sobota, 19 sierpnia 2017

Urlop pod psem, ot takie moje przeznaczenie ;-)

Po pierwsze znowu zrobiłam sobie ten sam numer co trzy lata temu, czyli na urlop wzięłam laptopa, ale nie wzięłam zasilacza. Rezultat - lato bez koma, bez internetu, bez telewizji! Ufff. Mega spokój za to:) 


Poza tym do Wilgi wzięłam cztery książki, kostium kąpielowy, żeby moczyć nóżki w Oczku i dwa worki włóczek byle jakich, na ewentualne robótki uliczne. Wszak ostatnio ubieram drzewa i słupki na ulicy Suzina na Żoliborzu. Takie były plany, ale plany planami, a życie życiem. Już trzeciego dnia ściągnęłyśmy z koleżanką wczasową z szosy garwolińskiej małego, błąkającego się podobno od trzech tygodni pieska. Było dużo prawdopodobieństwo, że został porzucony przez działkowiczów, albo wyrzucony przy szosie. Serce mi stawało, kiedy patrzyłam jak przechodzi przez szosę, albo biegnie poboczem. Milutki, grzeczny, w średnim wieku, ale straszny pies na baby ;-/ Dostał imię Rojek. 




Zrobiłam mu na szydełku i szelki i smycz, potem kupiłam już normalne, przyzwoite, do tego miskę, puszki z żarełkiem, jakiś gryzak. Zawiozłyśmy go z koleżanką do weta do Góry Kalwarii na przegląd, badania krwi i żeby zabezpieczyć na kleszcze i pchły, które po nim sobie skakały. Piesek okazał się zdrowy jak rybka, bez babeszi, choć uschnięte dwa kleszcze na nim znalazłam. A po kolejnych dwóch dniach odnalazł nas w ośrodku właściciel, gospodarz ze wsi oddalonej o około 12 kilometrów. Pies miał uciec pod jego nieobecność w domu, a on szukał i znalazł, więc heppy end. 
A ja już zaczęłam się troszkę do psiaka przywiązywać, no i dwie stówki pękły, „ku chwale ojczyzny”.

Równolegle do historii ze znajdą Rojkiem, który okazał się Łatkiem, toczył się pod okiem mojej wilgowej koleżanki, zwanej przez nas Psiarą, prawdziwy zacięty bój o życie innego psa. Pies Kubuś 27 lipca został potracony przez samochód i pozostawiony przez byłych już właścicieli, na pastwę losu. Do weta trafił dopiero po czterech dniach, kiedy odór zgnilizny był dla „państwa” nie do zniesienia. Główne obrażenia to wieloodłamawe złamanie kości łonowej i kości grzbietu miednicy. Oderwany płat skóry z potwornym zakażeniem i martwicą. 

Kiedy koleżanka wyszła od pieska w klinice gdzie właśnie przebywa Kubuś przez łzy mi powiedziała, że pies nie jest zrezygnowany, ale walczy o życie, patrzy prosząco o pomoc, jakby mówił „ratuj mnie”. No i tak zapadła decyzja o przetaczaniu osocza, antybiotykoterapii, operacji polegającej na zespoleniu kości miednicy i rehabilitacji. Koszty przeogromne, ale podjęte zostało wyzwanie losu. Kubuś jest już ponad tydzień po operacji, która przebiegła pomyślnie, czuje się coraz lepiej. A koleżanki wraz z Fundacją Węgielek zbierają pieniądze na zapłacenie rachunków w klinice weterynaryjnej. Gdyby ktoś miał ochotę wesprzeć Kubusia namiary są tu: Kubuś walczy o życie.

A ja cóż, złapałam za worek z włóczkami, szydełko i od rana do wieczora dziergałam, dziergałam i dziergałam kolorowe fanty. Wymyśliłam sobie bowiem, że pod koniec wczasów zrobię w ośrodku Kiermasz Dobroczynny na rzecz Kubusia. I tak też się stało. Zebrałyśmy za te robótki 455 zł !!!! Wszystko od razu zostało wpłacone na specjalne konto. Połowa fantów się nie sprzedała, ale to nic, bo pójdzie na bazarek na FB, dla Kubusia. 

I choć nie przeczytałam ani jednego zdania z przywiezionych książek, nie wędrowałam po okolicznych lasach w poszukiwaniu grzybów, a nogi moczyłam w Oczku tylko przez pół godziny, to i tak jestem szczęśliwa, że dzięki mojej pracy dług Kubusia u weta się zmniejszył :) 



























10 komentarzy:

  1. W Tobie jest tyle człowieczeństwa, że mogłabyś obdarować mnóstwo nieczułych ludzi. Ale ci zostaną jacy są. Ostatnio sporo oddaję ludziom, którzy potrzebują, ale w poniedziałek wpłacę coś na Kubę, niech będzie dobrze. Uściski BB.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)))) Dziękuję Małgosiu, że jesteś a nami :)
      Sobie przyznaję nagrodę za to, że swój jedyny w roku dwutygodniowy urlop wolny od zasuwania codziennie do roboty, gdzie 9 godz. (razem z dojazdem ślęczę przed kompem) poświęciłam temu pieskowi. A mogłam hasać po lasach...

      Usuń
  2. Jak można zostawić zwierzę na pastwę losu? jak można być tak okrutnym? Beata, co Ci mogę napisać? jesteś człowiekiem o ogromnym sercu, ta dobroć kiedyś wróci do Ciebie:-) serdeczności ślę.
    P.s. A już pomyślałam, kiedy zobaczyłam te dziergane szelki, że jednak los postawił na drodze następnego psa dla Ciebie:-) własnego:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Mario za dobre słowo :*

      Może kiedyś los jeszcze postawi mnie przed psim faktem dokonanym, a tym razem Łatek wrócił do domu :)

      Uściski ślę na Pogórze,
      BB

      Usuń
  3. Jesteś wielka!!!!
    A te kolorowe cudowności na pewno się sprzedadzą i będą cieszyć czyjeś oczy.
    Ale że tyle udało Ci się zrobić w tak krótkim czasie? Podziwiam. Chyba dziergałaś całą dobę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julio, dzięki :) Wielka Kaczka 158cm :)

      Dziergałam z krótką przerwa na sen ;-)

      Usuń
  4. czy można wymarzyć lepsze wakacje? chyba nie. myślę, że te książki, które miałaś przeczytać chowają się przy historii, które przeżyłaś, a dzięki Twojemu WIELKIEMU sercu, zakończyły się szczęśliwie.
    mogę tylko posłać duże uściski i buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przyjemnością przygarniam buziaki i uściski, no i oczywiście odwzajemniam :) Dziękuję Polly :)

      Usuń
  5. Wszystkie Twoje wyroby - przepiękne, barwne i wesołe :-)

    Jak się ma Kubuś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Tesiu :) Kubuś dostarcza nam oglądającym go na fb wielu wzruszeń. Ze łzami w oczach oglądałam jego pierwsze kroki z podtrzymywaniem zadka pieluchą, a niedawno jego pierwsze w ogóle samodzielne kroki. To bardzo waleczny pies. W poniedziałek musiał przejść kolejną operację, bo organizm zaczął odrzucać te przykręcone do kości blaszki, ale na szczęście kości miednicy zdążyły się zrosnąć. Kubuś będzie musiał prowadzić spokojny tryb życia psa chodzącego dostojnie :), bez skakania,chodzenia po schodach, czy może nawet biegania, będzie psem nie w pełni sprawnym , ale potrzeby fizjologiczne załatwia ok. Musi zostać zabrany z kliniki w tę sobotę, ale nie ma dokąd pójść :( Poszukiwany jest dom, który się nim zaopiekuje, ale to jest bardzo trudne :*** Ja nie podołam opiece nad nim, waży 14 kg i mieszkam na I piętrze bez windy. :****

      Usuń

Z powodu nieproszonych gości włączyłam moderowanie. Przepraszam, że komentarz będzie trochę czekał na publikację. I miłego dnia Ci życzę :)