I u nas nadszedł czas karnawałowych balów, choć może częściej są to dyskoteki
niż wielkie imprezy. Niektórzy chętniej spotykają się w klubach, inni zaś
balują na tak zwanych domówkach. Za czasów Janki Rybówny nazywano je
wieczorkami kostyumowymi.
„14 lutego, niedziela [1910r.].
Byłam w Kościele. Wracałam z Alą i szedł Mezer z Danielskim. Okazało się, że z
kosyumowego wieczorku nic nie wyszło. Po kościele poszłam ze Stasiem i wujkiem
Eugeniuszem do kupieckiego na muzykalny poranek i czas mi zszedł ogromnie
wesoło. Była Anielcia Fredro, z którą obmawiałyśmy projekt kostyumowego
wieczorku u nich. Po powrocie do domu zastałam Władka. Od wujka dostałam ładny
bukiet z palmą i jak go niosłam, każdy się oglądał z pytającym wzrokiem.
Dowiedziałam się, że przyjechali wujostwo Ż z zagranicy i przywieźli mi moje
marzenia, śliczne złote serduszko w dowód pamięci od wujka, a od Cioci ładny
modry soczek. Niewiem dla czego ale i Mania mi przywiozła z kontraktów miłą,
japońską jedwabną chusteczkę. Jednym słowem dostałam sporo upominków. Wieczorem
przyszła p. Masia, Kamcia i Oleńka, no i dzień był zakończony tańcami,
wesolutki.”
Janko, miła moja, najmilsza, podążam Twoimi kijowskimi śladami. Idę obok i
patrzę na Ciebie. Widzę, jak łowisz ciekawskie spojrzenia przechodniów. Lubisz
skupiać na sobie czyjeś zainteresowanie. Przypominasz mi mnie samą, kiedy byłam
w Twoim wieku. Ubierałam się ekstrawagancko i też sprawiało mi radość, kiedy przykuwałam
czyjś wzrok. Teraz mam prawie 55 lat i przegapiłam, ten moment, w którym mężczyźni
na ulicy, czy w autobusie, jeszcze na mnie spoglądali. Kiedy zdałam sobie
sprawę, że już tego nie robią, zrobiło mi się smutno. No, ale to nie miało być
o mnie, ale o Tobie, Janko kochana.
Szkoda, że nie wspomniałaś, do którego kościoła chodziłaś. Wiem, że wtedy w
Kijowie funkcjonowały już dwa kościoły katolickie, ten pod wezwaniem Św.
Aleksandra przy ulicy Kościelnej, nieomal w centrum jednaj z polskich dzielnic
oraz nowo wybudowany pod wezwaniem Św. Michała.
Bardzo mnie nurtuje, kim był Staś, a tym bardziej tajemniczy wujek Eugeniusz.
Nie wydaje mi się, żeby mógł to być wujek - brat mamy, bo to by znaczyło, że
również moja prababka, a Twoja ciotka, Stanisława Sokołowska, miała brata.
Przecież Eugeniusz Borewicz nie pojawił mi się w żadnym z widzianych przez mnie
drzew genealogicznych. Fakt, że wszystkie narysowała ta sama osoba, więc może
to o niczym nie świadczy. Równie zagadkowe jest dla mnie wujostwo Ż.
No, cóż, przyznam się, że zżera mnie ciekawość, czy Anielcia Fredro to jakaś
krewna TEGO Fredry. Być to może, wcale nie jest wykluczone, bo i to imię takie
fredrowskie.
Ucieszyłam się przeczytawszy, że taką radość sprawiły Ci karnawałowe upominki i
że złote serduszko stawiasz na równi z modrym soczkiem. Poza tym, widzę, że
lubisz muzykę i tańce. Ja też kiedyś najlepiej bawiłam się tańcząc, a tańczyłam
często, nawet sama ze sobą. Będąc w Twoim wieku do odtwarzania muzyki miałam
gramofon, magnetofon najpierw szpulowy, potem kasetowy, do tego radio, a w
telewizji też zdarzały się ciekawe koncerty. A Ty, Janko, z czego słuchałaś
muzyki? Chyba w grę wchodzi tylko fonograf. A może sama grałaś na jakimś
instrumencie? Nic o tym nie piszesz, a szkoda...
W Domu Kupieckim przy ulicy Chraszczatyk (Kraszczatyk), w którym byłaś na muzykalnym poranku,
dziś mieści się Narodowa Filharmonia Ukrainy. Widać budynek miał świetną
akustykę, skoro nadal jest taki „muzykalny”.
Jednak najbardziej ze wszystkiego uradowała mnie wzmianka, że po powrocie do
domu zastałaś Władka. Jestem pewna, że to Władek Sokołowski, starszy brat
mojego dziadka Zygmunta. Władek urodził się w Nosówce w 1893 roku, w 1910 roku
miał 17 lat, mógł być Twoim rówieśnikiem. Pewnie, kiedy przyjeżdżał do Kijowa
zawsze odwiedzał Ciebie i Twoją mamę, a swoją ciotkę Amelię. Coś mi się zdaje,
że lubił Cię Janko i że chyba mu się podobałaś. Kiedy go poznałam, ja byłam
małą dziewczynką, a on nie był już Władkiem, ale groźnie wyglądającym
Władysławem. Na ścianie swojego malutkiego, warszawskiego mieszkania powiesił sobie
wielgaśny portret „Władysław Wielki w wielkim fotelu” i już sama nie wiem, którego
bardziej się bałam, tego prawdziwego, czy tego namalowanego. Dopiero w ciągu
ostatniej dekady dowiedziałam się, jak ciężko go los doświadczył, ale o tym
wspomnę kiedy indziej.
Tymczasem wesoło mi na duszy, że dzięki Twojemu pamiętnikowi mogę Cię poznać i
polubić, Janko. To nasze spotkanie po 106 latach, to prawdziwy cud :)
 |
Władek, czyli Władysław Sokołowski, wygląda na tym zdjęciu właśnie na 17-18 lat. Może to rok 1910 ? |
 |
Dom Kupiecki w Kijowie zdjęcie stąd: Tu |
 |
Kościół św. Aleksandra w Kijowie zdjęcie stąd: TU |
Poprzednie wpisy o Jance Rybównie są tu:
.Część I - wehikuł czasu
. Część II - Kijów 1910