Mijała zima 2005 roku, a mój apetyt na wiedzę o dziadkach ojczystych rozbudzony
przez pismo z PCK wzrastał coraz bardziej. Rozrastał się wciąż żywiony mnożącą
się porcją wątpliwości wywołanych owym pismem. Pisałam o tym w poprzednim
wpisie z numerem 5 „Lawina wątpliwości”. Od kilku dziesiątek lat nie miałam kontaktu z żadną osobą z rodziny mego nieżyjącego
od blisko 40 lat ojca i gorączkowo próbowałam znaleźć sposób na dotarcie do
jakichkolwiek informacji o rodzinie taty.
I wtedy właśnie przypomniała mi się mała karteczka przechowywana z dokumentami
dotyczącymi śmierci mojego ojca Rafała. Był to spis członków rodziny, którzy pokrywali koszty sprowadzenia jego ciała z Rumunii do Polski. Wśród wymienionych
osób, o których wiedziałam, że już nie żyją, był też ktoś, kogo nie znałam. Ten
ktoś, nazwijmy go Doktorem Wizatem, nie pojawiał się na naszych rodzinnych
uroczystościach, nie był też uwieczniony na żadnej fotografii, ale wiedziałam,
że rodzice jeszcze przed moim urodzeniem gościli kilka razy u niego. Doktor Wizat
nosił nazwisko takie samo jak panieńskie mojej babci Hanki, więc wydawało mi
się, że są spokrewnieni. Mama powiedziała mi, że osoba z karteczki to właśnie
Wizat i wymieniła nawet ulicę w Warszawie, na której na przełomie lat 50-tych i
60-tych ubiegłego wieku mieszkała ta rodzina.
Wkrótce udało mi się wyszperać gdzieś starą, papierową książkę telefoniczną. Sprzyjało mi szczęście, bo w umieszczonym w niej spisie nazwisk znalazłam Doktora Wizata mieszkającego przy tej ulicy. Chyba jeszcze tego samego wieczoru z bijącym sercem zadzwoniłam pod wskazany przez łut szczęścia numer. Telefon odebrał mężczyzna, ale głos wydał mi się zbyt młody, jak na kogoś prawdopodobnie po sześćdziesiątce. Niepewna spytałam, czy mogę rozmawiać z Doktorem Wizatem?
Mój rozmówca chciał wiedzieć, w jakiej sprawie dzwonię. Odrzekłam, że jestem córką kogoś z rodziny, nazywam się Beata Bartoszewicz, a moim ojcem był Rafał Sokołowski. Wówczas mężczyzna z nutą dziwnej satysfakcji w głosie powiedział, że z panem W. rozmawiać nie mogę. Zawiesił głos i po chwili, która dla mnie ciągnęła się w nieskończoność, wyjaśnił wreszcie: mój ojciec Doktor Wizat już tu nie mieszka. Zapadła cisza, a ja wstrzymałam oddech czekając, czy na tym rozmowa się skończy. Po chwili namysłu mój rozmówca jednak się przedstawił i dodał, jakby lekko obrażony: - I oczywiście wiem, kim był Rafał Sokołowski.
W duchu ucieszyłam się, że mój interlokutor to wie, bo w swojej naiwności
uważałam, że to wydatnie ułatwi sprawę naszych kontaktów. Nie wypada umieszczać
w internecie personaliów żyjących członków rodziny, tym bardziej bez ich wiedzy
i zgody, dlatego nowo poznanego członka rodziny będę odtąd nazywać Zezatem.
Opowiedziałam więc Zezatowi o swoich poszukiwaniach w PCK i o nadziejach, że
rodzina „Ze”atów może mi udzielić informacji o Hance, a nawet pokazać jakieś
zdjęcia. Wówczas Zezat pochwalił się, że od zawsze interesował się historią,
jest pracownikiem Bardzo Ważnego Muzeum i że w jego prywatnych zasobach
znajduje się wiele dokumentów dotyczących rodziny Sokołowskich. Pozyskał je dwadzieścia pięć lat temu dzięki uprzejmości i hojności mojego stryja Krzysztofa Sokołowskiego – brata mego ojca.
Krzysztof bowiem stale utrzymywał z nimi kontakt, aż do swojej śmierci w 2000
roku. I tak dowiedziałam się, że brat mojego ojca nie żyje, a wiele rodzinnych
pamiątek po Sokołowskich jest od dawna własnością Zezata.
Rozmawialiśmy dość długo, raczej chaotycznie opowiadając o sobie. Choć o sobie to głównie ja mówiłam. Wtedy pierwszy raz usłyszałam, że moja babcia Hanka miała brata Jerzego, który był dziadkiem Zezata.
Oznacza to, że ja i Zezat, prawie mój rówieśnik, mamy wspólnych pradziadków.
Mój kuzyn-muzealnik obiecał mi spotkanie już wkrótce. Miał do mnie niebawem w
tej sprawie oddzwonić i wskazać termin mojej u niego wizyty, jak tylko rozezna się w swoim terminarzu. Mijały dni i tygodnie, a
telefon milczał. Nie wiem czemu nie miałam odwagi zadzwonić ponownie, ale za to
postanowiłam napisać list.
O tym, jednak następnym razem.
Zapraszam też do lektury poprzednich wpisów w dziale "Korzenie".
Zapraszam też do lektury poprzednich wpisów w dziale "Korzenie".
Umiesz budować napięcie :-)
OdpowiedzUsuńPodobno nie sztuka pisać o tym, co się wydarzyło naprawdę. Tak twierdził mój teść, autor jednej książki i wielu artykułów. Miał chyba rację, bo tu po prostu życie napięcie budowało :)
UsuńI teraz zrozumiałam, dlaczego nie lubie fikcji literackiej - bo mam zamilowanie do prawdziwej sztuki! :-)
UsuńSkoro pisarstwo jest mocno ugruntowane w Twojej rodzinie, to Jedynak jest chyba "obciążony dziedzicznie" (literacko :-).
Mój teść był dziennikarzem, pisywał o kulturze, robił też audycje radiowe na temat kultury wsi m.in.. Za komuny dość długo był związany z Tygodnikiem Kulturalnym. W latach 80-tycj został naczelnym takiego pisma branżowego Chórów i Orkiestr "Życie Muzyczne". Napisał jedną książkę, właściwie poradnik - "Idziemy do teatru". Moja teściowa jest aktorką. Teść zmarł w 2007r. Niewątpliwie "skrzywienie dziennikarskie" odziedziczył po dziadku mój syn, Jerzy. Wszystkie pieniądze jakie dotychczas Jedynak zarobił ( śmieciowe, niestety) są z pisania :)
UsuńSMBO :)))
Stwierdzenie "nie sztuka pisać o tym, co się wydarzyło naprawdę" to kokieteria Twojego teścia jest, przecież wiesz ;) Wymyślać co prawda niczego nie trzeba, ale "kadrować" już tak, koniecznie, by ująć rzeczywistość w słowa także trzeba talentu, a zepsuć to już naprawdę bardzo łatwo, jak się pisać nie umie. Przecież to także wiesz :))) A może nie wiesz, bo umiesz, więc biedy "nieumiejących" nie doświadczasz :) Całuję!
UsuńBardzo interesującą masz rodzinę :-). Móc porozmawiać ze znawcami o kulturze podczas rodzinnego spotkania, to chyba nie jest zbyt powszechne (choć szkoda, że w pewnym stopniu to już czas przeszły). Życzę Jerzemu prawdziwej pisarskiej/dziennikarskiej kariery, koniecznie połączonej z satysfakcją finansową (bo ten wyzysk w PL jest już poniżej krytyki)!
UsuńSMBOx100 :-)))
Dziękuję Tesiu i odwzajemniam SMBO :)
UsuńWiolu, pewnie, że zepsuć można zawsze i wszystko, kiedy ma się talent psujcy :) A swoją drogą, wielu pisząc o sobie też nieźle fantazjuje :)
UsuńŚciskam mocno :)
No ba! A kto im zabroni ? ;)
Usuń:-)
Usuńi ja mam apetyt na więcej
OdpowiedzUsuńz wesołym, niedzielnym pozdrowieniem :) A.
Ciąg dalszy nastąpi :))
UsuńDobrego dnia Alis :)
Aż wstrzymałam oddech, i co, i co, i co?
OdpowiedzUsuńJuż niedługo ciąg dalszy :)
UsuńOddychaj Małgosiu, głęboko :)))) Buziaki ślę.
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńA ten Zezat to jakiś mało przystępny gość!
Nawet bardzo zamknięty ... w sobie i w spawach wyższej wagi ;-/
UsuńŚciskam Cie mocno Julio poniedziałkowo :)
Ależ to gotowy materiał na książkę! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrawie gotowy :)
UsuńUściski ślę :)
Potrafisz budować napięcie. Powinnaś pisać powieści sensacyjne :)
OdpowiedzUsuńNo, "oryginalny" mi wyszedł komentarz. Co stwierdziłam, jak już go opublikowałam i spojrzałam, co wpisali inni :) Ale to chyba nic złego, stwierdzić, że piszesz bosko? :)
OdpowiedzUsuńWiolu, uznanie z Twoich ust jest prawdziwą nagrodą. A ja łasa jestem nie tylko na galaretki w czekoladzie :))) Dziękuję :)))
Usuń:)))
Usuńa kiedy napiszesz książkę? pytam bardzo poważnie. chciałaby ja przeczytać. Twoja opowieść jest niesamowita. nie tylko przez sam rys historyczny i związek z Powstaniem, ale również niesamowite zbiegi okoliczności, jakie Ci towarzyszą w poszukiwaniach.
OdpowiedzUsuńczekam na dalszy ciąg :)
Polly, o moich dalszych perypetiach na genealogicznych dróżkach będę pisać tutaj. Mam nadzieję, że czasu i zapału starczy :) Książka, cóż, może w następnym życiu, albo na emeryturze - jeśli się zdarzy ?
UsuńŚciskam Cię najserdeczniej :))))
to będę z zapartym tchem czytać blogo-książkę :))))
Usuńbuziaki :***
Czytam czasem Twoje wpisy jak powieść i denerwuję się, że tak się urywają w ciekawym momencie... ;-)
OdpowiedzUsuńJak to czasem zaskakująco splatają się różne wątki i tworzą całość. Oczywiście, dla kogoś, kto chce ją zobaczyć.
Miłego popołudnia, Beatko!
Cha, cha. Teraz przeglądam komentarze innych czytelników i widzę, że nie tylko ja tak mam. ;-)
UsuńDziękuję Fibulo, miłego wieczoru i poranka takowego :)
UsuńPowieść, którą życie pisze :) jest też niespodzianką dla głównego bohatera :D
O, tak. Oby jak najmilszą niespodzianka była. :-)
UsuńCzego nam wszystkim życzę :)
UsuńDostałam wypieków z ciekawości co dalej, a tu bęc, cdn :D
OdpowiedzUsuńDostałam wypieków z ciekawości co dalej, a tu bęc, cdn :D
OdpowiedzUsuńNastąpi, mam nadzieję wkrótce Basiu :)
Usuń