Kiedy
powiedziałam głośno, że nic nie jest JAKIEŚ, dopóki TAK o tym nie pomyślimy,
wywołałam całkiem zażarty spór. Jak to nie jest „jakieś”? TO musi być
obiektywnie właśnie takie, jakie jest, a nie takie jak ci się wydaje, że może
być, a nie jest. To, co mówisz to tylko semantyczne wygibasy. To manipulacja. Stawiasz
świat na głowie!
Mój
kochany Rozmówco, któryś wyposażony w „szkiełko i oko” starasz się o
przereklamowany obiektywizm, pozwól, że wyjaśnię jak ja to widzę. A nawet czuję, bo przećwiczyłam na własnej
skórze.
Jaki,
jaka, jakie? To pytania przymiotnika. Kiedy mówię „jakieś”, czyli takie to a
takie, to odpowiadam właśnie na te pytania. Przykład? Patrzę przez okno i
widzę: pada deszcz i wieje wiatr. Zerkam na termometr – kilka stopni na plusie.
To jest prawda obiektywna. Kiedy mówię podła pogoda, no paskudna, okropna,
wstrętna, brrr – to jest już tworzenie JAKIEJŚ rzeczywistości. Teraz inny
przykład. Patrzę przez okno, a żar się z nieba leje. Słońce nieprzykryte ani
jedną, najmniejszą nawet chmurką. Ani jeden leciutki podmuch wiatru nie
zakołysze listkiem na drzewie. Jest chyba ze trzydzieści stopni. Po prostu
straszna pogoda, jak na patelni, usmażyć się można, aż trudno wytrzymać.
Pytasz,
co z tym można zrobić? Ano z pogodą nic – przynajmniej na razie. A skoro z
pogodą nic zrobić nie można, to może przynajmniej inaczej o niej pomyśleć?
Pada
i zimno - aż miło iść do pracy (jeśli pracujesz pod dachem :) Wrócisz z pracy,
albo jeśli to akurat weekend, to wleź pod kocyk i sobie książkę poczytaj. To
jest świetna pogoda – na to, żeby się do kogoś przytulić, żeby upiec ciasto,
spotkać się ze znajomymi. Dziecku bajkę opowiedzieć, może taką wymyśloną przez
siebie? To jest bardzo dobra pogoda na porządki w szafie, albo na sprucie
starego swetra i zrobienie całkiem nowego. Kiedy patrzę przez okno, a na
świecie nie świeci słońce i wicher hula, odczuwam wdzięczność, że mam cieplutkie
mieszkanko, w którym miło się zaszyć przed deszczem i psa pogłaskać po
brzuszku.
Teraz
kolejne ćwiczenie: skwar na dworze i spiekota? Lody sobie kup, albo nogi do
zimnej wody włóż. W pracy nie wypada nóg moczyć, to na kark mokrą apaszkę
połóż. Dużo pij. W drodze do domu poszukaj cienia w zieleni.
Klapnij sobie pod
drzewem i gołe stopy na trawie połóż. Poczuj chłodny dotyk zielonych źdźbeł.
Uciekaj od betonu do parku, nad wodę, albo do lasu. A przypomnij sobie czasem
jakąś jesienną szarugę, albo zimową zadymkę. Może to cię ochłodzi?
Gołe stopy w trawę włóż. |
O
bardzo wielu rzeczach można dobrze myśleć. Na przekór obiektywnym trudnościom.
Stąd przysłowie: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Dobre,
pozytywne myślenie naprawdę zmienia samopoczucie, pozwala na więcej
samozadowolenia. Prawie na wszytko można popatrzeć z dobrej, albo ze złej
strony. Mam na myśli zwykłe codzienne zdarzenia, które nam się przytrafiają.
Zaspałam
do pracy, dostałam burę i jeszcze muszę to odrobić? Trudno, a może nawet
dobrze. Widocznie mój organizm potrzebował snu. Przynajmniej się wyspałam.
Ciasto
w piekarniku siadło i zrobił się zakalec? Może i tak da się zjeść, przecież
nadal jest słodkie:) A jak nie, to
wyrzucisz. Przecież i tak miałaś się odchudzać. Następnym razem zrobisz je
inaczej, albo zrobisz inne, skoro takie ci nie wychodzi. Ciasto z zakalcem to
nie jest tragedia, nawet, jeśli to było popisowe danie na wystawne przyjęcie.
To może być nawet komedia, jeśli wymyślisz do tego jakąś wesołą historię.
Chyba, że wolisz się nakręcić: „cholera, mnie to się nigdy nic nie udaje, kiedy
mi na czymś zależy”. Albo: „Baśka sobie pomyśli, że nawet głupiego sernika
upiec nie potrafię, a jej to nawet kremówki wiedeńskie lepsze niż w Bristolu za
każdym razem wychodzą.” Albo: „no i wywaliłam w błoto 50 złotych, trzeba było
kupić gotowe, a nie cukiernika udawać”.
Oczywiście, że następnym razem możesz kupić gotowe – tamte też są dobre.
Nie o to chodzi, czy zrobimy tak, czy tak. Chodzi o to jak się czujemy, gdy
wymyślamy sobie różne negatywne komentarze na swój temat i otaczającej nas
rzeczywistości. Jakie przymiotniki do tego przyczepiamy. Jakie oceny i sądy
wydajemy, nawet, jeśli to tylko sprawa pogody lub spalonego ciasta. Nic nie
jest JAKIEŚ, dopóki właśnie TAK (dobrze lub źle) o tym nie pomyślimy.
Ja
sobie ćwiczę dobre myślenie. Po prostu, kiedy przyłapię się na „niepozytywnych
przymiotnikach”, a na początku trudno to sobie uświadomić, szukam w danej
sytuacji dobrych stron. Czasem pomaga mi zobaczenie tej sytuacji, jako dobrej
dla kogoś, skoro nie może być dobra dla mnie. Kiedyś notorycznie wściekałam się
w metrze, jeśli ktoś mnie ubiegł w zajęciu miejsca siedzącego, albo, gdy nie
było takich miejsc. Teraz, jeśli naprawdę źle się czuję jadę na wcześniejszą
stację, bo tam przeważnie mogę usiąść. Jednak, kiedy staję do wyścigu o miejsce
i ktoś mnie ubiegnie, nie pomstuję w myślach na temat młodych byczków, którzy
sobie wygodnie siedzą – rozparci nota bene, a ja, nie młoda już kobieta, dyndam
się na stojąco. Wtedy sobie myślę: trochę postoję, a na „Ratuszu” na pewno już
coś się zwolni. Albo: teraz postoję, a w pracy się jeszcze nasiedzę. Albo myślę
o tym młodym byczku: wygląda krzepko, ale może też go coś boli? Ostatnio w
metrze miałam miejsce siedzące, ale usiadł koło mnie wielki facet. Już sobie
pomyślałam: taki ogromny i napakowany, że powinien za dwa bilety płacić. Wtedy
by sobie dwa miejsca zajmował, a nie na mnie leżał, cholera. Przyłapałam się na
tej cholerze i przyszła mi do głowy taka myśl: ciasno ci kochana i niewygodnie?
No pewnie, że niewygodnie! To wyobraź sobie, że jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki, z tego metra znikają wszyscy ludzie, oprócz
motorniczego rzecz jasna. I zobaczyłam metro puściutkie, a ja jedna mogłam
sobie na każdej stacji zmieniać miejsce. Oj, poczułam się bardzo nieswojo, i
szybko sobie pomyślałam, że dobrze jest mieć ludzi wokół siebie, nawet troszkę
za dużych jak na rozmiar jednego siedzenia. Poza tym mogę przecież wstać, a
skoro siedzę to znaczy, że wolę siedzieć w ścisku, niż w ścisku stać:)
W
życiu przytrafić się nam mogą naprawdę prawdziwe tragedie i bardzo trudne
momenty. Nie jakieś tam codzienne dyrdymały i problemiki. Takie dramatyczne
wydarzenia mogą załamać nas zupełnie. Ludzie, którzy wierzą w Boga, mogą
przypomnieć sobie wówczas, że swoje troski warto powierzać Boskiej Opatrzności.
Mogą powiedzieć kochającemu Bogu: „Troszcz się Ty”. Ci z nas, którzy w Boga nie wierzą, albo ci,
którzy ciągle szukają, muszą radzić sobie w jakiś inny sposób. Ja przećwiczyłam
na sobie, a też podpatruję innych, że w życiu jest łatwiej i przyjemniej, jeśli
potrafimy we wszystkim znaleźć dobre strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z powodu nieproszonych gości włączyłam moderowanie. Przepraszam, że komentarz będzie trochę czekał na publikację. I miłego dnia Ci życzę :)