Moi dziadkowie : Hanka i Zygmunt Sokołowscy, Warszawa, lata 30-te XX wieku |
A w Warszawie powstanie będzie niebawem. O tym, tamtego lata w czterdziestym czwartym, wiedzieli wszyscy w mojej rodzinie. Tak jak w wielu innych warszawskich rodzinach. Niby cicho, sza, w głębokiej konspiracji, a jednak wiedzieli. W naszej rodzinie to Mietek – w końcu kapitan – zarządził, żeby dzieci i kobiety wyjechały z miasta przed powstaniem. On wiedział, że będzie ciężko. I niebezpiecznie. Śmiertelnie niebezpiecznie.
Władek wysłał żonę Ludomirę z małą Janką aż do Buska Zdroju. Dzieci od Zygmunta
pojechały do koleżanki mamy ze studiów, do podwarszawskiej Podkowy Leśnej. Oczywiście
Hanka i Zygmunt uparli się, aby zostać – jak tu zostawić mieszkanie i wytwórnię
na pastwę losu? Jak
zostawić sąsiadów, przyjaciół, rodzinę? Przecież każda para rąk może być
potrzebna, a głowa chemika Zygmunta przydatna tym bardziej.
Żona Mietka, Jolka, została po prostu „po wojskowemu” odesłana do Wólki Prackiej i bez gadania musiała rozkaz męża wypełnić.
Wiadomo, zostali ci, którzy nie wyobrażali sobie, że mogą postąpić inaczej...
Żona Mietka, Jolka, została po prostu „po wojskowemu” odesłana do Wólki Prackiej i bez gadania musiała rozkaz męża wypełnić.
Wiadomo, zostali ci, którzy nie wyobrażali sobie, że mogą postąpić inaczej...
Dziesiątki
lat później, ja – wnuczka powstańców – jak zwykle w wakacyjnym czasie balansuję
pomiędzy radością i dopadającym serce smutkiem. Między śmiechem – kiedy nie
pamiętam – i łzami, nad którymi często nie umiem zapanować, gdy wspominam,
czytam, oglądam...
Kiedy jest ciepło, świeci słońce, a na ulicach Warszawy mijam opalone, roześmiane dziewczyny i wysportowanych, zadowolonych chłopców, aż trudno mi uwierzyć, że kilkadziesiąt (a w tym roku dokładnie 70) lat temu właśnie tutaj To się wydarzyło. Oni-Tamci- też Moi – jak ci dziś byli młodzi i opaleni i tylko może rzadziej się śmiali. A z nimi wszyscy inni: nie tylko młodzi, też dzieci, starcy i ludzie w sile wieku, żołnierze podziemnej armii i cywilna ludność Warszawy.
Wszyscy mieli jedno marzenie: żyć wreszcie w wolnej Polsce. Już nie mogli się doczekać. Wyobrażam sobie, że z pragnieniem wolności po prawie pięciu latach niemieckiego terroru, jest tak jak z pragnieniem na pustyni. Kiedy usychasz wśród gorącego piachu, a usłyszysz daleki szmer wody ze źródła wydaje się, że z pragnienia nie wytrzymasz ani chwili dłużej. Rozumiem, że nie mogli już dłużej czekać. Umierali z tęsknoty za wolnością. Wydawało się, że jest na wyciągnięcie ręki...
Zostali więc w Warszawie. A z nimi były warszawskie domy, kamienice, kościoły, ulice i parki. I Wisła. I zwierzęta, które tu mieszkały, a przecież tylko ptaki mogły stąd uciec.
Dziś, kiedy zbliża się 1 sierpnia - dzień wybuchu Powstanie Warszawskiego chcę przypomnieć Tych, o których ja nigdy nie zapomnę. Tak bym chciała, żeby ta pamięć nie była tylko moją, rodzinną.
Moi warszawscy Powstańcy.
Ojczyści Dziadkowie:
Hanka i Zygmunt, około 1933 roku, Warszawa. To zdjęcie było z dziadkiem, kiedy zginął - pochodzi z tzw. depozytu ekshumacyjnego. |
Babcia - Hanna Ewelina Sokołowska. Urodzona 9 stycznia 1913 roku w Warszawie. W Powstaniu Warszawskim miała pseudonim „Isia”. Sanitariuszka. Przydzielona do A.K. I Obwód „Radwan” (Śródmieście) – zgrupowanie „Chrobry II” – I batalion „Lecha Żelaznego”- 3 kompania pod dowództwem Bryma – „Zdunina”. Ciężko ranna 11 sierpnia 1944 roku w brzuch i w udo przy Dworcu Pocztowym usytuowanym w kwadracie ulic: Al. Jerozolimskie, Żelazna. Chmielna i Miedziana. Na skutek odniesionych ran zmarła w nocy z 11 na 12 sierpnia w szpitalu polowym na ul Śliskiej 51 Z moim dziadkiem mieli troje dzieci: Ewę, Krzysia i mojego ojca Rafała.
Hanka , moja babcia około 1932/33 roku. |
Dziadek – Zygmunt Sokołowski. Urodzony
27 lutego 1912 roku w Nieżynie na terenie dzisiejszej Ukrainy, kiedyś w
obszarze I Rzeczpospolitej. Zginął w Powstaniu Warszawskim, najprawdopodobniej
niedługo po śmierci swojej żony w
Alejach Jerozolimskich 123, nieopodal Pl. Zawiszy.
Z rodziny mojej babci Hanki w Powstaniu wzięło udział jej rodzeństwo wujeczne – (bliźnięta brata mojej prababci Jadwigi z Karlińskich).
Włodzimierz Karliński, urodzony 11 kwietnia 1929 roku w Warszawie. W Powstaniu Warszawskim był łącznikiem, pseudonim „Zbych”. Był harcerzem. Przydzielony do Grupy Północ A.K.– zgrupowanie „Róg” – batalion „Gustaw” – kompania harcerska. Walczył na Starym Mieście. Poległ 13 sierpnia 1944 roku na ul. Kilińskiego w wyniku eksplozji zdobycznego niemieckiego „ciężkiego nosiciela ładunków”, przez ludność Warszawy zwanego czołgiem pułapką. Miał 15 lat.
Janina Karlińska, bliźniacza siostra
Włodka, zwana w rodzinie Ninką. Data urodzenia taka sama. W Powstaniu
była strzelcem, pseudonim „Kuna”. Oddział A.K. - I Obwód „Radwan”(Śródmieście) –WSSpoł.
(Wojskowa Służba Społeczna). Walczyła w Śródmieściu. Wyszła z Powstania z
ludnością cywilną.
Mieczysław Sokołowski – starszy brat
dziadka Zygmunta. Urodzony 13 listopada 1908 roku w Nieżynie
na Ukrainie. Był zawodowym żołnierzem (artyleria konna). Od jesieni 1942 r.
zastępca dowódcy zgrupowania „Bema”, awansowany do stopnia kapitana. W
Powstaniu: V Obwód (Mokotów) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej – 1. Rejon –
1. Dywizjon Artylerii Konnej im. Bema. Po nieudanym ataku na koszary 1.dak przy
ul Podchorążych przeprowadzonym 1 sierpnia w godzinie „W”, w nocy 2/3 sierpnia
1944 roku wyszedł z miasta z resztkami zgrupowania docierając do lasów
chojnowskich, gdzie od 07.08.1944 z rozkazu komendanta Okręgu Warszawskiego AK
był dowódcą oddziału ochrony zrzutów lotniczych.
kpt. Mieczysław Sokołowski - mój stryjeczny dziadek- czyli brat dziadka Zygmunta. Około roku 1938, Warszawa |
Krystyna Żółcińska siostrzenica
mojego dziadka Zygmunta. Urodzona 14.04.1925 roku. Łączniczka, pseudonim
„Grażyna”. W Powstaniu przy Komendzie Głównej AK – pułk „Baszta” – batalion
„Karpaty” – kompania K -4 (łączność). Walczyła na Mokotowie, potem przejście
kanałami na Śródmieście Południowe. Z Powstania wyszła z ludnością cywilną.
Krysia Żółcińska, siostrzenica mego dziadka Zygmunta - 1943r., Na rok przed powstaniem. |
W dalszej rodzinie - spowinowaconej poprzez brata mej prababki dr. Władysława
Palmirskiego - ale utrzymującej przed i w czasie wojny serdeczne kontakty z
rodziną Sokołowskich udział w Powstaniu wzięli:
Wojsław Zaborski, inżynier rolnictwa.
Urodzony w Warszawie 22.12.1893r. W Powstaniu w IV Obwodzie A.K. „Grzymała” –
Ochota - Walczył na Ochocie. Zginął w obronie tzw. Reduty wawelskiej na ul.
Wawelskiej 60.
I jego syn - Lech Zaborski – Urodzony
01.07.1922 roku w Warszawie. Pseudonim „Wacław”. Stopień kapral – podchorąży.
Oddział: AK, Zgrupowanie „Radosław”, pułk „Broda 53” – najsłynniejszy chyba
batalion „Zośka” i 2 kompania „Rudy”. Szlak bojowy w Powstaniu: Wola – Stare
Miasto – kanałami do Śródmieścia – Górny Czerniaków. I szlak też
najtrudniejszy… Wyszedł z Powstania z ludnością cywilną.
W Powstaniu Warszawskim „zginęła” także kamienica
przy ulicy Koszykowej 23, która jako spadek po dr Wł. Palmirskim była
współwłasnością rodzin Zaborskich, Strąkowskich i Sokołowskich. Właściwie to
przetrwała Powstanie w dość dobrym stanie, ale tuż po jego upadku Niemcy
zrównali z ziemią nieparzysta stronę ul. Koszykowej od nr 3 do 27. Tak, żeby
kamień na kamieniu nie pozostał.
Do niepowetowanych strat dokładam jeszcze wszystko to, co pozostało w wojennym mieszkaniu
dziadków na ulicy Filtrowej 62, a przepadło bezpowrotnie, gdy kamienicę
najpierw splądrowali, a potem spalili barbarzyńcy z RONA. Zniszczyli wszystko: rodzinne
pamiątki, dokumenty, a przede wszystkim zdjęcia, tak żeby nawet pamięć
kolejnych pokoleń nie miała się na czym wesprzeć.
W tych dniach jestem cicho zadumana przy Powstańcach. Jestem przy Nich bez
ocen, bez dywagacji, czy było warto. Wiem, że nie do mnie należy wartościowanie
ich decyzji, ich udziału i przeżyć. I choć ta historia wplata się w
konsekwencji w życie mojego ojca, a potem w moje życie, nie mnie to osądzać. Cena była bardzo wysoka.
Sama nie wiem, co bym zrobiła będąc na ich miejscu, bo nigdy nie mogłabym na tym miejscu być. Nie wiem, ale serce podpowiada, że poszłabym z nimi...
Jedyne, co mogę dla Nich zrobić na pewno to PAMIĘTAĆ.
Sama nie wiem, co bym zrobiła będąc na ich miejscu, bo nigdy nie mogłabym na tym miejscu być. Nie wiem, ale serce podpowiada, że poszłabym z nimi...
Jedyne, co mogę dla Nich zrobić na pewno to PAMIĘTAĆ.
Czytaj też:
.Zobaczyć Powstanie Warszawskie.
pamiętać
OdpowiedzUsuńtak: ONI byli młodzi, chcieli żyć, żyć w wolnej ojczyźnie. Nie bać się już każdej godziny i każdego dnia.....
Trudno mi napisać komentarz, trudno i Tobie było napisać ten post.
Dziękuję, dla mnie to ważny tekst. Chociaż nigdy nie pomyślałam, że w taki namacalny, blogowy sposób, będę miała kontakt z żywą historią. (wyjazd np do Muzeum Powstania to raczej tylko w planach pozostanie.)
I przewijam myszką, oglądam zdjęcia i jeszcze raz, tyle w nich radości...
OdpowiedzUsuńPamiętać
Bardzo dziękuję , Alis. Tak się cieszę, że jeszcze Ktoś Ich poznał, że zobaczył, że pomyślał, że zapamięta. To rzeczywiście żywa historia - nasza, wspólna, polska. B
OdpowiedzUsuńspotkałam już kiedyś, dawno potomków Powstańców, rozmowa o PW była dla nich bardzo bolesna. Szczególnie Pan był bardzo rozgoryczony. Mnóstwo pytań: dlaczego?
OdpowiedzUsuńTacy piękni, młodzi ... z wielkim oddaniem pielęgnujesz pamięć po "swoich" powstańcach, a mnie przybliżasz historię, która już nie jest bezuczuciowo podanym, suchym faktem historycznym; ile śmierci, dramatów ludzkich, machina niszczenia najczęściej dotyka bezbronną ludność cywilną, obyśmy nie dożyli podobnego; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAlis, ja byłam wychowywana w swoistym kulcie PW - o powstaniu myślało się tylko jako o pięknym patriotycznym zrywie, o bohaterskim odruchu serca. Myślę, że to pozwała mi do dziś zachować życzliwą pamięć dla wszystkich, którzy wtedy zginęli. Dopiero myśl o tym, że śmierć moich Dziadków miałaby być niepotrzebna napawa mnie bezbrzeżnym smutkiem. A tego jakby było, gdyby powstania nie było nikt nie wie - nawet ci, którzy uważają ,że wiedzą wszystko. Może wtedy moi dziadkowie zginęliby w w ulicznej egzekucji z rąk próbujących dobić ludność Warszawy Niemców? My należymy też do innego pokolenia - ludzi powojennych. Oni mieli naprawdę inny sposób myślenia, inne punkty odniesienia, inne doświadczenia. Moi dziadkowie urodzili się w Polsce, której nie było na mapie świata. Czy można sobie to wyobrazić?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie A. I mam nadzieję, że ze zdrowiem coraz lepiej :) Pa
Mario, miło mi, że wpadasz :) Choć temat trudny i smutny, ale nasza "grupa wiekowa" zahartowana w trudnościach przecież. I wiesz, ja też mam gdzieś pod skórą taki lęk przed powtórką z historii. A mój dorosły syn już zupełnie nie ma takich wątpliwości. Dzięki, B
OdpowiedzUsuńTwoje wspomnienia są bezcenne. Dobrego jutra!
OdpowiedzUsuńIstnieją firmy zajmujące się renowacją starych i zniszczonych fotografii. Widziałam i robią to naprawdę profesjonalnie. Otrzymuje się nowe odbitki, a stare pozostają bez zmian. Nic się nie traci, a można zdjęcia ustrzec przed całkowitym rozpadem. Uściski.
Dzięki My :) Fakt, jutro trudny dzień - sierpniowe Zaduszki...
OdpowiedzUsuńA to bardzo zniszczone zdjęcie, pochodzi tak jak napisałam z ekshumacji mojego dziadka. To niestety oznacza, że podlega specjalnym rygorom sanitarnym, bo bakterie, jady itd. Takiej renowacji można je poddawać tylko w specjalnych ośrodkach,np. Muzeum Wojska Polskiego. Może kiedyś się zdecyduję o to zawalczyć. B
Niesamowite! A Krysia - zupełnie jak Biedronka z "Miasta 44"...
OdpowiedzUsuńVilejko, powitać :)
UsuńNie oglądałam "Miasta 44". Czytam recenzje. Podobno jest to obraz powstania widziany oczyma młodego współczesnego pokolenia, a to kłócić się może z jądrem tamtych wartości i tamtego ducha młodych - inaczej patrzą na życie. Waham się.
Widziłam za to film Muzeum Powstania Warszawskiego - ten z dokumentów "Powstanie Warszawskie", jest dojmujący, bo nie ma tam aktorów i scenografii - są powstańcy i Warszawa, której już nie ma.
pisałam o tym w notce http://wystarczajacopl.blogspot.com/2014/06/zobaczyc-powstanie-warszawskie.html