... czyli w życiu wszystko jest możliwe.O tym
jak się czułam wtedy w 2004 roku pisałam w poprzednim wpisie Tylko jedno jedyne zdjęcie. Był czerwiec i Warszawa powoli przygotowywała się do uroczystych obchodów
60-tej rocznicy Powstania Warszawskiego. Wówczas postanowiłam zrobić cokolwiek,
szukać grobu ojczystych dziadków, Hanny i Zygmunta Sokołowskich po prostu „na
chybił-trafił”, może będzie mi sprzyjać szczęście. Dziś wiem, jak zupełnie się
nie znałam na genealogicznych poszukiwaniach.
Na pierwszy ogień wybrałam Cmentarz Powstańców Warszawy na Woli. Pojechałam tam i zaczęłam przeszukiwać kwatery rząd po rzędzie, ale na tablicach upamiętnionych były dziesiątki, setki, tysiące osób. Nie sposób było przeczytać wszystkich wyrytych na tablicach z piaskowca nazwisk. Alejki mi się poplątały, nie wiedziałam, gdzie jeszcze nie sprawdzałam. Przytłaczał mnie ogrom zgromadzonego tu nieszczęścia...
Gdy po dwóch godzinach zniechęcona wychodziłam z cmentarza natrafiłam na tablicę informacyjną, oznajmiającą że ewidencja pochowanych znajduje się w Urzędzie Dzielnicy Wola. Od razu tam pojechałam. Urzędniczka, której podałam dane moich dziadków to znaczy imiona i nazwisko, bo tylko tyle wiedziałam, znalazła pod literą „S” bardzo wielu Sokołowskich. Niestety nie było na liście żadnego Zygmunta, ale za to była jedna Hanna lat 30. Nie wiedziałam ile lat miała moja babcia kiedy zginęła, więc ta wskazówka była mi na nic. Uprzejma Pani nie dawała też gwarancji, że ta osoba to moja Hanka, bo to było popularne imię. Ręce mi opadły i byłam bliska płaczu. Widząc moją zrozpaczoną minę powiedziała:
– Niech pani szuka przez Polski Czerwony Krzyż.
– Jak to? – zapytałam zdziwiona – Sześćdziesiąt lat po II wojnie światowej mogę szukać rodziny tak jak szukały się one tuż po jej zakończeniu?
Byłam zdziwiona, bo wydawało mi się, że PCK zajmuje się obecnie jedynie pomocą dla ofiar klęsk żywiołowych, oraz zbiórką odzieży i żywności dla ubogich.
– Musi pani napisać do PCK podając takie dane, które Pani posiada, a oni założą kwerendę i będą szukać w swoich zasobach. Będą też mogli potwierdzić, czy osoba pochowana na Cmentarzu Powstańców na Woli to pani babcia – poinstruowała mnie jeszcze szczegółowo. Na pożegnanie podała mi numer kwatery i rzędu, abym mogła trafić do grobu.
Wyszłam z wolskiego urzędu dosłownie w podskokach. Oto zaświtał dla mnie promyk nadziei, że może nie wszystko stracone. Postanowiłam od razu wrócić na cmentarz, aby zlokalizować wskazaną mogiłę.
Kiedy wysiadłam z tramwaju na przystanku „Sowińskiego” kupiłam biało-czerwone znicze. Cmentarz Powstańców Warszawy przylega do Cmentarza Wolskiego i wygląda jak park poprzecinany alejkami. Po lewej stronie głównej dróżki teren gwałtownie opada tworząc nieckę, na dnie której widać staw z kaczkami. Stojąc na ulicy Wolskiej twarzą do stawu, w oddali zobaczyłam znany mi już pomnik Polegli Niepokonani otoczony niezbyt rozległym placem. Okrążyłam staw i idąc drogą tuż przy jego lewej krawędzi w jednej z bocznych, wysypanych szutrem alejek znalazłam zbiorowy grób, w którym pochowana została jakaś Hanna Sokołowska (kwatera 30 rząd II).
Był to pierwszy z brzegu grób oddzielony od asfaltowej alei i wzroku przypadkowych spacerowiczów rozłożystym zimozielonym krzewem tui. Tak naprawdę każda z tych mogił to był wytyczony niskim krawężnikiem trawnik, w którego centralnej części umieszczono dwupłytową tablicę z piaskowca. Nie było na nich symboli religijnych, a zakamuflowaną rolę krzyża pełnił wyryty wizerunek wojskowego odznaczenia - Krzyża Grunwaldu, którym w czasach PRL honorowano kombatantów. Nazwiska poległych wyryte były po obu stronach kamiennej płyty, przy żołnierzach AK pojawiały się stopnie wojskowe, albo funkcje, czasem wiek lub miejsce śmierci. Jakaś litościwa ręka oparła o płytę małą, szarą figurkę Chrystusa oderwanego od krzyża. Unosił ręce w górę jakby wołając o pomstę za te tu tysiące niewinnie zabitych.
Na pierwszy ogień wybrałam Cmentarz Powstańców Warszawy na Woli. Pojechałam tam i zaczęłam przeszukiwać kwatery rząd po rzędzie, ale na tablicach upamiętnionych były dziesiątki, setki, tysiące osób. Nie sposób było przeczytać wszystkich wyrytych na tablicach z piaskowca nazwisk. Alejki mi się poplątały, nie wiedziałam, gdzie jeszcze nie sprawdzałam. Przytłaczał mnie ogrom zgromadzonego tu nieszczęścia...
Gdy po dwóch godzinach zniechęcona wychodziłam z cmentarza natrafiłam na tablicę informacyjną, oznajmiającą że ewidencja pochowanych znajduje się w Urzędzie Dzielnicy Wola. Od razu tam pojechałam. Urzędniczka, której podałam dane moich dziadków to znaczy imiona i nazwisko, bo tylko tyle wiedziałam, znalazła pod literą „S” bardzo wielu Sokołowskich. Niestety nie było na liście żadnego Zygmunta, ale za to była jedna Hanna lat 30. Nie wiedziałam ile lat miała moja babcia kiedy zginęła, więc ta wskazówka była mi na nic. Uprzejma Pani nie dawała też gwarancji, że ta osoba to moja Hanka, bo to było popularne imię. Ręce mi opadły i byłam bliska płaczu. Widząc moją zrozpaczoną minę powiedziała:
– Niech pani szuka przez Polski Czerwony Krzyż.
– Jak to? – zapytałam zdziwiona – Sześćdziesiąt lat po II wojnie światowej mogę szukać rodziny tak jak szukały się one tuż po jej zakończeniu?
Byłam zdziwiona, bo wydawało mi się, że PCK zajmuje się obecnie jedynie pomocą dla ofiar klęsk żywiołowych, oraz zbiórką odzieży i żywności dla ubogich.
– Musi pani napisać do PCK podając takie dane, które Pani posiada, a oni założą kwerendę i będą szukać w swoich zasobach. Będą też mogli potwierdzić, czy osoba pochowana na Cmentarzu Powstańców na Woli to pani babcia – poinstruowała mnie jeszcze szczegółowo. Na pożegnanie podała mi numer kwatery i rzędu, abym mogła trafić do grobu.
Wyszłam z wolskiego urzędu dosłownie w podskokach. Oto zaświtał dla mnie promyk nadziei, że może nie wszystko stracone. Postanowiłam od razu wrócić na cmentarz, aby zlokalizować wskazaną mogiłę.
Kiedy wysiadłam z tramwaju na przystanku „Sowińskiego” kupiłam biało-czerwone znicze. Cmentarz Powstańców Warszawy przylega do Cmentarza Wolskiego i wygląda jak park poprzecinany alejkami. Po lewej stronie głównej dróżki teren gwałtownie opada tworząc nieckę, na dnie której widać staw z kaczkami. Stojąc na ulicy Wolskiej twarzą do stawu, w oddali zobaczyłam znany mi już pomnik Polegli Niepokonani otoczony niezbyt rozległym placem. Okrążyłam staw i idąc drogą tuż przy jego lewej krawędzi w jednej z bocznych, wysypanych szutrem alejek znalazłam zbiorowy grób, w którym pochowana została jakaś Hanna Sokołowska (kwatera 30 rząd II).
Był to pierwszy z brzegu grób oddzielony od asfaltowej alei i wzroku przypadkowych spacerowiczów rozłożystym zimozielonym krzewem tui. Tak naprawdę każda z tych mogił to był wytyczony niskim krawężnikiem trawnik, w którego centralnej części umieszczono dwupłytową tablicę z piaskowca. Nie było na nich symboli religijnych, a zakamuflowaną rolę krzyża pełnił wyryty wizerunek wojskowego odznaczenia - Krzyża Grunwaldu, którym w czasach PRL honorowano kombatantów. Nazwiska poległych wyryte były po obu stronach kamiennej płyty, przy żołnierzach AK pojawiały się stopnie wojskowe, albo funkcje, czasem wiek lub miejsce śmierci. Jakaś litościwa ręka oparła o płytę małą, szarą figurkę Chrystusa oderwanego od krzyża. Unosił ręce w górę jakby wołając o pomstę za te tu tysiące niewinnie zabitych.
Do grobu Hanki podeszłam z bijącym sercem. Od razu odnalazłam wzrokiem napis Hanna Sokołowska lat 30. Stanęłam na przeciwko tych liter układających w moje panieńskie nazwisko. Jeszcze nie byłam pewna, czy to moja babcia i czy to jej szczątki spoczęły tu u kres ziemskiej wędrówki, ale już po chwili oczy miałam pełne łez. Serce waliło mi jak młotem, a ręce drżały, gdy próbowałam zapalić zapałkę i przytknąć do knota znicza. Nagle całą sobą poczułam, że właśnie ją znalazłam, tę moją zagubioną, biedną, osamotnioną na dziesiątki lat babcię. Już nie miałam wątpliwości, że ona tu jest. Cicho szeptałam do niej … widzisz Haniu, jestem, to ja Aka, twoja wnuczka. Nie znasz mnie, ani ja ciebie, ale to się teraz zmieni. Będę cię tu odwiedzać i opowiem ci o sobie, zobaczysz…
Łzy mieszały się z uśmiechem, radość przeganiała smutek, zwątpienie i żal.
Rodziła się we mnie nadzieja, że uda mi się dowiedzieć czegoś o swoich ojczystych
korzeniach i że to będzie piękna opowieść. W tę podróż wyruszałam nic o nich
nie wiedząc.
Ta niewiedza czasem prowadziła mnie w ślepe uliczki, albo na manowce. Pamiętam, że kiedy 1 sierpnia tamtego roku otwarto Muzeum Powstania Warszawskiego, na jego internetowej stronie w wyszukiwarce wpisałam zupełnie bez przekonania „Hanna Sokołowska”. Pojawiła się wtedy taka odpowiedź: „Hanna Sokołowska pseudonim „Isia”, sanitariuszka”, ale gdy to przeczytałam od razu uznałam, zgodnie ze swoją ówczesną wiedzą, że to jakaś inna Hanna Sokołowska. Moja babcia zginęła jako osoba cywilna – tak wskazywał napis na wolskim nagrobku. Zresztą, jeśli naprawdę miała 30 lat, to na sanitariuszkę była „za stara”.
Ta niewiedza czasem prowadziła mnie w ślepe uliczki, albo na manowce. Pamiętam, że kiedy 1 sierpnia tamtego roku otwarto Muzeum Powstania Warszawskiego, na jego internetowej stronie w wyszukiwarce wpisałam zupełnie bez przekonania „Hanna Sokołowska”. Pojawiła się wtedy taka odpowiedź: „Hanna Sokołowska pseudonim „Isia”, sanitariuszka”, ale gdy to przeczytałam od razu uznałam, zgodnie ze swoją ówczesną wiedzą, że to jakaś inna Hanna Sokołowska. Moja babcia zginęła jako osoba cywilna – tak wskazywał napis na wolskim nagrobku. Zresztą, jeśli naprawdę miała 30 lat, to na sanitariuszkę była „za stara”.
Wtedy
nawet nie przeczuwałam ile jeszcze niespodzianek i wzruszeń jest przede mną...
Zapraszam też do lektury innych wpisów w dziale "Korzenie" oraz tego:
.Tylko jedno jedyne zdjęcie
Czekam na dalsze losy... wzruszasz mnie niesamowicie Beato :* kiss
OdpowiedzUsuńCieszę się, że czekasz, że jesteś tu ze mną :***
UsuńBuziaki ...
Jestem :*
Usuń<3 i :)
Usuńi ja jestem z oczami pełnymi łez, ale tych dobrych łez, wzruszenia
OdpowiedzUsuń:)
Dobre wzruszenia nas wzbogacają :) Dzięki Alis :*
UsuńDobre wzruszenia nas wzbogacają :) Dzięki Alis :*
UsuńOOoo, widzę i klikam podwójnie ??? :-)
Usuńczuły tan Twój blog, przejmuje emocje???
Usuń:)
Jaki pan, taki kram :))))
UsuńCzułe uściski ślę :)
Niesamowite są te Twoje opowieści! Współodczuwam Twoje emocje.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Minęło już prawie jedenaście lat, a ja wciąż czuję to jakby było wczoraj... Zaczęłam jedna spisywać te swoje wspomnienia kilka lat temu i to pomaga mi odtwarzać szczegóły. No cóż, pamięć już nie ta co za młodu, ha, ha, ha :)
UsuńSerdeczności ślę do Ciebie Julio <3
Niesamowite! I to, że szukasz (oddając przysługę przodkom), i to, że opisujesz (oddając przysługę przyszłym pokoleniom), i że to po prostu robisz (chyba oddając przysługę samej sobie).
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam okazję oglądać skan aktu zawarcia związku małżeńskiego (ręczna kaligrafia, po rosyjsku, bo z tej części Polski, która pod zaborem rosyjskim była, pochodzę) moich pradziadków i tak jakoś drgnęło serducho. Wyobrażam więc sobie trochę Twoje wzruszenia.
Oczywiście, że sobie dobrze robię tymi poszukiwaniami :) Buduję wciąż swoją tożsamość i wypełniam miejsca zamazane, niezdefiniowane. I trochę też dla przyszłych pokoleń, bo jedyne co naprawdę dać dzieciom to ... skrzydła i korzenie :)
UsuńSerdeczności mnóstwo ślę :-)
U Ciebie zawsze jakaś rodzinna historia...ciekawa, piekna , wzruszająca....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Beatko i motyle wysyłam:):)
Dziękuję Jolu :) Motyle zawsze mile widziane :)
UsuńRzeczywiście, piszesz bardzo interesującą i skłaniasz do refleksji :) ...
OdpowiedzUsuńmasz zacięcie Beatko, wspaniałe zacięcie :))
Dziękuję Mainko za pochwałę, która jest zachętą :) Tak mało czasu na wszytko, więc wsparcie do pisania bardzo pożądane :)
UsuńSerdeczności ślę do Twego ogrodu :)
Zarówno w psychologii, jak i w teologii istnieją nurty "systemowe" kładące nacisk na współzależność wszystkich członków rodziny (bez względu na to czy żyją, czy już/jeszcze nie). Dla mnie to piękna sprawa, choć wiadomo, że trzeba się mierzyć także z faktami bolesnymi. A jednak bardziej piękna niż bolesna.
OdpowiedzUsuńW związku z nasza historią zdarza się, że całe rodzinne gałęzie zostały "odcięte". Sama staram się być dość uważna na cmentarzach, bo dzięki nim łatwiej ułożyć "rodzinną układankę". Pamiątki, groby, wszelkie materialne znaki to już duży plus, bo niestety po niektórych osobach nie pozostało w rodzinie zupełnie nic, oprócz wyblakłej już mocno pamięci. Masz rację, jest wiele powodów dla których układankę warto uzupełnić i ocalić.
Tę potrzebę "odtworzenia systemu rodziny" wyraźnie widać np. u dzieci umieszczonych w pieczy zastępczej. Dlatego zakłada się w niektórych placówkach (np. Towarzystwa Nasz Dom) tzw. Księgo Życia, do której wkleja się nie tylko pamiątki ze współczesnych wydarzeń, ale również wszelkie pochodzące od rodziny - stare zdjęcia, albo spisane historie opowiedziane przez krewnych.
UsuńDo mnie przemawia teoria więzi :)
Podziwiam siłę, z jaką niestrudzenie poszukujesz swoich przodków, nie dajesz za wygraną i nie dasz się zbyć czymś niedopowiedzianym; teoria więzi, mówisz ... moi przodkowie są wszyscy na jednym cmentarzu, śladu po ziemnych grobach już nie ma, tylko zapisy w księgach parafialnych; historia sięga nie dalej niż dziadków, których pamiętam; z tym większą ciekawością śledzę losy Twojej rodziny, bo gdyby nie Ty, kto odkryłby ich historię? pozdrowienia serdeczne ślę.
OdpowiedzUsuńDziękuję Mario :) Masz rację, tę historię mogłam odkryć tylko ja... I nie dlatego, że jestem jedynym żyjącym dziś dzieckiem/potomkiem w tej wcale niemałej - jak się okazało rodzinie. Oni po prostu chyba mnie sobie wybrali do tej genealogicznej przygody :)
UsuńUściski Mario dla Ciebie :)