Kilka lat temu uszyłam sobie torebkę z kawałka odzyskanej tapicerskiej tkaniny. Szmatka ta uwiodła mnie kolorami, wzorem i fakturą. Dałam jej drugie, całkiem pożyteczne życie. Została torebką. Często mi towarzyszy.
Wtedy też przeczytałam książkę „Khul-Khaal. Bransolety Egipcjanek”, której autorką
jest Nayra Atiya. To pięć prawdziwych opowieści o życiu kobiet, muzułmanek,
Egipcjanek. Pierwszy raz zajrzałam do tamtego świata, a ta lektura odcisnęła
się we mnie głęboko. Dotąd po prostu nie wiedziałam, co to znaczy być
muzułmanką. I oczywiście nadal nie wiem.
Przeraziło mnie to, co zobaczyłam za tymi ledwie uchylonymi drzwiami.
Najbardziej chyba to, że dziewczynkom wycinano łechtaczki. I nie tylko dlatego, że to okrutne okaleczanie
ciała. Przede wszystkim z powodu intencji, która leży u podłoża tego barbarzyństwa.
To okropne, ale jednak najbardziej
dojmująco smutne było to, że nie mogły stanowić o sobie, o swoim życiu, podejmować
najważniejszych wyborów. To mężczyźni – ojcowie, albo bracia, a potem mężowie,
decydowali za nie o wszystkim. Ci pierwsi najpierw postanawiali, kto zostanie
ich mężem, czy i jak się będą kształcić, a nawet czy i jak się będą leczyć. Potem,
gdy ledwie dorosły, miejsce ojca i braci zajmował mąż, i to on stawał się ich
panem i władcą. Dosłownie. Nie miały wyboru nawet w sprawie stroju i jedzenia.
Nie raz doznawały też przemocy fizycznej, seksualnej, psychologicznej, czy
ekonomicznej.
W zamian dostawały złote lub srebrne bransolety na kostkę nogi. Dźwięk, jaki
wydawały obręcze z cennego metalu, świadczył o ich statusie materialnym. Każdy
ich krok był dźwięczący, także po to, aby mąż mógł wiedzieć jak się przemieszczają
po domu, by nie mogły podejść do niego bezszelestnie.
Jeśli tamte kobiety żyją tak od pokoleń i nie znają innej kultury – tak jak ja
nie wiedziałam nic o muzułmankach i o ich życiu, wydaje się to im normalnym,
naturalnym światem.
Po tamtej, i po kolejnych lekturach na ten temat, zdałam sobie sprawę z tego,
jakie to szczęście móc być wolną osobą. Być równą mężczyźnie, choć słabszą
fizycznie. Móc o sobie stanowić, realizować swoje potrzeby i ciszyć się życiem.
Tym, że mogę ubrać się w to, na co mam ochotę. Ostrzyc włosy na chłopczycę,
albo zapuścić warkocz do pasa. Uczyć się, pracować i bawić. Oczywiście być
żoną, gospodynią we wspólnym domu, wychować potomstwo. I jak to w życiu, gdy
się pojawią sporne kwestie to dyskutować, negocjować i uzgadniać. Być sobą,
szanować innych i być szanowaną.
A więc, wtedy, gdy uszyłam tę torebkę, poszłam za głosem serca. Do fruwających frędzelków przytroczyłam pięć dzwoneczków, które dźwięczą przy każdym moim kroku. Są dowodem, że mogę dźwięczeć, albo nie – jeśli mi się znudzi. Dla mnie te malutkie dzwoneczki dzwonią jak dzwon wolności. Oto idę ja – wolna kobieta w wolnym świecie. W zupełnie innym świecie...
Niezwykła torba i motyw/znaczenie dzwonków :* ściskam BB, imponujesz mi swoimi zdolnościami :* uśmiechy posyłam i też się cieszę, że jestem niezależna.
OdpowiedzUsuńdziękuję Małgosiu :) i odwzajemniam uśmiechy :-D
Usuń"Dałam jej drugie, całkiem pożyteczne życie. Została torebką " :-). Człowiek chyba też dąży do konkretnej formy. W nadziei na pożyteczne życie.
OdpowiedzUsuń"Oto idę ja – wolna kobieta w wolnym świecie." :-)
Jestem pewna, że każdy człowiek potrzebuje sensu :)
UsuńSMBO, Tesiu :)
I nawet mam podejrzenie, że w każdym człowieku ten sens jest zapisany. Tylko nauka czytania trwa niekiedy tak długo...
UsuńSMBOX100 :-)
Ot, i warsztaty psychologiczne gotowe : Jak szybko i skutecznie odnajdywać sens w życiu :)
UsuńNie jestem pewna, czy "indywidualny sens całożyciowy" da się odnaleźć szybko :-). Może życie polega właśnie na ciągłym odczytywaniu znaczeń i stałym pogłębianiu wiedzy o osobistym sensie/celu? I zastanawiam się nad psychologią... Ona zajmuje się psychiką, a sens raczej zapisany jest w duszy (ale trudno to powiedzieć na pewno, bo ani jednej, ani drugiej nikt jeszcze nie widział :-).
UsuńSens całożyciowy chyba nie istniej, bo tyle mamy sensów ile z biegiem lat, wydarzeń jesteśmy w stanie odkryć. A warsztaty rzeczywiście lepiej z tzw. rozwoju osobistego, niż psychologiczne. A co do miejsca umieszczenia sensu w nas, to raczej wybrałabym ... głowę. Odnoszę nieodparte wrażenie, że wszystko jest jakieś w zależności jak o tym myślimy, z sensem włącznie ;-)
UsuńDzięki Tesiu i dobrego dnia Ci życzę.
I oczywiście SMBO :)
I ja Ci dziękuję :-). Dobrego dnia!
UsuńSMBOX100 :-).
Bardzo lubię takie stykanie (się) zwyczajności z egzystencjalną refleksją...
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, gdy zobaczę kiedyś gdzieś Kobietę w Kolorach (jakimś oryginalnym berecie, z intrygującą torbą etc.), to pewnie będziesz Ty. :-)
To mogę być ja :)
UsuńKiedyś w metrze stała koło mnie kobieta wpatrując się w tę właśnie torebkę. Spojrzałam na twarz, a to moja koleżanka. Torebka przyciągnęła jej uwagę, a MNIE nie zauważyła :-/
Serdeczności posyłałm :)
:-D
UsuńFajny pomysł! Piękna torba!
OdpowiedzUsuńTylko po cichu to się z nią nie ulotnisz :)
Do wyjścia "po angielsku" się nie nadaje :))) To prawda.
UsuńBebe! Ty moja ostojo wolności! Ściskam nieustająco z torbą pod pachą. Beti K.
OdpowiedzUsuńBeti, Ty mój azymucie w kobiecej podróży :) Ściskam Cię, a Ty ściskaj torbę kolorową - na pożegnanie lata :)
UsuńSwietna torba:)
OdpowiedzUsuńdziękuję :) I serdecznie pozdrawiam Nowego Gościa :)
Usuńprzemknęłam poprzednio bez komentarza...
OdpowiedzUsuńczasem czytam nie zalogowana i potem zapomniam wrócić, a niech to......
kolejny ciekawy pomysł, taki kilku wymiarowy.
:)
Dzięki Alis :) Miłego weekendu :)))
UsuńKiedyś czyściłam paprykę z nasion, do przetworów; po rozkrojeniu znalazłam w niej martwą, dorosłą ćmę ze skrzydłami; nie było śladu nasion, ścianki owocu zupełnie gładkie, aż mną wstrząsnęło, jak ona tam się znalazła, jakie to okrutne ... uwięziona, nie znająca innego świata, słońca; i tak sobie pomyślałam, że pewnie zostało złożone jajeczko, wykluła się w kwiatku larwa, potem owoc zamknął się, a ona po przepoczwarczeniu rosła razem z nim, by następnie pewnie z głodu umrzeć w tym swoim maleńkim wszechświecie... tak mi się to zdarzenie skojarzyło z życiem kobiet, które opisujesz; urodzone i żyjące w tamtych realiach, jak ich poprzedniczki od wieków, nie znające innego świata, pogodzone z losem; gdzieś czytałam, że i tamtejsze kobiety nie mają dla siebie litości; kiedy przychodzi młodsza synowa, jest przez nie traktowana jakby za karę, za kiepski los ich wszystkich; dobrego dnia, Kolorowy Ptaku, Twoje rękodzieła są odzwierciedleniem nietuzinkowej duszy, dzyń! dzyń!
OdpowiedzUsuńSmutna i piękna Twoja, Mario, opowieść o uwięzionym owadzie. Pewnie nie każdą duszę by wzruszył los tej ćmy...
UsuńDziękuję za dobre słowa i Tobie życzę miłego tygodnie :)
Piękna historia, choć smutna...
OdpowiedzUsuńPrawdziwa ...
Usuńpięknym Człowiekiem jesteś, Beato.
OdpowiedzUsuńpiękne, ważne i mądre rzeczy mówisz, piękne rzeczy robisz, i nie mam tu na myśli wyłącznie wytworów Twoich rąk.
u mnie totalna demolka, której w ogóle nie planowałam. odezwę się, jak się skończy.
:*
tempo giusto
Bardzo Ci dziękuję za te dobre, ważne słowa. Przyszły we właściwej chwili, takiej podszytej zwątpieniem.
UsuńMyślałam, że zwolnienie Tempa wynikało z koszmarnego lata - koszmarnego w odniesieniu do temperatur... Powodzenia na wszelkich frontach :)
dobrze myślałaś. bardzo odchorowalam to lato. ale jak już zaczęłam dochodzić do siebie, pojawił się Człowiek-Demolka :)
UsuńMały remoncik może bardzo zdemolować życie codzienne ;-/
UsuńTrzymaj się :)))
Zachwyciłaś mnie tym wpisem... przemówił do mnie tym bardziej że mam trochę "mistyczne" podejście do torebek. Mam taką swoją jedną z ukochanych książek - Opiekun Snu, którą pierwszy raz czytałam jeszcze na studiach. Bohaterka jest uzdrowicielką , jeżdzi po świecie z torbą pełną węży- uzdrowicieli i lekarstw. Ta torba była jej najcenniejszym bagażem. Od tamtej pory torebki / torby kobiece są dla mnie symbolem wolności i wyrażania siebie...
OdpowiedzUsuńTak mawiają, że torebka jest zwierciadłem kobiecej duszy:
UsuńPozdrawiam Cię, Lotnicza Duszo :)