Liv Larsson we wspomnianej książce zadaje pytanie: „Jakie
odczucia i skojarzenia budzi w tobie sławo wdzięczność?”. Kiedy się nad tym
zastanawiam, dochodzę do wniosku, że wdzięczność wydaje mi się egzaltowana i
trochę jakby „na pokaz”. No właśnie! Na pokaz z jednej strony znaczy sztuczne,
przerysowane, nieprawdziwe, ale w swojej głębszej warstwie obnaża mnie. Wystawiam na pokaz to, co ukryte gdzieś we mnie.
Okazywana wdzięczność pokazuje, na czym mi zależy, co jest dla mnie ważne,
czego mi brak. Skoro jestem za to wdzięczna, to znaczy, że właśnie tego potrzebowałam.
Kiedy ktoś to będzie wiedział, może łatwiej będzie mu mnie zranić? Może sobie o
mnie „coś” pomyśli? Ja do wdzięczności potrzebuję odwagi. Odwagi, żeby ją poczuć,
a potem odważyć się ją wypowiedzieć.
Będziemy mieli pisklęta. Skrzydlatych nigdy dość :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z powodu nieproszonych gości włączyłam moderowanie. Przepraszam, że komentarz będzie trochę czekał na publikację. I miłego dnia Ci życzę :)