Tak, właśnie tak. Cmentarz nie musi być smutny. Jakkolwiek to może się wydawać dziwne. Powązkowska nekropolia jest miejscem, które chętnie odwiedzam i gdzie czuję się dobrze. To moje miejsce spotkań z Nimi i z historią.
Nie przypominam sobie, abym przez pierwsze 5 lat mego życia bywała na
cmentarzu. Jednak kiedy miałam 5 lat tragicznie zginął mój Tata. Wspomniałam o
tym w notce Pożegnanie z ojcem, która przez nieuwagę wylądowała na końcu
działu Korzenie.
Mój Tata, wtedy w 1966 roku, został pochowany właśnie na Powązkach, na których
spoczywali już wcześniej inni nasi krewni. Był czerwiec, potem nastało lato, potem
jesień, a ja razem z Mamą i Babiśką, często bywałyśmy na Powązkach odwiedzając
Tatę. Przynosiłam stąd do domu kasztany i kolorowe liście i te rozmowy, które z
Nim tam prowadziłam, opowiadając różne historyjki, jak wtedy, gdy wracałam z
przedszkola.
Następnego lata do Taty dołączył mój Dziadek Jan. A Powązki stawały się
miejscem, w którym oswajałam to, na co inni ludzie wymyślają łagodne określenia
– odejście, rozstanie na zawsze, ostateczne pożegnanie. A to po prostu jest
śmierć.
Już jako małe dziecko zdałam sobie sprawę z tego czym ona jest. Jest
konsekwencją tego, że się urodziliśmy. I nikt jej nie uniknie. Jest smutna, bo
potem smucą się i tęsknią ci, którzy jeszcze zostali na Ziemi. Dowiedziałam
się, że kiedy człowiek, ale też każde inne żyjące stworzenie umrze, to znaczy,
że zostanie pochowany do ziemi. Nie będzie go wśród nas, jego rzeczy nie będą
mu służyć, a tylko niektóre z nich zostaną zachowane przez pozostałych
domowników.
Przekonałam się wszak, że jednak taki ktoś może nadal w pewnym sensie żyć. Może
trwać w pamięci żyjących. Ileż to razy wyjmowałam pudło ze zdjęciami i
oglądałam na nich mojego Tatę, albo Dziadka. Ileż to razy słuchałam opowieści
Babiśki jakimi byli ludźmi.
Do tego grobu na Powązkach w 1986 roku odprowadziliśmy też moją ukochaną Babiśkę. Wspominałam Ją w notkach Jedyna taka babcia oraz Moja babcia czarodziejka.
Przez te wszystkie lata, choć bez fizycznej obecności moi najbliżsi są nadal przy mnie, a ja przy Nich. Pamiętam. W tym roku napisałam pierwszy w moim życiu list do Ojca. Został wydrukowany w miesięczniku „Charaktery”, a na blogu jest w notce Miłość na Dzień Ojca.
Na Powązkach odnalazłam groby wielu członków mojej rodziny, o których wcześniej nie wiedziałam, choć do dwóch nie udało mi się dotrzeć. Nie ma ewidencji przedwojennych pochówków, bo dokumentacja cmentarza. została spalona w czasie Powstania Warszawskiego.
Powązki to dla mnie również miejsce, w którym doświadczam wręcz fizycznego osadzenia w historii Polski, w historii Warszawy. Na tym skrawku ziemi spoczęli na wieczny odpoczynek wielcy ludzie. Babiśka prowadzała mnie zawsze po drodze do Marszałka Edwarda Śmigłego Rydza i opowiadała, jak powrócił potajemnie do Polski w czasie wojny i tajemniczo zmarł. Pochowali go pod innym nazwiskiem jako Adama Zawiszę żołnierze ZWZ – Związku Walki Zbrojnej z Mokotowa i że dziadek Rychłowski był właśnie w tej mokotowskiej organizacji.
I jeszcze śpiewała mi pod tą mogiłą taką przedwojenną piosenkę:
„Marszałek Śmigły Rydz, nasz drogi,
dzielny Wódz,
Gdy każe, pójdziem w Nim najeźdźców tłuc.
Nikt nam nie ruszy nic, nikt nam nie zrobi nic,
Bo z nami Śmigły, Śmigły, Śmigły Rydz”.
Potem szłyśmy do Naszych, a ja podskakując z nogi na nogę śpiewałam na własną
melodię Śmigły – Rydz, hyc, hyc, hyc.
Byłam małym dzieckiem, ale zachwycały mnie posągi uskrzydlonych aniołów,
których na Powązkach wiele i z wielką ciekawością przyglądałam się starym
nagrobnym fotografiom wąsatych panów i dziwacznie ubranych pań. Wyryte w
kamieniu płaskorzeźby twarzy dawno umarłych mieszkańców Warszawy mijałam jak
znajomych z przeszłości.
Poza tym jest tu zielono, spokojnie i cicho. Powązki są jak piękny park pełen starych drzew. Są tajemnicze i urzekające.
Kiedy byłam mała dorośli pokazywali mi groby bardzo ważnych Polaków, poetów, muzyków, albo polityków. Mijaliśmy wielki grobowiec rodziny Mościckich, ale też współczesny grób rodziny Piaseckich, a w nim pochowanego młodego Bogdana Piaseckiego, zamordowanego w 1957 roku, jak mówiła Babiśka przez ubeków. Zawsze wielkie wrażenie robiły na mnie groby młodych ludzi, jak ten Zbyszka Chylewskiego, który zginął we wrześniu 1939 roku w obronie Warszawy. Albo ten z biało-czerwoną szachownicą – lotnika Edwarda Guttmejera.
Tu na Powązki odprowadzałam będąc studentką, w maju 1983 roku maturzystę
Grzesia Przemyka, zamordowanego przez milicję obywatelską. Trudna i
smutna historia Polski pisała się na moich oczach.
Ciągle odkrywam tu piękne, stare grobowce i ważnych ludzi w skromnych mogiłach – jak ten grób Jan Rodowicza „Anody”, na który trafiłam teraz. Jest tam (chyba, bo może nie odnaleziono ciała i grób jest symboliczny) pochowany młodszy brat „Anody” Zygmunt Rodowicz. Jego dowódcą był mój stryjeczny dziadek- kpt. Mieczysław Sokołowski. To pod jego dowództwem Zygmunt został ranny, a potem zginął w zbombardowanym przez Niemców szpitalu na ul. Chełmskiej.
Powązki mają w sobie coś niepowtarzalnego, jakąś niezwykłą atmosferę i nastrój. Opierają się temu jarmarcznemu przepychowi zawalonych donicami z kolorowymi chryzantemami grobów i roznoszącemu się zapachowi kiełbasy z grilla. Tu wciąż ważniejsze jest światło, obecność i skromne, gustowne przybranie. Ja, tak jak wielu innych odwiedzających ten cmentarz ludzi, znajduję tu czas i miejsce na zadumę nad życiem, refleksję o przemijaniu, ale nie na smutek. Dla mnie Powązki są mostem prowadzącym do Niebiańskiej Bramy, a ta brama wiedzie do ogrodu wspomnień.
Grób rodziny Palmirskich, dr Władysława i Julii. Tu spoczywa też Anna i Mieczysław Offmańscy. |
Ś.P. por. Edward Guttmejer, uczestnik Wielkiej Wojny i wojny polsko-bolszewickiej, zginął śmiercią lotnika |
Edward Dziewoński "Dudek" znaleziony przypadkiem |
Grób Marszałka Śmigłego Rydza dawniej wyglądał inaczej |
Wiele grobów wymaga renowacji, część odrestaurowano z wpływów z dorocznej kwesty. |
Władysław Chojniarz , Jego córka Halinka , po prostu obywatele Warszawy. Tu trwa stara Warszawa, moje miasto rodzinne. |
Są drzewa, są ptaki. |
Powiązane notki
.Pożegnanie z ojcem
.Miłość na Dzień Ojca
.Moja babcia czarodziejka
.Jedyna taka babcia
Odkąd pamiętam, zazdrościłam warszawiakom Powązek, krakowianom Rakowic, a zakopianom Brzyzka. Mieszkam w mieście, gdzie tak stare cmentarze są jedynie przy kilku równie starych kościołach. Te komunalne liczą sobie zaledwie kilkadziesiąt lat. I nie mają w sobie nic nostalgicznego. Czuje się tylko ich smutek. Bo leżą na nich wyłącznie ludzie, których moje pokolenie znało. Młodzi ludzie. Średnia wieku 50 lat. To nie są odległe rodzinne historie bohaterskich przodków zmarłych przed naszym urodzeniem. To są ciągle żywe rany. Tam w większości spoczywa pierwsze pokolenie mieszkańców. Odwiedzane przez dzieci, czyli przez nas. Nie mają w sobie nic nostalgicznego. Bolą.
OdpowiedzUsuńNo tak, wczorajszy dzień był wesoły, w końcu to Wszystkich Świętych, a oni balują w niebie. Dziś można się trochę bardziej zadumać:) Uściski!
Na Powązkach są również pochowani w rodzinnych grobach ci, którzy zmarli niedawno. Dla mnie zawsze, niezależnie od cmentarza, najbardziej smutne są śmierci dzieci, ludzi młodych. Ja jestem wreszcie, po wielu, wielu latach pogodzona ze swoimi stratami, dlatego mam inne spojrzenie na cmentarz i śmierć. Miałam na to dużo czasu i kosztowało dużo emocjonalnego wysiłku.
UsuńBywam też na cmentarzu komunalnym na Wólce Węglowej w Warszawie, gdzie spoczął mój teść. Ogromny obszar podzielony równymi alejkami, z prawie identycznymi nagrobkami. Pozbawiony zieleni i nostalgicznej zadumy. Nie ma znaczenia, czy to Wszystkich Świętych, czy Zaduszki, czy niedziela. To wielkie pole pełne grobów sprawia właśnie smutne, przygnębiające wrażenie.
Uściski odwzajemniam, Wiolu,
Dla mnie to miejsce znane tylko z telewizji,
OdpowiedzUsuńu Ciebie jak zawsze ciekawie :)
Dobrze że jesteś Alis :) Brakuje mi Twoich zdjęć i codziennej obecności.
UsuńŚciskam, B
już wracam spokojniejsze dni chyba będą, bo zamieszanie spore mieliśmy :)
Usuńudanego tygodnia życzę :)
To się cieszę, dziękuje i również samych dobrych dni życzę , B
UsuńChyba nigdy na Powązkach nie byłam. Byłam na wielu zabytkowych cmentarzach w wielu miastach a tu nie. chyba kiedyś muszę nadrobić.
OdpowiedzUsuńdziekuję za oprowadzenie :)
Julio, jeśli tylko będziesz w Warszawie, koniecznie zajrzyj na Powązki. Są o wiele piękniejsze. Pokazałam tylko takie boczne alejki, raczej "moją trasę" niż a nie okolice Alei Zasłużonych.
UsuńPozdrawiam Cię serecznie :)
stare cmentarze mają swój klimat.
OdpowiedzUsuńZaduszki są moim ulubionym świętem. Szkoda, że nie co roku mogę być w tym czasie w Miasteczku na Warmii. Nie ma tam takich pięknych pomników jak na Powązkach, cmentarz właściwie jest nowy, większość grobów jest powojennych, jak to pewnie zwykle na ziemiach odzyskanych.
Przypomniało mi się, że mam piękną zaduszkową opowieść, chyba nawet jest na blogu. Znajdę i wyślę ci link. Myślę, że ci się spodoba.
Kasiu, z przyjemnością przeczytam. Koniecznie wstaw tu link,
UsuńUściśnienia, B
P.S.
Warto też zajrzeć do Marii z Pogórza, która wpisała się poniżej. Tam piękne zdjęcia i opowieść o zdolnym pogórzańskim kamieniarzu.
Jakaż bogata historia Twojej rodziny, w komentarzu u mnie, i ten wpis tutaj, i pozostałe "korzenie"; gotowy materiał na sagę wielopokoleniową, i wierzę, że kiedyś ją napiszesz; wstyd się przyznać, ale nie znam Warszawy, Powązek, moje życie obraca się wokół mojej "małej ojczyzny"; bardzo lubię odwiedzać stare cmentarze, ale tylko wtedy, gdy nie ma tłoku, czytam napisy, daty, oglądam zdjęcia na porcelankach i podziwiam kunszt dawnych rzemieślników, bo dzisiejszy błysk sztucznych mamrmurów i złotych liter, prawie identycznych, nie przemawia do mnie, może do przyszłych pokoleń, jak nabierze patyny czasu, a bardziej pochylę się nad kamieniem nagrobnym, wyjętym z potoku, na bojkowskim cmentarzu z nieudolnie wyrytym znakiem krzyża; ot! taki dziwak ze mnie, ale myślę, że nieszkodliwy:-) pozdrawiam Cię serdecznie, i słonecznie.
OdpowiedzUsuńMario Droga, myślę, że nie poznać Warszawy to nie jest powód do wstydu. Byłaś w tylu pięknych, ważnych miejscach - nie można być wszędzie. I też wcale nie-dziwak z Ciebie. Mnie też bardzo zachwycają stare, nieporadnie wykonane przedmioty, w które autor serce włożył. Ta różnorodność jest właśnie fascynująca.
UsuńA co do historii rodzinnej, to muszę przyznać, że od kiedy ją zgłębiam, czyli od przeszło 10 lat, odkrywam coraz to nowe zaskakujące wątki i czasami rzeczywiście Film można byłoby nakręcić, albo książkę napisać. Ot choćby wczoraj, czytałam list z 1892 roku od pewnej Anki do pewnego Mieczysława, i śmiałam się do łez, a i prawdziwa łza poleciała . I biegłam do męża wołając, Miśku, ona go kocha, naprawdę! Jak to możliwe, przecież on ożenił się z inną. O Boże, co się stało z Anką P?
Uściśnień Krocie ślę do Ciebie :)
Nigdy nie byłam na Powązkach... Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńA ja nigdy nie byłam w Irlandii, Chociaż dziś trochę byłam :)
UsuńUściski i pa :)
No właśnie, i ja na Powązkach trochę, dzięki Tobie :)
UsuńBeata, niewiarygodne, ale zgubiłam ten tekst! Nie mogę go znaleźć ani na aktualnym blogu, ani na starym już zamkniętym. A przecież pamiętam, że to pisałam! A potem wykorzystałam, po przełożeniu, na szwedzkim, kiedy jeszcze się go uczyłam w szkole.
OdpowiedzUsuńDziwne, naprawdę.
Kasiu, szkoda, ale trudno, tak widać miało być, jak mawiała moja Babiśka.
UsuńTo pewnie będzie powód aby za rok napisać coś jeszcze raz :)
Pozdrawiam cię słonecznie, bo dziś u nas świeci piękne słońce, wcale nie listopadowe :)