wtorek, 1 września 2015

Niepotrzebny list. (7)



Po telefonicznej rozmowie z niemal cudem odnalezionym kuzynem Zezatem, opisanej w poprzednim wpisie z numerem (6), przez wiele dni czułam się jakaś taka pomieszana. Wypełniała mnie radość, a zarazem gnębiła niepewność, smutek i żal. Ta rozmowa kosztowała mnie wiele emocji, a wiadomość o tym, że to do niego trafiły rodzinne pamiątki, wciąż dziwiła. W dodatku ja traktowałam ją śmiertelnie poważnie, jakby od tego naszego pierwszego kontaktu zleżało, czy dowiem się czegokolwiek o moich korzeniach, a on cały czas wydawał się zbyt wesoły. Czułam, że ta sytuacja po prostu go bawiła. Widać lubił się droczyć z dziewczynami. No cóż, to on miał skarb, którego pragnęłam i potrzebowałam. 




To dlatego nie miałam odwagi zadzwonić do niego ponownie. Wolałam napisać list. Kopertę wrzuciłam do skrzynki, ale zachowałam brudnopis tego listu. Dzięki temu zachowała się jego treść.

„Szanowny Zezacie, 
Niebawem minie miesiąc od naszej pierwszej rozmowy, zatem tą drogą postanowiłam przypomnieć się Tobie. Dla Ciebie mój telefon był zaskakujący, choć chwilami wydawało mi się, że może nawet zabawny. Dla mnie ta rozmowa była niezwykle ważna, a nawet dramatyczna. 

Spróbuj postawić się w moim położeniu. Mój ojciec zginął, kiedy miałam 5 lat i od tamtej pory, przez 40 lat nikt z Twojej rodziny nie próbował się ze mną skontaktować. Być może jest coś, o czym nie wiem, a przecież nie posiadam żadnej wiedzy o stosunkach rodzinnych mojego ojca. Może mój ojciec zrobił coś złego, oczywiście poza tym, że nie wrócił żywy z wyjazdu do Rumunii? Może coś złego uczynili moi dziadkowie Hanna i Zygmunt Sokołowscy? Zdarza się przecież, że rodziny są skłócone i zrywają ze sobą kontakty. Ja jednak nic o tym nie wiem. Zresztą cokolwiek działo się w przeszłości, ja nie jestem temu winna.

 Nie ukrywam, że byłam bardzo zaskoczona tym, że stryj Krzysztof cały czas utrzymywał z Wami kontakty, choć nie widywał się ze mną. Zdziwiło mnie, że rodzinne pamiątki i dokumenty Sokołowskich trafiły do Ciebie Zezacie. Równocześnie to dzięki Twojej pasji historyka, zbieracza i archiwisty, zostały one zachowane, a to dla mnie ważna spuścizna. Bardzo to doceniam i jestem Ci wdzięczna. W tamtej rozmowie telefonicznej zażartowałeś (czy aby na pewno był to żart ?), że wcale nie musisz przekazywać mi takich informacji. Wtedy odpowiedziałam, że to niemożliwe, bo to byłoby okrutne. Ja nie mogę pochodzić ze złej rodziny okrutników. Tak naprawdę problem jest w tym, że ja nie wiem, z jakiej rodziny pochodzę.
Wciąż mam wiele pytań dotyczących rodziny mojego ojca, czyli moich korzeni. Zapewne na niektóre z nich potrafisz odpowiedzieć Ty sam, na inne Twój ojciec doktor Wizat. Pewnie inne, nowe tajemnice odkryją zgromadzone przez Ciebie dokumenty. Zależy mi bardzo, aby znaleźć odpowiedź na te pytania i wreszcie dowiedzieć się skąd pochodzę.
Uwierz proszę, że jest mi niezręcznie nagabywać Cię i wpraszać się do Twojego domu, choć nie ukrywam, że z niecierpliwością oczekuję tego spotkania. 

Serdecznie pozdrawiam Ciebie i Twoich Bliskich –
 Beata Bartoszewicz, córka Rafała Sokołowskiego. 

 P.S. Może zgubiłeś mój adres i telefon? To podaję ponownie (…) Jeśli jest Ci nie na rękę zorganizowanie spotkania w Twoim mieszkaniu, którego niewątpliwie też jestem ciekawa – skoro bywał tam mój ojciec – to możemy spotkać się u mnie na Ursynowie, albo gdzieś na mieście. Inicjatywa w tym względzie należy jednak do Ciebie.”


Znowu mijały kolejne dni i tygodnie, a odpowiedzi na list nie było. W końcu, zachęcona przez męża, zdecydowałam się na ponowny telefon do Zezata. Szkoda, że nie wypiłam sobie kielich dla kurażu, bo mój kuzyn już na wstępie oznajmił mi, że mój list otrzymał i że się uśmiał, kiedy go czytał. No cóż, nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni, jak przyszło mi się później przekonać, zacisnęłam zęby i sprawę powodów do radości, które odnalazł w moim liście, przemilczałam. Niestety to ja miałam do niego pilącą mnie sprawę i to ja byłam, i nadal jestem, uzależniona od jego widzi mi się. 

Wreszcie, po kolejnych korowodach udało mi się ustalić z opornym i niefrasobliwym Zezatem termin spotkania podczas długiego majowego weekendu w 2005 roku.
Odliczałam dni niecierpliwie i czułam się prawie jak wtedy, gdy byłam dzieckiem i czekałam na świąteczne prezenty. To, co miało się niebawem wydarzyć było pięknym prezentem od losu. 

A jak to było opiszę w poście z numerem 8. 



Zapraszam też do lektury innych wpisów w dziale „Korzenie”.


31 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. I nad wyraz lakoniczny :-).

      Usuń
    2. A mnie ciągle dziwi, że nie wszyscy myślą jak ja i nie postępują jak ja uważam za odpowiednie ;-/

      Lakoniczny to jeszcze mało powiedziane...

      :) SMBO :)))

      Usuń
    3. Mnie też to dziwi... Przecież tak byłoby prościej i przyjemniej, i łatwiej. Ale podobno, gdy jest zbyt łatwo, to też niedobrze. Poza tym, gdyby Zezat postępował bardziej "odpowiednio", to nie byłby... mężczyzną :-). A tego chyba by nikt nie chciał!

      To czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy - do czego jest jeszcze skłonny się posunąć :-).

      SMBOX100 :-)))

      Usuń
    4. Mnie też to zawsze dziwi, że nie wszyscy myślą i postępują tak, jak powinni - dziwię się jak kot Filemon;) Ale serio - podziwiam Cię, że mu czegoś dosadniejszego nie powiedziałaś, kiedy był taki ubawiony...

      Usuń
    5. Łatwiej się powściągnąć, kiedy pozostajemy w stosunku zależności ;-/

      Usuń
  2. Patafian!
    Normalnie mnie wkurzył!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są dla mnie ćwiczenia z cierpliwości, a także z samodzielności. Musiałam zacząć też szukać na własną rękę.
      Dobrej nocy Julio :)

      Usuń
  3. dziwne, że ludzie nie lubią\ chcą dokończyć różne ważne sprawy innych ludzi. A czasem wystarczy odrobina życzliwości.

    Ostatnio też miałam kila razy uczucie. Że jeśli ktoś coś potrzebuje to owszem: ładnie- pieknie. Jeśli coś było ważne dla mnie to już z ociąganiem, kilka razy musiałam prosić i nalegać nawet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku ja nie miałam zbyt wiele (prawie nic) do zaoferowania na wymianę, niestety. Ale się dzięki temu tez sporo nauczyłam ... o ludziach. Myśl,e, że w tym podejściu Zezata do sprawy jest jeszcze niejedno drugie dno.

      Usuń
    2. jakiś uraz do Ciebie? konkretnie?

      Czy chęć zabawy lub pokazania wyższości?

      Usuń
    3. Nigdy w życiu mnie nie widział, więc nie miał powodu do urazy. Myślę raczej o pewnej "zazdrości" o zbiory, które stały się jego własnością:-)

      Usuń
    4. wtedy może jeszcze nie było takich możliwości, ale dziś aparaty cyfrowe i skaner mogą udostepnić zbiory z podpisanym włascicielem w kilka chwil. Ale to takie skrzywienie historyka pewnie.

      Usuń
    5. co tam po zbiorach jesli nie można sie nimi pochwalić :)

      Usuń
    6. Są tacy, którym wystarczy mieć :)

      Usuń
  4. Irytujący typ! Mam nadzieję, że w dalszych częściach opowieści jednak się pokaże (pokazał w rzeczywistości) z życzliwszej strony.
    No, niestety, chyba też nie zrozumiem takich zachowań, wciąż jestem w gronie naiwniaków, mnie by zatkało podczas tej rozmowy telefonicznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fibulo, mnie tez nie raz zatykało i może, w związku z tym, wypadłam jak nieudacznik/czka. Ale wiesz, jakoś tak mimo wszytko wolę należeć do Klubu Naiwniaków :)

      Usuń
  5. Oj typek z tego Zezeta. Lekkoduch i pewnie franca jakich mało, bo jak można nie oddzwonić, nie odpisać... chyba że jest coś, co uniemożliwia porozumienie, mam nadzieję, że jest jest na to jakieś sensowne wytłumaczenie.

    Ludzie są jacy są, o tym przekonałam się ostatnio, na blogach, w komentarzach... nie pozostaje nic innego, tylko przełknąć i czekać. U Ciebie na szczęście jest przemiła atmosfera, więc czekam i ja, tak jak Ty byłaś zmuszona czekać... hehe, się rozgadałam

    Ściskam BB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Małgosiu, że towarzyszysz w tym czekaniu, i nie tylko :)))

      Usuń
    2. Uzmysłowiłam sobie, że mój przyjaciel, historyk i muzealnik ma specyficzne poczucie humoru i bywa nieprzewidywany w kontaktach, może to taka cecha tej grupy zawodowej?! Tak głośno myślę :)

      Usuń
    3. Na pewno coś z tego jest w każdym z nich :)

      Usuń
  6. Thriller. Z Tobą w roli głównej :) Z Zezatem do pary. Czekam niecierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie raczej dreszczowiec, bo ciągle miałam dreszcze z niepokoju ;-)

      Usuń
    2. W sumie to się nie dziwię :)

      Usuń
  7. Mimo wszystko jestem optymistką, bo wyobrażam sobie, że spotkanie przebiegło pomyślnie, a kuzyn okazał się przyzwoitym facetem:-) wiele mnie ominęło, ale następny wpis chyba dużo wyjaśni; serdeczności ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario Droga, podziwiam zawsze Twój optymizm i cieszę się ,że wróciłaś :)
      Ściskam Cię serdecznie :)

      Usuń
  8. Oj nie lubię twojego kuzyna, nie lubię :( nieprzyjemny typ i okrutny
    czekam na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym znaleźć miłą, uczynną, wesołą kuzynkę. Taką kumpelę... Ale nie mam :(
      Najserdeczniej Cię pozdrawiam Basiu :)

      Usuń
    2. Beatko, kto wie, może jeszcze odnajdzie się....

      Usuń
    3. Trzeba byś cierpliwym i wierzyć :)

      Przytulanki ślę Basiu :)

      Usuń

Z powodu nieproszonych gości włączyłam moderowanie. Przepraszam, że komentarz będzie trochę czekał na publikację. I miłego dnia Ci życzę :)