wtorek, 1 lipca 2014

Jedyna taka babcia – korzenie cz. 4.

Moja babcia była JEDYNA z wielu powodów. Kiedy się urodziłam nie chciała nazywać się babcią tylko Babiśką. Nikt już potem nie mówił o niej i do niej inaczej – została Babiśką. Moje imię – Beata – też zmieniła, na Aka. Nikt z rodziny nie mówi do mnie inaczej niż Akusiu. Była moją jedyną babcią, jaką znałam, bo ta druga babcia zginęła w Powstaniu Warszawskim. Babiśka była dla mnie niezmiernie ważna i wywarła ogromny wpływ na mnie i moje życie. Mówiła, że musi zastąpić mi ojca i tak chyba było. Miałam Mamę i Babiśkę.
Bardzo mi jej brakuje. Często o niej myślę.

Mama mojej babci, czyli  PRAbabcia
Marianna z Wysiadeckich Górecka
 (siedząca)  będzie mamą mojej Babiśki.
Nazywała się Joanna z Góreckich Rychłowska. Urodziła się w kwietniu 1918 roku w małej podwarszawskiej miejscowości. Była córką Marianny z Wysiadeckich i Stanisława Góreckiego. Jej matka zajmowała się domem a ojciec był cieślą. Ojciec miał ciężką rękę nie tylko do ciosania drewna.

Joanna Górecka (moja Babiśka) - I Komunia Św.
1928r. Skolimów
Babiśka miała dwoje młodszego rodzeństwa – brata Piotra i siostrę Teodozję, czyli Tonię. Mieli dom i kawałek ziemi w Chylicach-Skolimowie (okolice Konstancina). Ciężko im się żyło w przedwojennej Polsce. Babiśka, choć była bardzo zdolną dziewczynką ukończyła jedynie szkołę powszechną. Opowiadała mi jak zamiast jeść jajka wymieniała je w sklepie na zeszyty. Próbowała pisać wiersze. Była uzdolniona plastycznie i miała bardzo zręczne ręce.
Szkoła Powszechna rok 1931 - Skolimów. II rząd od dołu, Babiśka
druga z prawej z zamalowanymi nogami (wstydziła się chudych nóg ;)
Babiśka, Joanna Górecka, pierwsza z lewej. Pracownia Krawiecka
Pani Kanclerskiej - 1935 r.Maszyna do szycia tylko jedna
i przy niej pewnie siedzi Pani Kanclerska. 
Po ukończeniu szkoły rozpoczęła naukę zawodu w Pracowni Krawieckiej Pani Kanclerskiej i zastała krawcową. Odtąd jej pomysłowa głowa i zdolne ręce zrobiły mnóstwo pięknych rzeczy i sprawiały radość wielu ludziom, wraz ze mną oczywiście.
Babiśka (z lewej)  z koleżanką, ok. 1936r?

Pierwszy ślub Babiśki.







Pierwszy raz wyszła za mąż młodo i nieszczęśliwie. Po tym małżeństwie pozostały porozcinane zdjęcia. I moja mama, urodzona w październiku 1939 roku, już po wybuchu II wojny światowej. 












Niebawem w czasie okupacji Babiśka poznała w Warszawie swojego przyszłego drugiego męża Jana Rychłowskiego. Dziadek mieszkał wtedy na ul. Puławskiej. Jego aresztowanie przez Niemców i osadzenie w obozie koncentracyjnym rozdzieliło ich na prawie sześć lat. 
Babiśka w sukience, Gdynia 1946r. Zawsze
była nieco zwariowana i dlatego pozowała
siedząc na brzegu balkonu nad "przepaścią".

Jednak odnaleźli się po wojnie i pobrali. Znowu zamieszkali w Warszawie. W swoim życiorysie spisanym w 1948r. dziadek napisał: „żonaty, jedno dziecko lat 9”.
 Między dziadkiem i Babiśką była bardzo duża różnica wieku. Dziadek Jan Rychłowski stał się pierwszym troskliwym, kochającym i dobrym mężem dla mojej babci i prawdziwym ojcem dla mojej mamy Jolanty odtąd z domu Rychłowskiej. W powojennej rzeczywistości ciężko im się żyło. Jednak starali się jakoś sobie radzić. Zamieniali mieszkania, tak aby w końcu powrócić w bliskie sercu okolice Łazienek Królewskich. Babiśka opowiadała mi, jak kiedyś w czasie okupacji była z dziadkiem w tym parku i tak się zagadali, że nastała noc. Bramę do parku zamknięto na łańcuch i kłódkę, ale dziadek z żołnierską krzepą łańcuch gołymi rekami rozerwał i się uwolnili.
Brat Babiśki Piotr Górecki został powołany do wojska w 1946r.
Babiśka z lewej, a w tle na ogonie samolotu  biało czerwona szachownica.
Od prawej dziadek Jan Rychłowski, kuca Babiśka, w środku
moja mama z kotkiem.

Babiśka w środku z moją małą mamą mają sukienki z tego samego materiału.
Dziadek Rychłowski z tyłu, z prawej brat babci Piotr Górecki z żoną.
Moja mama z rodzicami: Joanną i Janem Rychłowskimi
w Ogrodzie Saskim, Warszawa, ok. r. 1957.



Po wojnie dziadek pracował w firmie Naftoprojkt, a potem był na emeryturze. Babiśka całe życie zarabiała jako prywatna krawcowa i miała swoje stałe klientki. Zdrowie dziadka mocno zszargane w obozach, coraz bardziej szwankowało. Babiśka została wdową w 1967 roku mając 49 lat. Nie wyszła już ponownie za mąż. 


Moją ukochaną Babiśkę pożegnałam na zawsze w marcu 1986 roku. Ja miałam wtedy 25 lat.

Ślub cywilny moich rodziców Warszawa 1959r. Babiśka z prawej, nad nią
 jej brat Piotr Górecki, z lewej Dziadek Rychłowski. Obok mojego ojca
Amelia "Muszka" Sokołowska ciotka taty, która go wychowywała.
Para młoda lat 20 oboje :)
Babiśka bardzo mnie kochała. Mam z nią związanych dużo bardzo dobrych wspomnień. W jej mieszkaniu na Mokotowie czułam się tak jak u siebie. Kiedy byłam mała bawiła się ze mną, chodziła na spacery, na lody do „Zielonej Budki”. I złapała dla mnie polną myszkę, ale ją wypuściłyśmy, bo miała straszne pchły. Spełniała moje odzieżowe marzenia. Tak naprawdę to ona mnie ubierała. Uszyła mi wymarzone spodnie „dzwony” i pierwszą mini spódniczkę. A nawet przerobiła dla mnie dziadkowy, biały, „furmański” kożuch. Stworzyła wszystkie moje balowe stroje i uplotła mi cudny wianek ze stokrotek do I Komunii Świętej. Czasem, kiedy u niej nocowałam, gdy rano się budziłam na szafie wisiała wymarzona sukienka, albo obok łóżka stały haftowane, piękne, wełniane kapciochy.

Ja z Babiśką i z mamą,i z dziadkiem i z tatą. Ok. r. 1964.

Babiśka podarowała mi w genach manualne zdolności i pokazała jak z nich korzystać. Nauczyła wszelakich ręcznych robótek – na drutach, na szydełku i haftowania. Wprowadziła w tajniki szycia na maszynie. Wspierała, kiedy coś mi się nie udawało, pomagała poprawić. Chwaliła, chwaliła i zachwycała się mną i tym, co udało mi się zrobić. Przechowywała moje laurki, pierwsze wierszyki i ...mój ząb mleczny.

Była zaufanym powiernikiem moich sekretów, mądrym doradcą, cierpliwym słuchaczem i wyrozumiałą babcią. Rozmawiałam z nią o wszystkim, o radościach, kłopotach, o szkole, koleżankach, o miłości i o seksie.

Babiśka nauczyła mnie patriotyzmu, opowiadała o wojnie, o konspiracji, o obozowych przeżyciach dziadka i o tym jak wysadzała tory kolejowe pod Tarnopolem. O haftowaniu orzełków na partyzanckich czapkach, robieniu chodaków i gotowaniu grochówki dla oddziału 50 żołnierzy. I też o tym, że kiedy umarł Marszałek Piłsudski za jego trumną ciągniętą na lawecie szły nieprzebrane tłumy ludzi i ona też szła kawałek, bo była jeszcze bardzo młoda. Pokazywała mi różne pamiątki, stare zdjęcia.

Śpiewała mi przedwojenne szlagiery Ordonki „Na pierwszy znak, gdy serce drgnie...”. „Piosenkę o mojej Warszawie” Mieczysława Fogga i piosenki powstańcze. Czytała mi też książki, wiersze Konopnickiej, prozę Marii Dąbrowskiej. Opowiadała mi bajki, które sama wymyślała, a których bohaterką była dziewczynka bardzo do mnie podobna. Babiśka bardzo kochała też mojego ojca, a swojego zięcia, który była dla niej jak kolejne dziecko. Nigdy nie pogodziła się z tym, że zginął tak młodo.

Babiśka w mokotowskim mieszkaniu, ok. 1983r.


Pod koniec życia, gdy była już bardzo schorowana coraz częściej brakowało jej cierpliwości. Dziś wiem, że musiała czuć się samotna mieszkając sama. Ja młoda i zakochana, pochłonięta swoim życiem, studiami, nie znajdowałam dla niej wystarczająco dużo czasu. Wciąż się gdzieś spieszyłam. Nie wypytałam o tyle ważnych rzeczy, o które powinnam zapytać i jeszcze dodatkowo spisać, żeby nie umknęło z pamięci. Że też człowiek mając 20 lat nie wie jeszcze, że kiedy będzie miał 50 gorzko pożałuje braku czasu i ochoty na zgłębianie zwykłych wydawałoby się rodzinnych dziejów.
Nie powiedziałam jej też jak bardzo była dla mnie ważna. Nie podziękowałam za to, że sama żyjąc bardzo skromnie, zapewniła mi dach nad głową. Nie zapewniłam jej o tym, że bardzo ją kocham.

Ostatni miesiąc życia spędziła w szpitalu po udarze mózgu. Była zirytowana swoim stanem, tym, że nie może się porozumiewać. Przychodziłam do niej co drugi dzień, na zmianę z mamą. Dzień, w którym odeszła był dniem dyżuru mojej mamy. W pamięci mam obraz naszego ostatniego pożegnania. Babiśka uśmiechnęła się do mnie ostatni raz, a ja ostatni raz ją pocałowałam...Jedyną taką moją Babiśkę.


Babiśka jakiś 1945r., po wyzwoleniu.
Jedyna taka babcia - Babiśka
Czytaj też:
1.Tylko Mama, Korzenie cz.3
2.Pożegnanie z ojcem, Korzenie cz.2
3. Wystarczająco ważne korzenie, cz.1
4. Ja 

14 komentarzy:

  1. Ech kochana, ty to masz szczescie... U mnie w rodzinie prawie zadne zdjecia sprzed wojny sie nie zachowaly. A moja ukochana babcia wyszla z takim urazem z wojny, ze ningdy nic nie wspomninala. Z dziecinstwa tez nie. Brak mi takich informacji o rodzinie jakie ty posiadasz w obfitosci. Dlatego, powtarzam, jestes szczesciara.
    Pozdrawiam ze Strasburga...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęć przedwojennych jest tylko (aż) siedem. reszta powojenna, ale dziś to też już historia. A co do wojennych wspomnień, to Babiśka była tylko o 2 lata starsza od tzw. pokolenia "Kolumbów" (rocznik ~20~). Mieli w sobie tyle młodzieńczej werwy i zapału do pracy w konspiracji - babcia była łączniczką w Warszawie, potem po wsypie dziadka - w partyzantce. Traktowali to jako przygodę - do wybuchu Powstania, a potem ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne miejsce, taki blog o korzeniach, ciekawie i wzruszająco piszesz o korzeniach. Ciepło o bliskich. Przyjemnie "przystanąć" i poczytać. Cieszę się, że odezwałaś się u mnie, bo pewnie nie znalazłabym Cię. Wakacje niestety nie dla mnie. Cały sezon letni pracuję od 16. Z rana czasem zajrzę na blogi. Do internetów wrócę od października.

    Moja przygoda z blogami rozpoczęła się od Pamiętnika Ewy, przepisywanego przez Riannon. Wspomnienia z tych trudnych czasów podczytuję najczęściej. http://pamietnik-ewy.blogspot.com/
    pozdrawiam, miłego dnia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Od miłych słów cieplutko na sercu. A praca w wakacje może milsza (mimo wszytko) niż w zimie :) Dzięki za linka do Pamiętnika Ewy - rzeczywiście niesamowita pamiątka. I już znalazłam coś wspólnego z moją rodziną (Lwowski Korpus Kadetów). Dużo dobrego, Alis.

    OdpowiedzUsuń
  5. No hej, byłam rano, ale nie miałam czasu się wypisać:)
    To może teraz: masz piękne korzenie, nic dziwnego, że jesteś TAKĄ osobą, a jaką, to dokładnie widać:), więc na tym poprzestanę.
    Też żałuję, że o wiele rzeczy nie spytałam mojego dziadka, który był 1910 rocznikiem, a z nami mieszkał ostatnie przez 10 lat życia. Trochę opowiadał, trochę się mimochodem słuchało. Za mało. Teraz sobie te okruchy przypominam i widzę, że o wiele należało dopytać, ale się o tym, że należy, nie wiedziało, bo za młodym i za mało świadomym świata wokół się było. Tak to jest...

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo Ci dziękuję za te miłe słowa :) Jak mawiają są dwie rzeczy, które można dać swoim dzieciom: KORZENIE i SKRZYDŁA. Obie dostałam, więc jestem szczęśliwa :)

    OdpowiedzUsuń
  7. o pierwszy raz słyszę o korzeniach i skrzydłach. Ciekawe. Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Już nie pamiętam skąd ten cytat pochodzi... Ale jest inspiracją dla wielu :) Kiedyś trafiłam na takie stowarzyszenie "Korzenie i Skrzydła" - fajne rzeczy robią w Małopolsce dla dzieci z małych miejscowości też. Jest i o korzeniach i talenty rozwijają. :)
    Zostawiam link http://www.korzenieiskrzydla.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. I też życzę samych dobrych chwil ::

    OdpowiedzUsuń
  10. Wpadłem tutaj przez przypadek :) Piękna historia miłości wnuczki do babci. Mnie tez wychowali w dużej mierze dziadkowie, z którymi mieszkałam do 18 roku życia, aż do ich śmierci. Dzięki tobie odżyły wspomnienia i właśnie uśmiechamy się do zdjęcia moich dziadków, które wisi w salonie :) pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Justyno, miło Cię tu gościć :) Niezmiennie mnie cieszy każda wizyta i komentarz, który pokazuje, jak jesteśmy do siebie podobni/e mimo różnorodności losów. Ja nie wychowywałam się z Dziadkami, a mimo to byli - a zwłaszcza Babiśka _ niezwykle dla mnie ważni.
    Jakie to fajne, ten zanik granic dzięki internetowi i możliwość poznawania nowych osób. Byłam u Ciebie na francuskim blogu - ile tam ciekawostek (choć nie znam francuskiego :)) BB

    OdpowiedzUsuń
  12. PANI WSPOMNIENIA SZCZERE I WZRUSZAJĄCE.
    ZMARTWYCHWSTAJĄ PANI BLISCY I PAMIĘĆ O NICH WSKRZESZA TEŻ PAMIĘĆ O POSTACIACH BLISKICH MNIE I NAM.
    TRAGICZNY ICH LOS KSZTAŁTUJE TEZ NASZĄ WRAŻLIWOŚĆ.
    TAKA KOLEJ NASZEGO ISTNIENIA. NASZA MŁODOŚĆ, STUDIA, TROSKA O ZDOBYCIE MIEJSCA NA GODNE ŻYCIE PRZYSŁANIA POZORNĄ OBOJĘTNOŚCIĄ POSTACIE, KTÓRYM ZAWDZIĘCZAMY NASZE ISTNIENIE. NASZ HART DUCHA, NASZĄ ŻYCIOWĄ ZARADNOŚĆ. GDY UŚWIADAMIAMY ICH OGROM DLA NAS POŚWIĘCENIA ZE ZGROZĄ UŚWIADAMIAMY SOBIE ŻE NIE ZDĄŻYLIŚMY IM POWIEDZIEĆ SŁÓW PODZIĘKOWANIA. NAGRODĄ DLA NICH .NASZA PAMIĘĆ..

    A. T

    OdpowiedzUsuń


  13. MODLITWA ANNY

    OD OBOJĘTNOŚCI ZACHOWAJ NAS PANIE.
    I DAJ NAM OCZY CO WIDZĄ,
    GDY WIDZIEĆ NIE CHCĄ.
    I RĘCE OTWARTE,
    GDY W PIĘŚĆ CHCĄ SIĘ ZACISNĄĆ.
    I DAJ SUMIENIE,
    CO KRZYCZY KIEDY SNY SPOKOJNE.
    I JESZCZE
    PAMIĘĆ DAJ O NICH.”

    A MODLITWA PANI ANNY WZRUSZAJĄCA.

    A. T

    OdpowiedzUsuń
  14. Miły A.T. dziękuję za przypomnienie pięknego wiersza Anny Maliny M. Też pozostaje pod urokiem Malwiny i jej pięknej poezji. Pozdrawiam. B.B.

    OdpowiedzUsuń

Z powodu nieproszonych gości włączyłam moderowanie. Przepraszam, że komentarz będzie trochę czekał na publikację. I miłego dnia Ci życzę :)