![]() |
List z 1915r. napisała Julia Palmirska do męża dr. Władysława Palmirskiego |
... czyli o miłości, tęsknocie i Wielkiej Wojnie.
Działo się to niespełna sto lat temu. Był piątek 29 października 1915.
Już od ponad roku trwała Wielka Wojna budząc trwogę i strach nie tylko w
Polakach. Zanim jeszcze 4 sierpnia tamtego roku do Warszawy wkroczyli Niemcy, wiele
osób wyjechało z miasta na wschód, do Rosji, do Moskwy, Petersburga, na Krym do
Odessy a nawet do Baku. W Rosji przebywał również doktor Władysław Palmirski.
Nie jestem pewna, czy wyjechał z własnej woli, czy wyjazd był mu narzucony.
Wyjechał w związku z obowiązkami zawodowymi. Wojna niesie nie tylko zniszczenia
i śmierć od kul, szabli i bagnetów. To też głód, wycieńczenie, choroby i dlatego
zapotrzebowanie na szczepionki było ogromne. Doktor Palmirski już dawniej wyjeżdżał
do Rosji, gdzie w Odessie współtworzył stację bakteriologiczną. Żołnierze umierali
nie tylko z ran odniesionych w walkach, znoszeni do polowych lazaretów po
stoczonych bitwach. Umierali, podobnie jak cywile, na szerzące się choroby
zakaźne: dyfteryt, cholerę, dur brzuszny, czerwonkę, szkarlatynę, ospę. Dobry
bakteriolog, jakim był Władysław Palmirski w takim czasie był szczególnie potrzebny.
Po prostu musiał wyjechać, inaczej przecież nie zostawiłby w Warszawie swojej
kochanej żony Julii.
List Julii Palmirskiej do męża Władysława Palmirskiego przepisałam pogrubioną kursywą. Jego treść wplotłam w opowieść o tamtym dniu Moja prababka Stanisława Sokołowska była siostrą cioteczną doktora
Palmirskiego.
I znowu będzie o miłości i też o Wólce Prackiej.
****
Noc skończyła się długo przed świtem. Ciepło z pieca umykało i chłód przeniknął
skuloną pod kołdrą Julię. Jednak bardziej niż zimno dokuczał jej okropny sen.
Jej Władzio był po drugiej stronie jakby płynącej parowem rzeki, czy przepaści
i wyciągał do niej ręce, coś wołał, ale ona go nie słyszała. Nie mogła zrobić
kroku, bo stała na krawędzi tego urwiska. Oddzielająca ich przestrzeń
wypełniała się mgłą tak gęstą jak wata. Wyciągnęła ręce w jego stronę, ale
zniknęły w białym mleku. Próbowała zawołać, najgłośniej jak umiała
- Władku, jesteś tam? Jesteś? Gdzie jesteś?...
Obudził ją własny, uwięzły w gardle krzyk.
Usiadła na łóżku, bo wiedziała, że i tak już nie zaśnie. W ciemnościach
próbowała dostrzec puste miejscu, które zwykle obok niej zajmował mąż.
Przesunęła ręką po pluszowej narzucie, płaskiej i zimnej. Próbowała przypomnieć
sobie chwilę, gdy on leżał obok niej i gdy rano głaskała przez tę narzutę jego
kochane ciało.
- Jesteś tam Władku? Gdzie jesteś Kochany? – szeptała. Drżała – może z zimną, a
może z miłości.
Tęsknota stała się jak żelazna obręcz ściskająca serce i już chwytała ją za
gardło. Nie, nie może płakać jak mała dziewczynka. Ma już przecież prawie 50
lat. Nałożyła na siebie niebieski, gruby szlafroczek i zsunęła nogi na podłogę.
Stopy bez trudu trafiły w ranne pantofle.
![]() |
Julia i Władysław Palmirscy |
Julia zapaliła stojącą na nocnym stoliku świecę i przez chwilę przyglądała się wyłaniającemu
się z mroku małemu, owalnemu portrecikowi. Jego twarz obok jej buzi, głowa przy
głowie, serce przy sercu.
Wstała i osłaniając dłonią drgający płomyk podeszła do sekretarzyka. Postawiła świecznik na blacie, a z oparcia krzesła zdjęła wełnianą chustę i opatuliła się szczelnie miękką, puszystą tkaniną. Nie wezwała panny pokojowej, aby napaliła w piecu. Chciała w spokoju napisać mężowi o tym co w tej chwili czuje. Ich listy były po prostu jak rozmowa.
Wstała i osłaniając dłonią drgający płomyk podeszła do sekretarzyka. Postawiła świecznik na blacie, a z oparcia krzesła zdjęła wełnianą chustę i opatuliła się szczelnie miękką, puszystą tkaniną. Nie wezwała panny pokojowej, aby napaliła w piecu. Chciała w spokoju napisać mężowi o tym co w tej chwili czuje. Ich listy były po prostu jak rozmowa.
Z prawej szufladki sekretarzyka wyjęła kartkę listowego papieru, zdjęła
przykrywkę z kałamarza i umoczyła stalówkę w atramencie. W pokoju rozległ się
chrzęszczący dźwięk skrobania pióra po bumadze.
29
X (1)915,
Władku mój drogi, jedyny!
Piszę bo Anka wyjeżdża, ale nie mam nadziei, aby słowa moje Cię doszły.
Chciałabym posłać Ci wieści i myśli moje, ale nie wierzę abyś je otrzymał. Tyle
już listów wysłałam, a Ty pewnie żadnego nie masz. Ja miałam od Ciebie
wiadomość z 17 VIII. A poza tem jakaś wiadomość krótka mnie doszła z Września.
Teraz już zdaje się mi (nic) nie odbiorę – czy Ty pojmujesz jak mi z
tem jest smutno!
Zdrowa jestem i całe moje otoczenie, lecz wszyscy wzdychamy do końca wojny, lub
do jakiegoś endu, abyś Ty znów się mógł znaleźć wśród nas wszystkich.
Wybieram się ze Staśkiem w Niedzielę na wieś na dni parę, bo już nie mogę
wysiedzieć tak ciągle w mieście.
Julia oderwała wzrok od listu, bo wyobraźnia przeniosła ją do jakże miłej Wólki
Prackiej. Tam jest przestrzeń, kryształowe powietrze, świerki strzeliste i
stawy, które teraz rano pewnie pokrywa cienka skorupka lodu. Tam jest wolność, która na jedną mała chwilę, ukryła się przed wrogiem. Zresztą już najwyższy czas
dojrzeć gospodarstwa, tym bardziej, że ostatnie tygodnie spędziła z siostrą i
siostrzeniczkami w Warszawie.
Och – westchnęła ciężko. Nie sposób już dłużej zatrzymywać Anki, ani dziewczynek. A z nimi pociecha i wesele, nawet w taki smutny czas. Tyle pogody, gwaru i zamieszania wnoszą do jej domu córki siostry: Wandzia i bliźniaczki Zosieńka i Marcia. Te wyrastające na ładne panienki siostrzenice Julia bardzo kocha. Na to wspomnienie z twarzy Julii zniknął na moment posępny wyraz, a pióro ochoczo pomknęło po papierze.
Och – westchnęła ciężko. Nie sposób już dłużej zatrzymywać Anki, ani dziewczynek. A z nimi pociecha i wesele, nawet w taki smutny czas. Tyle pogody, gwaru i zamieszania wnoszą do jej domu córki siostry: Wandzia i bliźniaczki Zosieńka i Marcia. Te wyrastające na ładne panienki siostrzenice Julia bardzo kocha. Na to wspomnienie z twarzy Julii zniknął na moment posępny wyraz, a pióro ochoczo pomknęło po papierze.
Zobaczę
chociaż na własne oczy co się tam dzieje. Anka była u nas 3 tygodnie – dziś wyjeżdża, dziewczynki smutne, mnie bajecznie
jest smutno, a nic jaśniejszego nie widzę na horyzoncie. Pracownia dotąd idzie, ale kto wie co będzie dalej- Ciągle się dopytują o
Ciebie.
A właśnie- pomyślała Julia - muszę dziś koniecznie zrobić zamówienie na nowe
szkła do pracowni - i wyjęła z sekretarzyka książkę zleceń zakupów. Dobrze
chociaż, że bakteriologiczna pracownia Władka jest na miejscu, w naszej
kamienicy. Zawsze to jakaś ulga w organizacji zajęć. Zresztą wszystko
wyglądałoby inaczej, gdyby nie ta wstrętna wojna. Trudno wprost uwierzyć, że to
naprawdę się dzieje – rozważała zasępiona. Tyle okrucieństwa, tyle ludzkich tragedii.
Boże jedyny, kiedy to się skończy... Po chwili znowu pochyliła się nad listem.
Czasem mi się zdaje, że wszystko co się
dzieje to jakiś straszny długi sen, okropnie męczący – czy i kiedy nastąpi
przebudzenie? Czy wrócą nasze dawne dobre czasy?
Boję się zawsze o Ciebie, czyś aby zdrów i czy aby o sobie pamiętasz- Ja nie
mogąc często pisywać do Ciebie, gdy mi już bardzo ciężko na duszy – i pragnę
bądź co bądź z Tobą gawędzić – rzucam swe myśli do Ciebie na papier i chowam
pod klucz, dla Ciebie gdy wrócisz już do nas. Tylko wracaj Władźku co
najprędzej i niech Cię Pan Bóg strzeże w każdej godzinie, abyś nam wrócił zdrów
zupełnie.
Tak jak Ty pragniesz zdrowia dla mnie, tak ja pragnę go dla Ciebie.
Gdy tęsknota szarpie mię już bardzo – tylko o jedno proszę Boga serdecznie, aby
mi Ciebie w zdrowiu przynajmniej zachował.
Uściśnienia serdeczne, długie – wyrazy bezgranicznego przywiązania wysyłam na
szczęścia – czy Cię dojdą ? Twoja Julia
Jeszcze przez chwilę Julia wpatrywała się w złożoną na pół kartkę. Wahała
się, czy włożyć ją do koperty. Potem odsunęła lewą szufladkę sekretarza i tam
na małym stosiku podobnie zapisanych papierów położyła następny list do męża.
Wstała rozcierając zziębnięte ramiona i podeszła do okna. Wychodziło na ulice
Koszykową, na której właśnie młody latarnik gasił jedyną teraz palącą się nocą
gazową latarnię. Ten brak oświetlenia był najmniej dolegliwą konsekwencją
wojny.
W Warszawie wstawał szary świt. Do uszu kobiety dobiegł z razu niezbyt głośny
turkot wozu i stukot końskich kopyt. To od strony Ujazdowskich toczył się wóz
węglarza. Woźnica co chwila strzelał z bata nad głową konia, który z trudem
ciągnął wypełniony węglem wóz. Mijając ich kamienicę pod numerem 23 zwolnił
przed zbliżającym się już skrzyżowaniem Koszykowej z ulicą Mokotowską. Julia
usłyszała, bo zobaczyć tego nie mogła, że węglarz skręcił w lewo za stojącą
obok kamienicą. Hałas jakim tego ranka wypełnił ulicę furman i jego furmanka
zlewał się już z innymi dźwiękami budzącego się dnia.
****
Wciąż czytam ten list ze wzruszeniem. I nie dlatego, że jego autorka jest ze
mną w odległy sposób spowinowacona, lecz dlatego, że jest to piękny list o
miłości, o tęsknocie, w którym prawie pięćdziesięcioletnia kobieta, po 23
latach małżeństwa pokazuje, jak żywe jest jej uczucie do męża i jakimi są
wielkimi przyjaciółmi. W tym liście ożywają też obawy Julii Palmirskiej, jej
smutek i przygnębienie, który niesie ze sobą wojenny czas.
Czy my dziś potrafimy tak kochać i pisać takie listy? Czy doceniamy czasy
pokoju? Czy potrafimy cieszyć się tymi wszystkimi drobnymi, dobrymi rzeczami
które mamy i które nas spotykają? A pokój na świecie tak kruchy, podobnie jak
ludzkie życie.
Dzielę się tym wzruszeniem z Wami, moi Drodzy Czytelnicy, za zgodą obecnej
właścicielki listu – prawnuczki wspomnianej w liście Anny Offmańskiej.
P.s.
Narracja w tej notce jest fikcją „literacką”, aczkolwiek opartą o znane mi
fakty.
Zdjęcia współczesne pochodzą z prezentacji grup rekonstrukcji historycznej - z otwarcia wystawy "Skrzydła Wielkiej Wojny", Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie, 27.07.2014.
Zdjęcia współczesne pochodzą z prezentacji grup rekonstrukcji historycznej - z otwarcia wystawy "Skrzydła Wielkiej Wojny", Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie, 27.07.2014.
Czytaj też:
.Okradziono mnie?
.Niespodziewane pocieszenie