niedziela, 26 kwietnia 2015

Tylko jedno jedyne zdjęcie. (1)


Muszę pozostawić na jakiś czas opowiadanie historii moich macierzystych dziadków, w szczególności dziadka Jana Rychłowskiego. Choć zostało jeszcze wiele zdjęć, pamiątek, odznaczeń i ciekawych opowieści to na razie muszę tu postawić kropkę.


Od  dziadków Rychłowskich zaczęłam, bo ich znałam, kochałam, bo byli w moim życiu bardzo ważni od zawsze. Może to przewrotność, a może coś innego, ale ich obecność i ich dzieje mi nie wystarczały. Pewnie dlatego w życiu przytrafiła mi się fascynująca przygoda, która dopomina się miejsca na blogu. 



Przez wiele lat swojego dorosłego życia czułam się ... niekompletna, dziwna, inna. Trochę tak, jakbym patrzyła na swoje odbicie w lustrze w zaparowanej łazience, gdy widać tylko zarysy postaci. Nieomal zupełny brak wiedzy o rodzinie mego ojca Rafała nie dawał mi spokoju. Byłam napiętnowana przez ten brak. Czułam się z jednej strony pokrzywdzona niewiedzą o ojczystych korzeniach, a z drugiej na swój sposób winna, że do nich nie dotarłam. Kiedy byłam dziewczynką, nastolatką, głupią gąską, mogłam iść do mieszkania, w którym wychowywał się mój ojciec i w którym ja zamieszkałam po urodzeniu. Mogłam wtedy wypytać o wszystko mieszkające tam jeszcze dwie ciotki mego ojca. Mogłam, ale tego nie zrobiłam. Od śmierci taty jego ciotki nie utrzymywały z nami kontaktu, podobnie jak wielu innych członków jego rodziny. Widać jego nagła śmierć była ponad ich siły. Zaskoczyła, bo przyszła niespodziewanie i onieśmielała bezsensem. Była okrutna i absurdalna. I nieodwracalna. 


Choć ciotki ojca były jakby nieznajome, obce poprzez nieistnienie w moim życiu, to przecież mogłam tam pójść. Nie były ani niesympatyczne, ani specjalnie miłe. Zwłaszcza ciotka Marylka sprawiała wrażenie surowej osoby. Otworzyłyby mi drzwi na pewno, poczęstowały herbatą, lecz czy odpowiedziałyby na wszystkie pytania? Nie wiem...



Potem brat ojca sprzedał to mieszkanie, a żyjące w nim stare krewne umieścił w domach pomocy społecznej gdzieś na Śląsku. I tak kontakt, który mogłam nawiązać przy odrobinie odwagi i roztropności, stał się po prostu niemożliwy.  

Kiedy wreszcie po latach dotarło do mnie, co jest dla mnie tak naprawdę ważne i dlaczego, było już za późno. Czasu nie da się cofnąć – o, jakie to odkrywcze stwierdzenie! 



W dorosłe życie weszłam z wiedzą o tym, że rodzice mego ojca oboje zginęli w Powstaniu Warszawskim, o tym jak się nazywali i że dziadek był chemikiem. O powstanie próbowałam dopytać moją matkę chrzestną, z którą miałam dobry kontakt i to ona mi powiedziała, że dziadkowie zginęli gdzieś w pobliżu ulicy Chałbińskiego. Nie wiedziała jednak nic więcej, ani tego czy i gdzie byli pochowani. Moją młodzieńczą niefrasobliwość i zaniechanie równoważył jedynie fakt, że zawsze czciłam dzień wybuchu Powstania Warszawskiego. W ten dzień zawsze moje myśli były przy dziadkach ojczystych, choć nic o nich nie wiedziałam.


Miałam tylko to jedno jedyne zdjęcie – fotografię dziadka Zygmunta Sokołowskiego i nie miałam pojęcia jak wyglądała moja babcia Hanka. Było mi okrutnie smutno, gdy przyglądając się sobie w lustrze nie mogłam dostrzec, w czym jestem do niej podobna. Najbardziej ze wszystkiego nieomal fizycznie bolało mnie to, że może gdzieś są ich groby, na których obce ręce kładą kwiaty i kto inny pali znicze, a może pozostają opuszczone i zaniedbane. Im stawałam się starsza tym bardziej dręczyła mnie niepewność i męczyła konieczność znalezienia ojczystych korzeni. To dziwne uczucie tęsknoty, przywiązania i miłości do zmarłych w kwiecie wieku dziadków, których nigdy nie poznałam i od których już dawno stałam się starsza, falowało we mnie nasilając się w czasie sierpniowym. Śpiewałam powstańcze pieśni, oglądałam kroniki z powstania, a słone łzy bezwiednie toczyły się po policzkach. Tak bardzo chciałam wypełnić pustkę po tej stronie serca, która wciąż czekała na tych nieobecnych... 



Kiedy przekroczyłam czterdziestkę myślałam o nich bardzo często i coraz bardziej czułam się nie w porządku. Musiałam ich odnaleźć, żeby wypełnić lukę, żeby połączyć łańcuch pokoleń. Czułam się tak, jakby oni wołali do mnie i o tę pamięć się upominali.



Dziś już wiem, że to sięganie do korzeni w drugiej połowie życia jest dość powszechnym tak zwanym zachowaniem schyłkowym. W odróżnieniu od skakanie ze spadochronem, albo nowego małżeństwa z dużo młodszą kobietą, nie służy odmłodzeniu siebie, ale jest sposobem na domknięcie, dopełnienie swego wizerunku. Jest jedną z wielu ważnych spraw, które należy uporządkować nie tylko dla przyszłych pokoleń. Potrzebowałam uzupełnić swoją tożsamość i stać się kompletna zanim sama odejdę z tego świata. Kiedy minie się półmetek życia dociera do człowieka, że czas, który jeszcze przed nami jest ograniczony. To też w pewnym sensie tłumaczy, dlaczego nie starałam się dotrzeć do wiedzy o dziadkach, gdy byłam dzieckiem.



Był rok 2004 i właśnie zbliżała się okrągła 60-ta rocznica Powstania Warszawskiego. Dzięki staraniom ówczesnego prezydenta Warszawy, pana profesora Lecha Kaczyńskiego, szykowano otwarcie Muzeum Powstania Warszawskiego. Musiałam coś zrobić, aby odnaleźć swoich ojczystych dziadków Hannę i Zygmunta Sokołowskich. Obiecałam im i sobie, że to zrobię. Nawet, jeśli miałabym obejść wzdłuż i wszerz wszystkie cmentarze w Warszawie...

Zapraszam też do lektury:
.Ja
.Wystarczająco ważne korzenie
.Pożegnanie z ojcem


15 komentarzy:

  1. Beatko, wierzę, że jeszcze się w Nich odnajdziesz. I jestem przy Tobie myślami.

    Ja teraz jestem dość przygnieciona robotą, więc nie mam czasu zastanowić się nad sensownym komentarzem, a byle czego nie wypada u Ciebie pisać, ale wiedz, że zawsze tu zaglądam, by odetchnąć.

    Gorąco Cię pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiolu :) Zadbaj o siebie, idź za głosem serca...
      Trzymam kciuki za przedsięwzięcia i też zaglądam do Ciebie :)

      Usuń
  2. podkręciłaś Kaczko atmosferę, penie potrafisz połączyć odczucia, wątki i przesłanie przodków, czekam na dalszą część przemyśleń :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alis, to będzie dłuuuga historia :)

      Dla mnie zaczęła się prawie 11 lat temu :)

      Uściski serdeczne ślę do Ciebie :-)

      Usuń
    2. czyli mam przygotować się na odcinki?
      to dopiero mnie zachęciłaś

      będę cierpliwie czekaćććććć :)

      Usuń
    3. Tak, tak. To będzie o-powieść w odcinkach :))))

      Mos serdecznej kobiecej energii posyłam :)

      Usuń
    4. łapię i przygarniam wszystko co posyłasz. Oddaję w usmiechach i sympatycznych myślach.

      O ciekawych tytułach pomyślałaś???

      Usuń
    5. Alis dzięki za wszystko co dobre :)

      Ciekawe tytuły... wiem, wiem, przyciągać w trzech słowach :)

      Usuń
    6. Ha, ha, ha :) Następny chwytliwy brzmiałby ... Jak zgubiłam się na cmentarzu ;-/

      Usuń
  3. Dobrze jest czytać szczere wpisy, bo czasem takie historie ułatwiają podjęcie niektórych decyzji :-). Dziękuję Ci za tę przysługę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bardzo lubię szczerość i autentyczność :)

      Dobrego dnia Tesiu :)

      Usuń
  4. Pamiętam, że czytałam ten wpis, ale nie wiem dlaczego nie zostawiłam po sobnie żadnego znaku, przepraszam....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem wdzięczna, że czytasz, a znaki... czasem są niewidoczne, ale równie ważne :****
      Buziaki i tanie <3 :)

      Usuń
  5. Przytulam Cię, niestrudzona poszukiwaczko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współodczuwanie jest krzepiące. Dziękuję Fibulo :)

      Usuń

Z powodu nieproszonych gości włączyłam moderowanie. Przepraszam, że komentarz będzie trochę czekał na publikację. I miłego dnia Ci życzę :)